Na używane auto wydajemy zwykle równowartość co najmniej kilkumiesięcznych, a czasem i kilkuletnich zarobków – to poważny zakup, w przypadku którego wpadka grozi poważnym spustoszeniem domowego budżetu.
Decydując się na samochód używany, z jednej strony oszczędzamy z reguły co najmniej kilkadziesiąt procent w porównaniu do nówki z salonu, bo już po pierwszych 3 latach samochody z reguły tracą 20-45 proc. wartości. Z drugiej strony ryzykujemy, że kupimy auto ze znacznie wyższym przebiegiem od deklarowanego, powypadkowe, wymagające poważnych napraw lub nawet nienadające się do dalszej bezpiecznej eksploatacji, samochód z wadami prawnymi, za który trzeba będzie uiścić dodatkowe opłaty, lub wręcz taki, którego nie uda się zarejestrować lub zostanie nam odebrany.
Potencjalne oszczędności są warte ryzyka, ale należy je zminimalizować! To trudne, bo jako nabywcy zwykle stajemy naprzeciw profesjonalnych sprzedawców. Zawodowcy są szybsi od amatorów – jeśli w ogłoszeniach pojawia się prawdziwa okazja, handlarze są z reguły pierwsi. Po naszej stronie stoi wprawdzie prawo (konsument jest na uprzywilejowanej pozycji względem profesjonalnego sprzedawcy), ale oni mają doświadczenie i setki trików w zanadrzu.
Jeśli chcecie uniknąć wpadki, lepiej wychodźcie z założenia, że sprzedawca nawet jeśli podaje się za osobę prywatną, sprawia sympatyczne wrażenie i wzbudza zaufanie, jest oszustem próbującym wcisnąć wam odpicowany wrak. Jeśli okaże się, że jest inaczej, przeżyjecie najwyżej miłe rozczarowanie.
Kolejna złota zasada przy oględzinach i zakupie używanego auta – nie róbcie tego samodzielnie! Druga osoba nie musi być koniecznie wysokiej klasy ekspertem od motoryzacji (choć byłoby to wskazane), ważne, żeby potrafiła spojrzeć na auto i na całą sytuację z dystansem i bez emocji, które zwykle towarzyszą nabywcy szukającego samochodu dla siebie.
A jeśli już znaleziony samochód rzeczywiście zachwyci was ceną, wyglądem czy stanem technicznym, upewnijcie się koniecznie, czy niczego mu nie brakuje pod względem formalnym: czy sprzedawca jest jego właścicielem lub osobą upoważnioną, czy auto ma komplet dokumentów.
Gdzie szukać ofert?
Najmniejsze ryzyko wpadki wiąże się z zakupem auta od znajomych lub od rodziny; takie okazje trafiają się jednak sporadycznie.
Zakup od prywatnego sprzedawcy: w takiej sytuacji nie chronią nas przepisy konsumenckie, ale oferta może być lepsza, bo bez marży pośrednika. Uwaga! Wielu handlarzy podaje się za osoby prywatne, żeby nie płacić podatków i móc się łatwiej wykręcić od odpowiedzialności, jeśli samochód okaże się wadliwy.
Warto pobawić się w detektywa i sprawdzić, czy rzekomo prywatny sprzedawca nie ma jeszcze kilku innych aut do sprzedania. Sygnałem ostrzegawczym jest też to, że auto nie jest zarejestrowane na sprzedawcę lub sprzedawca ma je od bardzo niedawna. Prywatni sprzedawcy najczęściej wybierają ogłoszenia internetowe.
Komisy przy autoryzowanych salonach: wzbudzają największe zaufanie, ale stojące w nich auta są z reguły wyraźnie droższe niż u innych sprzedawców. Uwaga! Im też nie warto ślepo ufać! Komis przy ASO ma łatwy dostęp do historii auta, książek serwisowych, pieczątek, części potrzebnych do odświeżenia auta i do komputerów serwisowych pozwalających na modyfikację wpisów w sterownikach samochodu.
Nikt tak dobrze nie skręci licznika jak ASO. Prawdziwe okazje zdarzają się rzadko – jeśli pojawia się naprawdę dobre auto, które klient zostawia na wymianę za nowy samochód, z reguły przechwytują je pracownicy salonu i zachowują dla siebie lub sprzedają znajomym.
Komisy niezależne: często na placu wyglądającym na jeden komis auta wystawia kilku sprzedawców – to może utrudnić składanie reklamacji w razie wpadki – może się okazać, że akurat ten, który nas oszukał, już się tam nie pojawia. Większość aut stojących w komisach jest też wystawiana w ogłoszeniach internetowych, często za niższą kwotę niż wywieszona na samochodzie.
Oglądaj auto jak zawodowiec
Najważniejszym i najtrudniejszym do naprawy elementem samochodu nie jest wcale silnik czy skrzynia biegów, lecz nadwozie, a w przypadku aut terenowych i pikapów – rama. Jeśli nadwozie jest zniszczone, nie będzie do czego przykręcać nowych części.
Większość aut na rynku wtórnym ma za sobą mniejsze lub większe naprawy karoserii, ale nie każdy ślad wypadku automatycznie dyskwalifikuje dany egzemplarz. Gruba warstwa szpachli na błotniku czy na drzwiach to jeszcze nie tragedia – te elementy można z reguły łatwo i tanio wymienić.
Ślady napraw na słupkach (np. w miejscach mocowania drzwi), progach, podłużnicach czy dachu świadczą o tym, że samochód uczestniczył w poważnej kolizji – przed zakupem warto pokazać go zaufanemu blacharzowi-lakiernikowi i ewentualnie sprawdzić tzw. punkty bazowe (geometrię) karoserii – takie badanie kosztuje kilkaset złotych. Samochód należy oglądać zawsze przy dobrym świetle – jeśli np. leje deszcz, lepiej umówić się na inny termin.
Warto mieć ze sobą miernik lakieru. Nawet te najtańsze, kosztujące niewiele ponad 100 zł, choć są nieprecyzyjne, pozwalają ujawnić zbyt grubą warstwę szpachli. Nadwozie zawsze oglądamy najpierw z pewnej odległości – w ten sposób łatwiej dostrzec np. to, że karoseria jest krzywa lub nierówno polakierowana.