Skąd się bierze mdły zapach wnętrza charakterystyczny dla starszych aut albo wrażenie, że coś w środku gnije?
Najczęściej to roztocza we wszystkich materiałach tapicerskich w aucie, bakterie w układzie wentylacji lub w klimatyzacji, czasem zatkany filtr kabinowy, w którym kurz i różne resztki organiczne wozimy miesiącami lub latami.
Taki „filtr” nie tylko „wzbogaca” powietrze płynące do kabiny o przykre zapachy, lecz także ogranicza jego przepływ. Najlepiej go wymienić, a przynajmniej usunąć.
Niemal nie sposób pozbyć się smrodu tylko z takiego samochodu, który został podtopiony. Choć w kokpicie królują sztuczne materiały odporne na gnicie, to woda powodziowa niesie ze sobą wiele substancji, które dostają się w takie zakamarki, że smrodek zostaje tam już na zawsze.
Dlatego auta popowodziowe w komisach niemal zawsze stoją z uchylonymi szybami lub „galeryjką” choinek zapachowych, które mają maskować przykry zapach. W normalnym aucie „stary” zapach usuniemy, dokładnie piorąc tapicerkę – choćby pianą w spreju.
Musimy też odgrzybić nawiew – albo substancją dostarczaną do nawiewów długą sondą, albo sprejem pozostawionym w aucie na kwadrans przy pracującym silniku klimatyzacji w trybie wewnętrznego obiegu.
Wnętrze można też poddać ozonowaniu, to skutecznie usunie orzykre zapachy.
Od czego zacząć odsmradzanie auta? Roztocza, gnijące okruchy jedzenia, sierść czworonogów – to wszystko wbija się w materiał, część przenika aż do warstwy pianki i gąbki w fotelach, więc najpierw auto trzeba, najdokładniej jak to możliwe, odkurzyć.
Potem, nie żałując detergentów, wyprać. Pianą pokrywamy całe elementy, nigdy ich fragmenty – inaczej powstaną plamy!
Po całej operacji auto musi postać z uchylonymi szybami co najmniej kilkanaście godzin, by wnętrze dokładnie wyschło. Zbyt intensywny czasem zapach detergentów ulotni się po kilku dniach eksploatacji samochodu.