To, że w poprzednim sezonie klimatyzacja działała poprawnie, nie znaczy wcale, że po zimie uda się ją w ogóle uruchomić. Jak uniknąć rozczarowania przy pierwszych upałach?
Nic tak nie szkodzi klimatyzacji, jak długotrwała bezczynność. Układ wypełniony jest mieszaniną czynnika chłodzącego (najczęściej R134 lub R1234yf) oraz oleju, który smaruje podzespoły klimatyzacji, a przy okazji go uszczelnia. Jeśli chłodziwo zbyt długo nie jest tłoczone przez kompresor, mieszanina może się rozwarstwić – olej oddziela się od chłodziwa, wyschnięte uszczelnienia przepuszczają gaz, ciśnienie w układzie spada.
Dlatego fachowcy zwykle zalecają, żeby – nawet zimą – raz na jakiś czas włączyć klimatyzację, nawet jeśli nie jest ona wtedy aż tak bardzo potrzebna. W wielu autach problem bezczynności klimatyzacji nie istnieje – układ jest domyślnie włączony lub uruchamia się automatycznie, gdy tylko włączymy klimatyzację w trybie nawiewu na przednią szybę.
Klima to nie lodówka
Na dłuższą metę klimatyzacji musi też zaszkodzić brak regularnej obsługi. Niektórzy wciąż twierdzą, że przecież samochodowa klimatyzacja działa dokładnie tak samo, jak domowa lodówka – bo powietrze jest w niej schładzane w wyniku rozprężania chłodziwa sprężanego przez kompresor – a przecież lodówek nikt nie oddaje na coroczne przeglądy. To nie tak!
Wyobraźcie sobie, w jakim stanie po roku byłaby lodówka, gdyby codziennie poddawano ją takim obciążeniom, jakie muszą znosić podzespoły klimatyzacji w samochodzie. O ile w stojącej nieruchomo lodówce wszelkie połączenia przewodów mogą być szczelnie zalutowane na sztywno, to w samochodowej klimatyzacji nie brakuje połączeń i przewodów elastycznych.
Chłodziwo w minimalnych ilościach przenika przez pory gumy czy uszczelki układu. W ciągu roku z całkowicie sprawnej klimatyzacji znika 5-10 proc. czynnika. Niby to nie tak dużo, ale im mniej chłodziwa w układzie, tym chłodzenie jest słabsze. Już po 3-4 latach bez uzupełniania czynnika układ może przestać działać – albo dlatego, że zablokuje go zabezpieczenie zapobiegające pracy kompresora na sucho, albo... z powodu zatarcia kompresora.
W przypadku większości aut jeżdżących po naszych drogach rutynowy przegląd klimatyzacji nie jest drogi – można znaleźć promocyjne oferty za ok. 100 zł (wraz z czynnikiem). Jeśli klimie nic nie dolega, to taki zabieg wykonywany za pomocą automatycznego urządzenia do obsługi klimatyzacji powinien wystarczyć. Po podłączeniu do auta maszyna automatycznie najpierw odzyskuje czynnik, filtruje go, oddziela od oleju i wody, która mogła się skroplić w układzie, a następnie sprawdza metodą podciśnieniową szczelność układu i – jeśli nie stwierdzi usterek – wtłacza z powrotem do układu odpowiednio odmierzoną porcję chłodziwa wraz z nowym olejem i ewentualnie barwnikiem świecącym pod promieniami UV, który pomaga wykrywać nieszczelności. Cała procedura trwa zwykle kilkadziesiąt minut.
Foto: Auto Świat
Uwaga! Przy obsłudze klimatyzacji warsztaty czasem nieźle kombinują. Jeśli usługa trwa zbyt krótko, np. kilka-kilkanaście minut, to znaczy, że albo wcale nie została wykonana, albo mechanik skrócił lub całkiem pominął próbę szczelności. Zdarza się też, że klimatyzacje, zamiast właściwym chłodziwem, są „dobijane”... propanem-butanem.
Jeżeli klimatyzacja nie działa wcale, to standardowa usługa prawdopodobnie nie wystarczy – lepiej od razu udać się do warsztatu zajmującego się naprawami takich układów, w którym mechanicy potrafią coś więcej niż tylko podłączenie automatycznego urządzenia do portów serwisowych i wybranie odpowiedniej opcji. Zresztą niektórzy „fachowcy” nawet z tym sobie nie radzą – wśród mechaników krążą historie o zakończonym pożarem podłączeniu „kombajnu do klimy” do zaworka na listwie wtryskowej paliwa zamiast do portu serwisowego klimatyzacji!