km (i to bez zniszczenia silnika), postanowiliśmy sprawdzić, jak takie samo paliwo sprawdzi się w supernowoczesny Golfie TDI. Przyznajemy, że przyjęliśmy dosyć ostre założenia. Samochód seryjny, bez żadnych przeróbek. W żaden sposób nie modyfikowaliśmy ani nie rozcieńczaliśmy też paliwa - olej pozostał dokładnie taki, jaki można znaleźć na półkach w sklepie spożywczym. Sceptycy twierdzili, że to się nie może udać, że prawdopodobnie auta nie da się uruchomić. Początek testu był zaskakująco obiecującyTymczasem pierwsza próba zakończyła się sukcesem. Po zatankowaniu oleju spożywczego nowy Golf potrzebował dosłownie chwili, żeby zaskoczyć. O ile jego poprzednik wymagał zazwyczaj zastosowania przynajmniej odrobiny samostartu, nowemu TDI trzeba było zaledwie dłuższego zakręcenia rozrusznikiem.Po pierwszysch kilometrach kolejne zaskoczenie - mimo zastosowania "naturalnego" paliwa osiągi pozostały zupełnie bez zmian, TDI było zrywne i dynamiczne.Nic się nie zmieniło? Niezupełnie: z rury wydechowej zaczął wydobywać się ostry zapach, niczym z nadmorskiej smażalni. Po kolejnych startach nie było już tak dobrze. Przy niskiej temperaturze silnik wprawdzie zapalał, jednak przez pierwsze 4 minuty kategorycznie wzbraniał się przed wykonaniem jakiegokolwiek poważniejszego wysiłku. Dopiero po upływie tego czasu, jak gdyby nigdy nic zaczynał reagować na naciskanie pedału gazu. Tak czy innaczej pod względem wygody eksploatacji i kultury pracy na alternatywnym paliwie nowy Golf na głowę bił swojego poprzednika, który do względnie normalnej jazdy na oleju spożywczym wymagał kilku przeróbek.Im dłużej, tym gorzej. Coraz więcej usterekPierwszy raz Golf zawiódł z powodu błahostki - gęsty olej roślinny zatkał filtr paliwa. Po wymianie auto znowu zaczęło jeździć normalnie. Ale nie na długo - 2 tygodnie później Golf znowu odmówił posłuszeństwa i tym razem bez pomocy warsztatu nie udało się go uruchomić. Diagnoza mechaników - uszkodzenie wstępnej pompy paliwa. W dodatku technicy stwierdzili również inne nieprawidłowości odnotowane w pamięci błędów komputera. Kolejne dni przyniosły odczuwalny spadek dynamiki, spora część ze stadka 105 koni zamiast pracować, wolała się paść na rzepaku. Mimo wszystko auto nadal jeździło - niestety do czasu. Po 5 tygodniach i 4239 przejechanych km stało się! W trakcie wyprzedzania spod maski dobiegł huk. Wprawdzie silnik pracował nadal, jednak do jazdy brakowało mu siły. Z rury wydechowej poza kropelkami oleju zaczęły się wydostawać kłęby gęstego dymu. Nie trzeba być ekspertem, żeby wiedzieć, co to oznacza - śmierć turbosprężarki. Samochód został odtransportowany do fabryki Volkswagena w Salzgitter, gdzie dokładną diagnozę przeprowadziło konsylium ekspertów: mechaników, specjalistów ds. jakości, pracowników działu konstrukcyjnego oraz inżynierów odpowiedzialnych za testy.Całkiem poważne spustoszeniaRozbiórka silnika potwierdziła pierwsze podejrzenia - turbina nadaje się wyłącznie na złom. We wnętrzu korpusu nie udało się nawet znaleźć wirnika - jego szczątki odkryliśmy dopiero w całkowicie zaolejonym katalizatorze. Ale dlaczego? Zdaniem ekspertów przyczyną tak dużej "demolki" były długotrwale utrzymujące się zbyt wysokie obroty. Czyżby defekt nie miał nic wspólnego z zastosowanym paliwem? Miał i to bardzo dużo! Nasz testowy Golf był wyposażonyw turbinę o zmiennej geometrii łopatek. Niespalone resztki oleju spożywczego (dokładnie takie same, jak na starej, kuchennej patelni) zablokowały jednak precyzyjny mechanizm sterujący obrotami turbiny. Efekt? Wirnik kręcił się z prędkością nawet o 80 tys. obr./min większą, niż zakładali to konstruktorzy silnika. To się nie mogło udać! A co z resztą silnika? Blok przetrwał test bez rozpoznawalnych szkód. Gorzej z osprzętem. Wszystkie 4 pompowtryskiwacze noszą wyraźne ślady zużycia, wprawdzie po zakończeniu testu nadal działały, ale zdaniem specjalistów już niedługo. Na "własne życzenie" popsuliśmy przepływomierz - ucierpiał na skutek rozruchów przy pomocy samostartu. Gdyby nie przedwczesna awaria turbiny, zdążylibyśmy popsuć więcej - do oleju silnikowego przedostało się sporo niespalonego oleju spożywczego, znacznie pogarszając jego właściwości smarne. Przy zachowaniu zalecanych okresów międzyprzeglądowych zagrożone byłyby elementy m.in. układu korbowego. Czy to oznacza, że "biopaliwo" nie nadaje się do zasilania samochodów? Nadaje się, ale nie jest to takie proste, jakby się mogło wydawać. Żeby miało szanse zadziałać, należy albo poważnie zmodyfikować samochód, albo poddać olej roślinny dalszej obróbce chemicznej. To się musiało źle skończyć!Uprzedzając ataki zwolenników biopaliw, przyznajemy, że wybraliśmy najbardziej ekstremalny i ryzykowny wariant. Zarówno samochód, jak i olej nie były w żaden sposób zmodyfikowane. Dlatego powyższy test pokazuje tylko, żew seryjnym, nowym aucie czysty olej spożywczy musi spowodować poważne spustoszenia. Trzeba jednak zaznaczyć, że istnieją na rynku (zarówno polskim, jak i za granicą) firmy dokonujące kompleksowych przeróbek, które znacznie ograniczają ryzyko tak poważnych awarii oraz umożliwiają codzienną, w miarę bezproblemową "jazdę na rzepaku". Specjaliści z firmy Volkswagen od początku przewidywali, że test może skończyć się awarią - na wszelki wypadek na naszego Golfa czekał już zastępczy silnik. Jak się okazało, przydał się.- Urwany, zdemolowany wirnik to konsekwencja zbyt wysokich obrotów sprężarki- Fragmenty turbiny dokonały spustoszeń nawet w układzie wydechowym. Koszt wymiany turbiny to ok. 6 tys. zł- Pompowtryskiwacze są bardzo kosztowne, po 4 tys. km widać na nich ślady zużycia. Koszt wymiany to kilkanaście tys. zł!Po przeróbce może się udaćW miarę bezpieczne dostosowanie diesla do zasilania olejem roślinnym to wydatek od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Zestawy zawierają zazwyczaj podgrzewacze oleju, dodatkowe filtry oraz elektrozawory pozwalające na wybór między zasilaniem olejem roślinnym lub standardowym paliwem. W przypadku nowoczesnych silników konieczna może się też okazać modyfikacja wtryskiwaczy i świec żarowych. Z racji przepisów sprzedawcy nie afiszują się nadmiernie ze swoją ofertą, jednak zainteresowani bez problemów znajdą ich choćby w internecie. Starsze jeżdzą gorzej, ale za to znacznie dłużejW Niemczech z racji łągodniejszych przepisów jazda na oleju roślinnym stała się ekologiczną modą. Biopaliwo (zarówno modyfikowane, jak i czyste) można kupić na wielu stacjach paliw. U nas odbywa się to po cichu, a szkoda, bo znając polską pomysłowość, paliwo i elementy instalacji mogłyby stać się rynkowymi przebojami. Po teście nie możemy wprawdzie polecić takiego rozwiązania właścicielom nowych, drogich diesli, jednak posiadacze starszych aut po odpowiednich przeróbkach, mając świadomość ryzyka, powinnimieć możliwość zatankowania tego, co im podpowiada "ekologiczne i ekonomiczne sumienie." Groźne nie tylko dla autaNie bez przyczyny test odbywał się w Niemczech. Mimo że w Polsce coraz więcej osób decyduje się na tankowanie oleju roślinnego, tańszego od paliwa sprzedawanego na stacjach, to oficjalny test mógłby się skończyć dla nas sporymi kłopotami. Dlaczego? Bo u nas wszystko, co trafia do baku, z mocy prawa staje się paliwem i podlega opodatkowaniu podatkiem akcyzowym (ok. 2 zł za litr).Tyle że niestety nie ma jak tego podatku zapłacić, bo nikt nie przewidział w przepisach wykonawczych trybu jego indywidualnego uiszczania. Gdyby czujny pracownik kontroli skarbowej przeczytał artykuł, bylibyśmy w nie lada opałach. W zależności od rodzaju przewinienia kodeks karno-skarbowy przewiduje wysokie kary pieniężne, a nawet więzienie. Przepisy mają się wkrótce zmienić, tyle tylko że nie wiadomo, na czym zmiany te mają polegać. Mimo grożących konsekwencji "podziemny" rynek biopaliw ma się w Polsce nieźle.Zmień auto albo paliwoSzczególnie rolnicy coraz częściej decydują się na przeróbki maszyn rolniczych i samochodów pozwalające na tankowanie ich olejem roślinnym. W większości przypadków modyfikacje takie polegają na zdublowaniu instalacji paliwowej. Podczas rozruchu oraz przed wyłączeniem silnik jest zasilany zwykłym olejem napędowym, natomiast w trakcie normalnej jazdy do cylindrów trafia wstępnie podgrzany i przefiltrowany olej spożywczy. Podgrzany olej staje się rzadszy, lepiej i dokładniej się spala. Praktycy twierdzą, że najlepiej sprawdza się olej przepalony wcześniej w smażalni, gdyż większość niepożądanych substancji osadziła się na patelniach. Innym sposobem jest zmodyfikowanie samego paliwa i przerobienie czystego oleju rzepakowegona ester metylowy. Ma on parametry fizykochemiczne zbliżone do oleju napędowego. Adresy sprzedawców aparatury do produkcji takiego paliwa bez problemów można znaleźć w internecie. Uwaga!Ester metylowy oleju rzepakowego jest stosunkowo agresywną substancją, np. rozpuszcza niektóre materiały uszczelniające. Nie tylko diesleNie tylko diesle mogą jeździć na biopaliwie. W samochodach z silnikami iskrowymi najpopularniejszym paliwem alternatywnym jest alkohol etylowy. Można go wytwarzać właściwie z każdego surowca pochodzenia roślinnego - z ziemniaków, buraków, glonów, kukurydzy, żyta czy trzciny cukrowej. Do tej pory paliwo to było popularne głównie w Ameryce Południowej, teraz trafia do Europy za sprawą Skandynawów. Na spirytusie szybciej Ciekawy przykład to Saab BioPower. Samochód ten jest przystosowany zarówno do zasilania zwykłą benzyną wysokooktanową, jak i jej mieszanką z alkoholem etylowym. Paliwo takie można kupić w Szwecji na normalnych stacjach paliw pod nazwą E85, przy czym cyfry tenie oznaczają liczby oktanowej, ale zawartość alkoholu etylowego w mieszance. Pozostałe 15 proc. tego paliwa to benzyna. Liczba oktanowa wynosi104! Co ciekawe, paliwo E85 może być mieszane w dowolnym stosunki z nomalną benzyną bezołowiową.
Słonecznikowy nie tuczy
Zachęceni wynikami testów z 2000 i z 2003 r., kiedy to mimo kilku problemów udało się pokonać zasilanym olejem spożywczym kilkunastoletnim Golfem II turbodieslem kilkadziesiąt tys.