Większość użytkowników nawigacji samochodowych stawia im dość proste zadania: prowadzenie od punktu A do B. Często znajdują się one w tym samym mieście (odpada konieczność szukania nieznanej ulicy na planie) lub dalej (nie trzeba ślęczeć nad mapą z kalkulatorem zliczając odległości pomiędzy miastami).
Urządzenia dobierają trasę według kryteriów zadanych przez kierowcę: najkrótszą, optymalną itp. Robią to szybko i całkiem dobrze.
Skąd więc tytułowa nieufność do nawigacji?
W trakcie naszego testu postawiliśmy przed urządzeniami dwa, znacznie mniej typowe zadania. Po pierwsze, skontrolowaliśmy czy elektroniczni pomocnicy rozróżniają status prawny drogi – słowem, czy korzystanie z ich wskazówek zabezpieczy nas przed nieprzyjemnym spotkaniem ze strażą leśną.
Po drugie, chcieliśmy zobaczyć, jaka jest dokładność map w odniesieniu do dróg szutrowych, bocznych itp. Do testu wybraliśmy nieco lepsze (czyli też droższe) urządzenia firm Blow, Mio, TomTom i Garmin. Ostatnia nawigacja nie była typowo samochodowym produktem, raczej turystycznym z możliwością wykorzystania w aucie.
Wydawałoby się, że tego typu funkcje, w takim urządzeniu powinny być najbardziej dopracowane. W trakcie jazdy korzystaliśmy też z pokładowych nawigacji w Nissanie X-Trailu i Toyocie Hilux.
Poznawanie urządzeń w Warszawie przyniosło pierwsze nadzieje i ostrzeżenia. Blow pokazuje mnóstwo zakazów, jeśli więc tak dobry będzie również w terenie, możemy zapomnieć o przykrych doświadczeniach z leśnikami! Zakaz wypatrzyliśmy także w Mio, ale tam znalazł się od w absurdalnym miejscu – trzeba więc uważać…
Pierwsze prawdziwe zadanie wydawało się bardzo proste – to próba dotarcia na poligon w okolicy Sulejówka (od kilku lat bardzo wyraźnie obstawiony zakazami wjazdu). W miejscu oznaczonym GPS-em jako N 52o18’36’’/ E 21o16’37’’ w TomTomie urywa się droga,Blow pokazuje zaś zakaz i każe zawrócić – duży plus!
Niestety, później nie było już tak dobrze
Podróżując w okolicy Puszczy Kampinoskiej drogą wskazaną przez wszystkie nawigacje, odbyliśmy (na szczęście miłą) rozmowę z panem leśniczym. Skończyło się na upomnieniu… Szybko przekonaliśmy się, że nawigacje za nic mają przepisy o jeździe po lasach.
Poszukując doświadczeń odwiedziliśmy również pogranicze Warmii i Mazur oraz Bałtów. Wnioski ze wszystkich tych miejsc są w zasadzie identyczne. Nawigacje zawierają w swojej pamięci sporo dróg o nawierzchni szutrowej, ale zupełnie nie mają pojęcia o ich statusie prawnym.
Bez skrupułów wprowadzają na zakazy (ramka obok), pod szlabany i w mało pewne szlaki. Oczywiście, tłumaczenie na wiele się nie zda…
Korzystniej (choć nie rewelacyjnie) wypadają testowane urządzenia – właściwie mapy, którymi dysponują – w kategorii siatki drogowej. Wyznaczenie szlaku „off-road” w Blow może być wręcz niebezpieczne – nawigacja wyznacza takie ścieżki, że asfaltu nie zobaczymy prawie wcale.
Ale z drugiej strony, nie wszędzie drogi i skrzyżowania pokrywają się z rzeczywistością – stosunkowo często widzimy rozgałęzienia i boczne drogi, których na mapach po prostu nie ma. Którędy wtedy pojechać? Zaufać nawigacji czy intuicji? Jest trzecie wyjście: najlepiej wspomagać się mapą.
Czy wskażemy zdecydowanego faworyta spośród testowanych urządzeń?
Właściwie nie zależało nam na bezpośrednim porównaniu ich między sobą, raczej zyskaniu szerszej wiedzy na interesujące nas tematy. Niestety nie pochwalimy nieczytelnej i słabej nawigacji Nissana (bez polskiego menu), pozytywnie zaskoczyła nas za to fabryczna z Toyoty.
Najwięcej plusów zebrał Blow, ale jednocześnie warto zastrzec, że samo urządzenie wydaje się najmniej solidne. Przeciwieństwem okazuje się dobrze wykonany, elegancki TomTom.
Znacznie więcej oczekiwaliśmy od Garmina – jego mapa nie jest lepsza od pozostałych. Nie jest też gorsza, ale charakter nawigacji podwyższył oczekiwania. Firma daje możliwość dokupienia innych, dokładniejszych map, np. Topo Polska 2011 (odpowiadająca szczegółowością mapom papierowym w skali 1:50 000).
Minusem samego urządzenia jest brak uchwytu samochodowego (producent tłumaczy się bardzo szerokim zastosowaniem urządzenia – woda, turystytka, auta). Z pewnością nie wybralibyśmy go jako podstawowego modelu do codziennego użytkowania, ale sprawdzi się sporadycznie w samochodzie a w outdorze jest niezastąpiony.
Uwaga na zaginione… jezioro!
Z powierzchnią 18,7 ha jezioro Myślica nie należy z pewnością do największych w województwie warmińsko-mazurskim. Ale maksymalna głębokość około 6 m sprawia, że z pewnością nie nadaje się też ono do przeprawy samochodowej w bród – nawet jeśli mamy porządną rajdówkę z imprez przeprawowych.
Skąd w ogóle taki pomysł? Jadąc drogą Maróz-Waplewo, zainteresowaliśmy się kierunkowskazem „kąpielisko”. Skręcamy i po kilkudziesięciu metrach dojeżdżamy do małego jeziorka. Popisowo zachowuje się tylko Garmin – widzi zarówno drogę boczną, jak i zbiornik wodny.
Jezioro zobaczymy też na mapie Blow (tu nawet wyraźnie do niego wjechaliśmy) oraz Toyoty. Mio i TomTom nie widzą zagrożenia… Na szczęście jezioro jest na tyle duże, że nie sposób pomylić go z wielką kałużą.
Ale z drugiej strony, nie można zagwarantować, że zimą, widząc wszystko zasypane śniegiem, nie pomyślelibyśmy: „jaka piękna polana!”. A to może już być zwyczajnie niebezpieczne.
Zakaz ruchu? Niestety, to nie problem…
Podróżując po województwie warmińsko-mazurskim, zadajemy nawigacji trasę z Waplewa do Plusek. Cztery nawigacje jednoznacznie wskazują na drogę szutrową, tylko Blow „kombinuje” inaczej (ostatecznie, gdy zaczęliśmy podążać wyznaczonym przez większość szlakiem i ta nawigacja przyjmuje identyczną wersję).
W pewnym momencie (współrzędne GPS: N 53o33’26’’/E 20o25’18’’) trafiamy na skrzyżowanie, którego nie ma na żadnym urządzeniu. Widząc zakaz po prawej, odruchowo jedziemy w lewo, prosto do… gospodarstwa. Nie ma rady, trzeba zawrócić.
Po kilkuset metrach nawigacje wybierają od razu legalną trasę. Ta sytuacja jest jednak ostrzeżeniem – na naszej drodze stał wyraźny znak zakazu ruchu. A gdyby go nie było? Niestety, nikt nie ma obowiązku znakowania dróg leśnych, po których nie wolno się poruszać.
Nawigacje są bardzo pomocne, gdy chodzi o proste dotarcie do celu. Niestety, nie można na nich polegać, jeśli chodzi o określenie statusu drogi szutrowej (leśna/publiczna) – tu ciągle więcej warta jest rozmowa, nawigacje bez skrupułów prowadzą nawet pod zakazy i szlabany.
Siatka dróg szutrowych jest nieźle rozwinięta, często jednak na elektronicznej mapie brakować może istotnych szczegółów – warto trasę planować z mapą papierową.