Tak – na milion procent jest bezwypadkowy. Handlarz, pytany telefonicznie o szczegóły oferty sprzedaży japońskiego SUV-a, powtórzył zapewnienia zawarte w ogłoszeniu zamieszczonym na Allegro.pl z taką pewnością siebie, jaką miał Galileusz, gdy wymawiał słynne zdanie: Eppur si muove (A jednak się kręci)!
Tak, jest dziewicą. Wie Pan, uderzone było w prawe tylne drzwi, ale ja te drzwi wymieniłem na nowe. Auto ma oryginalny lakier. A te wymienione drzwi to mam na dowód – sam Pan zobaczy. Przyjmując, że podana w ogłoszeniu kwota podlega negocjacji, kupienie rocznego samochodu niemal bez przebiegu pozwala zaoszczędzić około 40 tys. zł.
Tyle że to nie trzyma się kupy: sprowadzenie do Polski bezwypadkowej nowej Mazdy nie ma prawa się opłacać! Jeśli chodzi o zdjęcie uszkodzonych drzwi, które dostaliśmy mejlem od sprzedającego, to na pierwszy rzut oka wyglądały nie jak wgniecione uderzeniem z boku, lecz po prostu sprasowane. Żeby się dowiedzieć, jaki jest rzeczywisty stan samochodu, postanowiliśmy go zobaczyć. Ruszyliśmy więc w drogę do Poznania.
Bezwypadkowy na 100 procent...
To, że dla laika samochód jest nieskazitelny, nie znaczy, że blacharz był
pedantem. Podczas oględzin stwierdziliśmy: fabryczną powłokę lakierniczą na drzwiach; na krótkim odcinku prawej tylnej części progu grubą warstwę szpachli (miejscami ponad milimetr); odprysk drugiego lakieru na progu (o pow. 0,5 cm2) – według handlarza to z powodu jego nieostrożności, a według nas nowy lakier średnio przylega; ślad po wkrętaku na środkowym słupku, zrobiony podczas odkręcania ogranicznika drzwi; nieidealnie przylegającą plastikową osłonę progu (spod szpary widać, że klejono ją na gorąco).
Po kilku minutach zyskaliśmy pewność: auto nie było uderzone w tył, a drzwi zostały wymienione na używane w tym samym kolorze, co oryginał, tak więc miały na sobie jeszcze pierwszy lakier. Prawa tylna część progu okazała się jednak nie do końca dziewicza. Próg został ewidentnie wgnieciony, ale nie wycinano go, bo pociągnęłoby to za sobą kolejne problemy (i koszty!): ten element w Maździe CX-5 nie jest przyspawany do reszty nadwozia, tylko wgrzany, a jako część zamienna występuje wraz ze środkowym słupkiem (dość tani – raptem 2 tys. zł) – można wyciąć sobie kawałek, ale lepiej tego nie robić. Żeby nie popłynąć z kosztami, wgnieciony próg wyciągnięto więc, zaszpachlowano i polakierowano – poniekąd słusznie.
Postanowiliśmy dodatkowo prześledzić historię auta. Mając numer vin, dzięki zasobom firmy AutoBaza dotarliśmy do nieco szokującej informacji: przy stanie licznika 13 156 km auto miało wypadek, po którym naprawę wyceniono na... 24 793 euro. Czy sprzedawca, obecny właściciel CX-5, mógłby pokazać nam zdjęcia samochodu sprzed naprawy? Eee... nie, nie mam. Uwierzycie? Czy to możliwe, żeby zniszczone drzwi i uszkodzony próg „zrobiły” w Belgii szkodę na prawie 110 tys. zł?
Cóż, tak do końca uczciwie to chyba nie. Raczej ktoś zrobił „wałek”, na którym kilka osób zarobiło: ktoś wziął za wycenę naprawy, ktoś przejął stuknięte auto za grosze i sprzedał z zyskiem Polakowi, Polak załatwił po taniości używane drzwi (ciekawe skąd?) i najtańszym kosztem naprawił samochód, ktoś kupi go i będzie też zadowolony, że przyoszczędził. Ale że bezwypadkowy – wolne żarty!
Jednak poza wątpliwym elementem (i drobnymi śladami po warsztatowej „walce”) oglądane CX-5 faktycznie wygląda jak nowe. Czy warto je kupić? Tak naprawdę, o ile nadwozie jest proste, po zabezpieczeniu antykorozyjnym naprawianego progu od środka można z tym jeździć. Koniecznie (!) sprawdzić trzeba geometrię nadwozia. Główny problem? Niższa niż w przypadku bezwypadkowego samochodu cena, jaką da się uzyskać podczas odsprzedaży.
Naszym zdaniem: auto dobre, ale nie „dziewicze”
Przed kupnem takiego rodzynka koniecznie sprawdź: geometrię nadwozia i czy nie przespawano numerów oraz to, czy polski importer uznaje gwarancję, a także targuj się – o co najmniej 10 tys. zł.