- Kupując bardzo drogi samochód wcale nie dostaniesz kompletnego samochodu - wręcz przeciwnie właśnie w tych autach najwięcej wydaje się na drogie opcje
- Podstawowe wersje tanich aut mają tak skompletowane wyposażenie, by każdy coś jeszcze dokupił
- Rozglądając się za nowym samochodem warto polować na promocje - czasem można dostać dużo dodatków za relatywnie niewielkie pieniądze
Model XYZ może być twój już za (tu wstawcie absurdalnie niską cenę) zł*! Świetnie, myślisz sobie, to jest oferta właśnie dla mnie! Zanim pobiegniesz do salonu, dla pewności sprawdzasz jeszcze, co dopisano pod spodem literkami tak małymi, że widać je niemal dopiero pod mikroskopem: *Cena promocyjna – obowiązuje tylko w nieparzyste dni tygodnia, przy określonej fazie księżyca i nie zawiera wyposażenia dodatkowego, widocznego na zdjęciach.
Oczywiście, to lekko przekoloryzowany przykład, ale dobrze obrazuje prawa rynku. Podstawowe ceny samochodów często istnieją jedynie w teorii i służą do tego, żeby wabić klientów do salonów. A do tego atrakcyjnie wyglądają w cennikach. Niekiedy okazuje się, że podana kwota nie obejmuje nawet... lakieru. Samochód skonfigurowany w sposób zapewniający minimum komfortu bywa często o 10-30 proc. droższy od kwoty podanej w folderze/konfiguratorze.
A jak ma być naprawdę bogato, to różnica może sięgnąć i ponad 50 proc. (!). W tej sytuacji większość klientów wybiera, co zrozumiałe, droższą wersję wyposażenia, zawierającą te dodatki, za które wcześniej należałoby dopłacić. I gdy już wydaje się, że konfiguracja jest pełna, to i tak nagle orientujesz się, że cennik skonstruowano na tyle sprytnie, że chcąc mieć jeszcze jeden czy dwa dodatki, będziesz musiał dołożyć. A potem jeszcze i jeszcze...
Bogatych w salonie doić najłatwiej
Warto jednak podkreślić, że są i tacy producenci, którzy prowadzą bardzo uczciwą politykę cenową i nie każą sobie przesadnie dużo dopłacać (np. pakiety promocyjne, zawierające najbardziej pożądane dodatki). W tym gronie znajdują się m.in. marki francuskie, koreańskie, japońskie, niektóre niemieckie. Drugi biegun to tzw. marki premium, w przypadku których bez dopłaty nie dostaniesz niemal – i to też tylko niewielka przesada z naszej strony – koła kierownicy. Sprytne wyprowadzanie pieniędzy z kieszeni klienta opanowali zwłaszcza niektórzy.
Przykład pierwszy z brzegu: Porsche 911 Carrera za – bagatela! – 488 500 zł. Sądzisz, że w tej cenie otrzymasz sportowe elektrycznie regulowane fotele? Nic bardziej mylnego. Regulacja 4-pozycyjna wymaga „symbolicznej” dopłaty w wysokości 4162 zł. Ale zaraz, 4-pozycyjna? Takie fotele nierzadko dostajesz w klasie średniej już w tzw. środkowej wersji wyposażenia. Jeśli chcesz być lepszy – a chyba chcesz, kupujesz przecież Porsche! – szybko zaznaczasz kratkę przy opcji „Adaptacyjne Fotele Sportowe Plus z 18-pozycyjną regulacją”. Kosztują tylko... 18 609 zł.
Chwilowo zejdziemy jednak na ziemię i zajmiemy się nieco bardziej pospolitym pojazdem. Na przykładzie Skody Octavii pokażemy, że podążając tropami sugerowanymi przez twórców cenników i konfiguratorów, niekiedy można wpaść w pułapkę i podwoić wartość samochodu.
Za 66 800 zł możesz stać się szczęśliwym właścicielem Octavii 1.2 TSI/85 KM z 5-biegową skrzynią, niebieskim lakierem (jedyny niewymagający dopłaty; pozostałe: od 600 do 2000 zł) i 15-calowymi stalowymi felgami. We wnętrzu czekają m.in.: morze czarnego plastiku, ciemne fotele, ręczna klimatyzacja, bazowe radio, elektryczne lusterka oraz szyby z przodu i plastikowa kierownica, pozbawiona przycisków do regulacji radia.
Dobra wiadomość: za 100 zł (co jasne, cena promocyjna, na dodatek to „oferta limitowana, obowiązuje do odwołania”) możesz domówić pakiet zawierający m.in. czujniki parkowania, skórzaną kierownicę i światła przeciwmgielne. Dobrze, więc za 66 900 zł teoretycznie da się kupić Octavię, która jeździ (ale przyspiesza już z pewnym trudem – 85 KM i taka masa to złe połączenie!), skręca, klimatyzuje. Tyle że naprawdę takie auto prezentuje się bardzo skromnie.
Chcesz nowe auto - płać i nie płacz
Skonfigurujmy więc egzemplarz z mocniejszym silnikiem. Niech będzie to 1.0 TSI/115 KM, czyli absolutne minimum w przypadku Octavii. Wystarczy do miasta, jako tako sprawdzi się w trasie, ale pod warunkiem, że nie zabierzesz z sobą więcej niż dwóch osób i kilku małych walizek. Zostawmy też odmianę Active, bo chcemy, żeby nasza wymarzona Octavia jakoś wyglądała, więc celujemy w odmianę Ambition – z silnikiem 1.0 TSI kosztuje od 78 090 zł wzwyż.
Dokładamy metalizowany lakier za 2000 zł, w cenie otrzymujemy już 16-calowe alufelgi. Wystarczą, są całkiem przyjemne dla oka. Zaznaczamy wykończenie wnętrza z czerwonymi detalami oraz tzw. pakiet sportowy (850 zł) i – chwilowo – zatrzymujemy się na kwocie 80 940 zł. Dobra wiadomość – na pokładzie odmiany Ambition są już m.in.: czujniki parkowania, klima, elektryczne szyby z tyłu, skórzana kierownica. Zła – na kalkulatorze mamy już o prawie 15 000 zł więcej niż w przypadku 1.2 TSI Active.
Ale idziemy dalej, bo chcemy też klimę automatyczną, czujniki parkowania, tempomat i lepsze radio – to wszystko dostajemy w promocyjnym pakiecie za 1000 zł. Do pełni szczęścia brakuje nawigacji (najtańsza: 3200 zł) i lepszej widoczności po zmierzchu – zaznaczamy kratkę przy reflektorach LED (4200 zł). W sumie zatrzymujemy się więc na kwocie 89 340 zł – mamy przyzwoicie, ale nie luksusowo wyposażony samochód. Gdybyśmy chcieli zamówić mocnego diesla, dwusprzęgłową skrzynię, dużą fabryczną nawigację i nadwozie kombi, z łatwością złamalibyśmy barierę 170 000 zł (!). I to w aucie, które bazowo kosztuje niecałe 70 000 zł.
Bogato wyposażony samochód będzie łatwiej sprzedać
Podobnie ma się rzecz np. w przypadku Opla Astry czy Forda Focusa: ten pierwszy jako „golas” z bazowym wyposażeniem i silnikiem 1.4/100 KM kosztuje 57 900 zł (z uwzględnieniem rabatu w wysokości 2000 zł), ale po przeskoczeniu na wersję Enjoy i silnik 1.0T/105 KM – chcemy mieć wyposażenie zbliżone do Octavii Ambition – zapłacisz o 15-20 tys. zł więcej. Nieco inną drogą idą za to japońscy producenci, np. Mazda. Najtańsza „trójka” z silnikiem 1.5/100 KM w wersji SkyGO kosztuje 69 900 zł i okazuje się nieco lepiej wyposażona niż bazowe odmiany Astry i Octavii.
Haczyk: lista opcji jest bardzo krótka, co oznacza, że w zasadzie można tylko domówić lakier metalizowany lub perłowy... i tyle. Żeby mieć specyfikację zbliżoną do Octavii Ambition za 86 100 zł, musielibyśmy wybrać silnik 2.0/120 KM, odmianę SkyENERGY i doposażyć ją w pakiet LED (2900 zł), lakier metalik (2000 zł) i nawigację (2100 zł). W sumie za 85 900 zł masz pojazd w niemal identycznej specyfikacji. Pamiętaj: dodatkowe opcje z reguły najbardziej opłaca się brać w pakietach (jeśli takie występują!) – wtedy wychodzi najtaniej.
Poza tym, jak mówi Bartłomiej Binkiewicz, kierownik redakcji informatora Eurotax, dodatkowe wyposażenie traci na wartości wyraźnie szybciej niż auto. Oczywiście, bogaty pojazd okazuje się szalenie atrakcyjny dla następnego nabywcy. Ale klienci często nie są skłonni dopłacać do „gadżetów” zbyt wiele, a za niektóre z nich nie chcą płacić wcale. Uwaga: jeżeli planujesz danym autem długo jeździć (np. 8-10 lat), lepiej z zakreślaniem opcji nie... szalej.
Bo o ile wszystko dobrze działa w nowym samochodzie, o tyle w starszym zbyt duża liczba dodatków może być przekleństwem. Zwłaszcza gdy wszystko zacznie psuć się naraz.
Naszym zdaniem
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale podczas wybierania dodatkowych opcji zachowaj przede wszystkim czujność i sprawdź, czy na pokładzie znajdują się elementy, które w danym segmencie uznajesz za oczywiste (np. klima, elektryka). Często okazuje się, że wcale tak nie jest.