Prawie każdy, kto zamieszcza ogłoszenie o sprzedaży auta, pisze, że jest to egzemplarz kolekcjonerski, że nie wymaga inwestycji, że to wyjątkowa okazja – bez względu na faktyczny stan pojazdu i cenę wywoławczą. Po Renault 4 pojechaliśmy więc do Łodzi bez dużych oczekiwań, tym bardziej że ten model rdzewiał strasznie już od nowości – chyba że był eksploatowany w ciepłych krajach.
Na miejscu okazało się, że nasza „renówka” to samochód trzymany w garażu i pod kocykiem. Starszy pan, właściciel auta, to hobbysta – w wolnych chwilach, których najwyraźniej mu nie brakuje, w garażu doprowadza do porządku stare samochody. Potem je sprzedaje, kupuje nowe i tak w kółko.
Renault sprowadzone z południowej Europy to auto z końca produkcji (rocznik 1989) z przebiegiem 107 tys. km. Już w Polsce na tylną szybę naklejono wizerunek żandarmów z Saint-Tropez, wymieniono uszczelki drzwi i szyb oraz opony. Według sprzedawcy – tylko odpalać i jechać! Faktycznie, auto odpaliło bez protestu i gładko wyjechało na światło dzienne.
Na marginesie: z deski rozdzielczej Renault 4 wystaje charakterystyczna klamka, której widok z pewnością powstrzyma większość kierowców od próby wykonania przejażdżki. Jak to obsłużyć? Tak naprawdę nie będzie to trudne: jest to jakby końcówka długiego pogrzebacza, którym obsługuje się klasyczną skrzynię biegów, umieszczoną w przedniej części przedziału silnikowego, działającą w schemacie litery „H”. Wystarczy króciutki instruktaż.
Auto jest kompletne, nie wprowadzono w nim żadnych zmian, których nie dałoby się łatwo cofnąć. Czarne, smutne wnętrze (takie było w oryginale), niezniszczone. Nie zauważyliśmy też, żeby brakowało zewnętrznych detali. Blachy – to na nie przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę w takim aucie. Ten samochód miał na większości elementów oryginalny lakier, tyle że tylne błotniki i klapę – z powodu korozji – już naprawiano. Podwozie jest całkiem zdrowe, choć niestety, ktoś je zabezpieczał (chyba domyślamy się kto) przed korozją.
Niestety, bo choć wierzymy, że pod spodem nie było i nie ma rdzy, to jednak zrobiono to trochę na odwal: widać ślady baranka bitumicznego na wydechu (należało go odkręcić) i kole zapasowym (można było je zdjąć), niektóre (np. gumowe) elementy warto było jakoś zasłonić... Z zewnątrz można przyczepić się do zderzaków – niezbyt ładnie je pomalowano.
Co do braku chromów, to w ostatnich wersjach Renault 4 i zderzaki, i klamki standardowo były pokryte farbą – nie jest to garażowy wynalazek. Lakier auta jest w bardzo dobrym stanie. Drobne niedoróbki na łączeniach blach to charakterystyczna cecha modelu, zaś jeden zaciek w miejscu, gdzie podmalowano błotnik, trzeba zaakceptować – lakiernik się nie przyłożył.
W polskich warunkach 13 500 zł za Renault 4 to dość ekstremalne żądanie, jednak stan tego egzemplarza jest wyjątkowy. Jeśli będziecie takiego auta specjalnie szukać, pewnie lepszego nie znajdziecie! Jeżeli zaś chodzi o ceny za granicą, to w Niemczech „czwórki” potrafią być trzykrotnie droższe, a do Francji nie ma już po co jechać.