Zapewne wiele tęgich głów zastanawiało się i zastanawia, dlaczego – mimo że nadmierna prędkość jest stale wymieniana jako główna przyczyna wypadków na polskich drogach – kierowców tak ciągnie do przekraczania dozwolonych prędkości. Wielu z nich, widzimy to codziennie, podejmuje bezsensowne ryzyko, aby tylko wyprzedzić te kilkanaście samochodów po drodze. I to mimo faktu, iż po zsumowaniu tych wszystkich manewrów wyprzedzania, zysk na godzinnej trasie wyniesie może trzy minuty.

Tym razem jednak postanowiłem ominąć główny nurt nawołujący do bezpiecznej jazdy i przedstawić upodobania polskich kierowców w krzywym zwierciadle. Po co? Po to, żeby pokazać, jak kuriozalnie nasze preferencje przekładają się na rzeczywistość. A w zasadzie się… Nie przekładają. Efekt okazał się nieco groteskowy, ale jeżeli choć jeden kierowca po przeczytaniu poniższej listy zdejmie nogę z gazu w momencie, w którym może to uratować życie, będę szczęśliwy i chętnie wystawię się na zupełnie zamierzone pośmiewisko. Oto, co lubimy i co z tego czasem wynika:

1. Lubimy jeździć

Oczywiście, że lubimy! Ale skoro tak, to powinniśmy dążyć do tego, żeby ta przyjemność – w tym przypadku podróż samochodem - trwała jak najdłużej. A tymczasem staramy się jechać przede wszystkim szybko i masowo przekraczamy dozwolone prędkości jazdy. Szybsza jazda będzie krótsza – to i przyjemność krótsza. A podobno lubimy jeździć. Gdzie tu sens?

2. Lubimy się pochwalić, że nasze auto mało pali

Na pewno? Gdyby tak było, nie obserwowalibyśmy na drogach pozamiejskich wyścigów, wyprzedzania za wszelką cenę i innego zachowania, wpływającego negatywnie na spalanie. Podczas takich manewrów zużycie paliwa solidnie wzrasta. Czyli może jednak wolimy pochwalić się, że pokonaliśmy trasę w rekordowo krótkim czasie, a nie rekordowo oszczędnie?

3. Kupujemy diesle, bo priorytetem jest oszczędna jazda

O tym, że lubimy diesle, nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy zajrzeć do portali ogłoszeniowych, aby przekonać się, jak dużo diesli sprzedaje się na rynku wtórnym. Wśród nowych aut, gdzie trzeba za diesla słono dopłacić, też nie brakuje samochodów z silnikami wysokoprężnymi. Lubimy przepłacać za samochody i za ich koszty eksploatacji (turbiny, wtryskiwacze, czujniki ciśnienia doładowania – prawda, że to brzmi znajomo?) po to, żeby były oszczędne, ale nie przeszkadza nam to potem w ofensywnej jeździe, która niweczy te oszczędności. Bez sensu.

4. Zależy nam na bezpieczeństwie naszych rodzin

A nie zależy? Pewnie, że każdemu zależy. Ale skoro tak, to dlaczego na trasie można bez trudu spotkać auta z rodziną na pokładzie, których kierowcy bezmyślnie ryzykują, prowokują zderzenia czołowe, a na terenie zabudowanym jadą o połowę szybciej, niż wolno? Przecież jedno z drugim się gryzie. Gdybyśmy dbali o bezpieczeństwo najbliższych, których wieziemy, to przede wszystkim jeździlibyśmy ostrożnie – zgodnie z przepisami. A jeździmy?

5. Jesteśmy sprytnymi, zaradnymi i dumnymi kierowcami

Ktoś, kto sprawnie pokonuje długie dystanse, potrafi omijać korki, wie jak i którędy jechać, żeby było szybciej albo taniej, może z pewnością nazywać siebie zaradnym kierowcą. Ale czy powinien tak o sobie mówić ten, kto spycha innych z lewego pasa, najeżdżając im na zderzak? Albo ten, kto jedzie lewym pasem autostrady 180 km/h przez pół Polski, nie zważając na to, że prawy pas jedzie znacznie wolniej i ta różnica prędkości może być bardzo niebezpieczna dla wszystkich uczestników ruchu? Czy spryciarzem nazwiecie kogoś, kto jedzie pasem do skrętu prosto? Czy taki spryt, a widzimy go często, powinien być rzeczywiście powodem do dumy?

A teraz słowo od autora. Tak, przyznaję, napisałem ten artykuł mocno pod prąd. Ale liczę, że rozsądni ludzie się za ten tekst nie obrażą, a może choć niewielki procent czytelników pomyśli o tym, że…

… że przyjemność z jazdy można czerpać garściami nie tylko wtedy, kiedy pędzimy, wyprzedzamy, gonimy czas, rozjeżdżamy „konkurentów” na lewym pasie, albo „imponujemy” innym jak to nasze auto przyspiesza. Jest mnóstwo powodów, żeby cieszyć się ze spokojnej, płynnej jazdy. Z harmonii, z jaką pracuje napęd samochodu. Z kultury, z jaką zawieszenie filtruje nierówności drogi. Z pięknych widoków za szybą. Z samego ruchu, zmiany otoczenia...

... Z tego, że tysiące ludzi przez dziesięciolecia pracowało nad tym, co nas teraz wiezie – samochodem. Z oszczędnego spalania, charakterystycznego dla mądrej, defensywnej jazdy. Z rezerwy bezpieczeństwa, jakie taka jazda zapewnia naszym pasażerom i nam samym. Z płynności jazdy, której każdy, nawet najbardziej nerwowy kierowca, może się nauczyć, a największą barierą nie są umiejętności prowadzenia auta, tylko głowa kierowcy i zakotwiczone w niej przyzwyczajenia.

Naprawdę, jest wiele rzeczy związanych z jazdą samochodem, które mogą sprawiać przyjemność, a nie związanych z wyścigami i jazdą niezgodną z przepisami. Tylko czy da się to wytłumaczyć kierowcy, który deklaruje, że „po prostu musi” jeździć szybko i wyprzedzać? Który wprost mówi, że lubi ryzyko? A może skoro je lubi, to powinien wynająć zamknięty tor i tam narkotyzować się adrenaliną, zamiast narażać innych na drodze publicznej? Wtedy: jego ryzyko – jego sprawa. Narażanie siebie to tylko głupota, ale narażanie przy okazji innych po prostu nie jest w porządku.

Jeżeli macie na ten temat swoje zdanie – jakiekolwiek ono jest – zapraszamy do komentowania.