Aplikacja, która dotychczas służyła amatorom dużych prędkości do ostrzegania się o patrolach i fotoradarach, teraz ma skłaniać do zdjęcia nogi z gazu w zamian za superofertę ubezpieczenia OC.

Ściągasz aplikację na smartfona, rejestrujesz się, a następnie zgadzasz się na wszystko. Teraz wchodzisz w menu Yu! – to ta część aplikacji będzie cię śledzić. Znów zgadzasz się na wszystko. Od tego momentu będą tworzyć twój profil i gromadzić dane na serwerze. Żeby mogli zebrać odpowiednią ilość danych, musisz podczas jazdy mieć włączoną nawigację. To, czy jeździsz samochodem własnym, czy cudzym, nie ma znaczenia. Że niby ich oszukasz? Choć nie musisz mieć włączonej nawigacji, a nawet GPS-u podczas brawurowego przejazdu przez miasto, to jednak, jeśli nie pokonasz odpowiedniego dystansu (a jaki to dystans, nie powiedzą ci), nie dostaniesz oferty.

Tymczasem w innej części aplikacji czeka już na ciebie porównywarka ubezpieczeń, proszą o zeskanowanie kodu QRze swojego dowodu rejestracyjnego – są w nim zawarte wszystkie informacje potrzebne do wystawienia polisy OC, czyli dane kierowcy i auta. Sprawdzam. Pojawia się m.in. oferta mojego ubezpieczyciela, ale o jakieś 120 proc. droższa niż kupiona przeze mnie miesiąc temu. Z komputera na biurku wchodzę bezpośrednio na stronę tego samego ubezpieczyciela, bo nie mogę uwierzyć. Owszem, podrożało, ale tylko o ok. 10 proc. „Cena dnia” w porównywarce akurat była wyjątkowo wysoka.

Włączam więc nawigację i staram się jechać wolno i ostrożnie. Formalnie jestem bezpiecznym kierowcą, w każdym razie 3-litrowego diesla ubezpieczyłem za 626 zł, jednak po przejechaniu 25 km „ze śledzeniem” wypadam zaledwie przeciętnie. Na wszelki wypadek kasuję aplikację.

Czemu nie chcę starać się o „najtańsze” OC? Otóż nie jest ważny procent zniżki, jaki mi dadzą, tylko poziom ceny, od której startujemy. 30 proc. zniżki od 1500 zł mam gdzieś, jeśli ktoś inny da mi tylko 10 proc. zniżki od 800. Co do zasady nie mam też zaufania do internetowych porównywarek. Na jednej stronie u tego samego ubezpieczyciela oferują mi OC za 1400 zł, na innej – 900 zł, a bezpośrednio mogę je kupić np. za 700 zł.

Przedstawiciel firmy mówi mi, że spersonalizowane oferty polis będą oferowane na podstawie danych z jazdy tylko tym, którym – z różnych względów – da się zaproponować korzystną ofertę. Zależy to jednak nie tylko od jego stylu jazdy, lecz także od miejsc, po których się porusza, pór dnia, aż wreszcie – od działającej na rynku konkurencji i historii ubezpieczeniowej klienta. Jeśli ktoś ma szansę na tanią polisę u konkurencji, oferowaną „bez śledzenia” albo szkody na koncie, próżno sprawdza ekran smartfona: doczeka się oferty może za rok, a może nigdy.

Naszym zdaniem

Mam opory, przekazując pośrednikom ubezpieczeniowym zbyt wiele informacji. Tu dajesz im znacznie więcej niż dane kontaktowe: chcą wiedzieć, gdzie i kiedy jeździsz, czy łamiesz przepisy. Nie za dużo?