Ktoś może zapytać: a czy to takie ważne? Jakie znaczenie ma to, czy ktoś ufa znakom, czy nie, skoro i tak większość kierowców jedzie swoim tempem? No właśnie. Jadą swoim tempem, ale czy nie dlatego, że przyzwyczaili się do nie zawsze logicznych ograniczeń prędkości?

Zdjęcia z tego artykułu przedstawiają główną ulicę podwarszawskich Marek. Szeroka droga, wiele pasów ruchu. Po obu stronach jezdni – barierki. W miejscu ze zdjęcia, które możecie obejrzeć także na mapach Google pod tym linkiem, było kiedyś ograniczenie do 70 km/h. Realna prędkość jazdy oscylowała wtedy wokół 80 km/h. Jednak nadeszły nowe czasy i…

Dwie jezdnie, cztery pasy i ograniczenie do 50 km/h. Brzmi znajomo? Foto: Andrzej Kondratczyk / Auto Świat
Dwie jezdnie, cztery pasy i ograniczenie do 50 km/h. Brzmi znajomo?

…i obecnie mamy w tym miejscu teren zabudowany i standardowe ograniczenie do 50 km/h. Jaki jest tego efekt? Przeciętna prędkość jazdy kolumny aut – o ile oczywiście nie ma korka i przepustowość trasy na to pozwala – to około 80 km/h. Czy to efekt starych przyzwyczajeń? A może jest to efekt oceny ryzyka przez większość kierowców?

Mógłbym w tym miejscu postulować bezwzględne przestrzeganie przepisów ruchu drogowego, w tym ograniczeń prędkości, co zwykle ortodoksyjnie czynię. Ale trasa w Markach jest przykładem miejsca, w którym naprawdę trudno uzasadnić zmuszanie kierujących do jazdy 50 km/h. Co więcej – całkiem możliwe, że takie ograniczenie przynosi w dłuższej perspektywie efekt odwrotny do zamierzonego. Patrząc na liczbę pasów, skrzyżowania kierowane sygnalizacją świetlną i barierki po obu stronach jezdni, kierowcy uznają ograniczenie za niedorzeczne i jadą swoim tempem.

Nie to jest jednak najbardziej niebezpieczne. Bo w Markach w tym konkretnym miejscu infrastruktura prawdopodobnie zniesie podniesienie średniej prędkości jazdy samochodów bez większego uszczerbku dla bezpieczeństwa kierowców czy pieszych. Ale czy ci kierowcy, nauczeni przykładem z Marek, nie zaczną traktować z przymrużeniem oka także innych ograniczeń prędkości, umieszczanych w innych miejscach Polski?

Dwie jezdnie, cztery pasy i ograniczenie do 50 km/h. Brzmi znajomo? Foto: Auto Świat
Dwie jezdnie, cztery pasy i ograniczenie do 50 km/h. Brzmi znajomo?

Zaufanie do oznakowania dróg to ogromny kapitał, który wypada pieczołowicie pielęgnować. Innymi słowy, o dobrą opinię o znakach drogowych trzeba po prostu dbać. Wtedy szansa, że kierowcy będą owe znaki traktowali poważnie, czyli jako efekt profesjonalnej pracy ludzi, którzy się na tym znają, wzrasta.

I tutaj mogę przytoczyć pewną anegdotę. Kilka lat temu byłem na konferencji Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, na której przedstawiano najnowsze trendy w budowie dróg. Były przykłady ze Szwecji, której ambicją jest zrealizowanie planu „zero ofiar na drogach”. Prezentowane treści były więc dość ambitne. Wśród zgromadzonych gości byli dziennikarze, a także przedstawiciele policji.

Wszystko toczyło się elegancko i zgodnie z planem. Aż tu nagle jeden z przedstawicieli GDDKiA, który wcześniej referował postępy w zakresie wdrażania sprzyjających bezpieczeństwu rozwiązań infrastruktury drogowej, wstał i zwrócił się wprost do przybyłych przedstawicieli policji. Powiedział coś, w co trudno uwierzyć, ale on naprawdę to zrobił.

Jego słowa – bo dokładnego cytatu już nie pamiętam – miały następujący wydźwięk: „Ależ Panowie policjanci! Ja rozumiem, że prewencja, że trzeba pilnować przestrzegania przepisów. Ale jak jest dobra pogoda i dajmy na to 80 km/h na znaku, to nie bądźcie tacy restrykcyjni! Dajcie ludziom pojechać!”.

Człowiek, występujący w imieniu instytucji, „stawiającej” znaki drogowe, sam podważa znaczenie tych znaków i zachęca policję do przymykania oka na przekraczanie dozwolonej prędkości? To jak my, kierowcy, mamy ufać znakom drogowym?

Wracając do sytuacji z podwarszawskich Marek - ktoś może powiedzieć, że przecież nic złego nikomu się nie stanie, jak sobie pojedzie te kilka kilometrów z prędkością 50 km/h. Teoretycznie – nic. Ale jeżeli kierowca widzi, że na wąskiej jezdni z przejściami dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej i podobnie skonfigurowanymi skrzyżowaniami, ma jechać tak samo szybko, jak na drodze dwujezdniowej o dwóch pasach ruchu w każdą stronę, z barierkami po obu stronach obu jezdni i sygnalizacją świetlną na każdym skrzyżowaniu, to intuicyjnie czuje, że coś tu nie gra.

A jeżeli jednak gra, bo w Markach istnieje statystyczne uzasadnienie ograniczenia prędkości do 50 km/h? Powyginana bariera na poniższym zdjęciu podpowiada, że jednak coś jest na rzeczy.

Dwie jezdnie, cztery pasy i ograniczenie do 50 km/h. Brzmi znajomo? Foto: Auto Świat
Dwie jezdnie, cztery pasy i ograniczenie do 50 km/h. Brzmi znajomo?

Przejeżdżający tamtędy mieszkańcy z pewnością chętnie usłyszą takie uzasadnienie. Mamy radio, telewizję, prasę – można zrobić cykliczny program, w którym pokazywane będą te miejsca na polskich drogach, gdzie ustawiono kontrowersyjne ograniczenia, i solidnie uzasadniać ich zastosowanie. Nie twierdzę, że takie działanie od razu podniesie zaufanie do ograniczeń prędkości, ale byłby to zawsze jakiś krok w dobrą stronę.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Zapraszamy do komentowania!