Początek października był w Warszawie wyjątkowo ponury. Padał deszcz, a nisko nad miastem wisiała gruba warstwa chmur. Między godziną siedemnastą a osiemnastą zajmuję się z reguły tym, czym milion innych mieszkańców: wracam z pracy do domu. Samochodem.

W tych dniach Warszawa stała w jednym gigantycznym korku. Jazda odbywała się tak mozolnie, że średnia prędkość z trasy przez miasto z trudem osiągała 5-10 km/h, więc była to podróż z prędkością pieszego.

Z pewnością tęgie umysły w ratuszu i instytucjach zajmujących się drogami i ruchem drogowym dokładają starań, żeby jeździło (i stało) nam się w takich warunkach bezpieczniej. Stare – ale świecące całkiem dobrze – latarnie wymienia się na nowe. Aluminiowe albo zdobione żeliwne słupy wyglądają szykownie i ktoś robi na nich niezły biznes. Ma to sens, bo nowe źródła światła są oszczędniejsze, a lekkie słupy stanowią mniejsze zagrożenie dla aut. Tylko że... Kiedy światło jest potrzebne, to bywa, że te latarnie pozostają ciemne.

I tak było 3 października. Kiedy jechałem żółwim tempem przez miasto, robiło się coraz ciemniej i ciemniej, a latarnie ani myślały się zapalić. Ciemno było wszędzie. Na chodnikach, na przejściach dla pieszych. Widoczność na drodze – fatalna. Na nieoświetlonej mokrej jezdni nie było widać pasów, auta miały od deszczu zaparowane szyby. Dlatego pierwsze, co zrobiłem po powrocie, to zadzwoniłem na infolinię miejską 19 115, żeby zgłosić awarię.

Oto odpowiedź: „Otrzymaliśmy od Państwa zgłoszenie o treści: Mieszkaniec przemieszczał się samochodem 3 października w okolicach godziny osiemnastej, przejeżdżał przez kilka dzielnic Warszawy (Mokotów, Ochota, Wola, Śródmieście) i informuje, że na trasie przejazdu nigdzie nie paliły się uliczne latarnie.

Mieszkaniec sugeruje, że prawdopodobnie nie został przeprogramowany włącznik świateł na wcześniejszą godzinę. Otrzymaliśmy odpowiedź od Zarządu Dróg Miejskich o następującej treści: Oświetlenie uliczne na terenie Warszawy obecnie załączane jest 15 minut po zachodzie słońca. Czyli 3 października latarnie powinny załączyć się około godziny 18:25. Przypadek, o którym informuje mieszkaniec, mógł dotyczyć sytuacji, kiedy zrobiło się pochmurno, co automatycznie spowodowało odczucie, że jest ciemno.

W normalnej sytuacji, kiedy jest dzień bezchmurny, taka sytuacja nie miałaby miejsca. Warto też dodać, że takie zgłoszenia, jakie od Państwa otrzymaliśmy, wpływają zwykle w okresie jesiennym – właśnie kiedy robi się w ciągu dnia pochmurno i jest wrażenie wcześniejszego zmroku i niezałączonych latarni”.

Czy ktoś, komu zależy na bezpieczeństwie mieszkańców, włącza latarnie dopiero o określonej godzinie, nawet jeżeli jest kompletnie ciemno? Nie. Przy dzisiejszej technice pomiaru natężenia oświetlenia zautomatyzowanie pory załączania miejskiego oświetlenia według tego, czy widoczność jest wystarczająca, nie stanowi najmniejszego problemu. Czujniki oświetlenia na poszczególnych ulicach da się nawet synchronizować z bazą przez internet bezprzewodowy, a więc bez specjalnej infrastruktury.

Gdyby oświetlenie uliczne działało nie tylko od określonej godziny, lecz także w wyjątkowo mroczne, jesienne czy zimowe popołudnia, zapewne uratowałoby niejedno życie i zdrowie. W szczególności dotyczy to pieszych, którzy w opisywany w materiale dzień byli zupełnie niewidoczni.

Macie pytania i mieszkacie w Warszawie? Dzwońcie pod 19 115 (Miejskie Centrum Kontaktu) lub 19 633 (ZDM). Polecam. Pod ten drugi numer można zgłaszać wszelkie uliczne awarie, zagrażające bezpieczeństwu ruchu drogowego.