W dobrych nastrojach, cali i zdrowi, poza drobnymi kontuzjami, które w tych warunkach, wydaja się drobnostką, wyruszyli na trasę. Mimo, iż nie dysponują sprzętem z górnej półki, są zadowoleni ze swych maszyn, bo jak dotychczas pozwalają im jechać dalej.

Dziesiąty etap z La Serena do Santiago, ostatnia polska załoga samochodowa w rajdzie Dakar, czyli Robert Szustkowski i Jarosław Kazberuk pokonała z 56. czasem, i zajmuje obecnie 41. pozycję w klasyfikacji generalnej. Ich teamowi koledzy - Grzegorz Baran/Rafał Marton/Paweł Zborowski dzisiejsze zmagania zwieńczyli 24.pozycją. W tabeli końcowej plasują się na 22. miejscu. Teraz już miało być tylko lepiej... ale jak wiadomo Dakar to Dakar i obie załogi nie uniknęły dzisiaj problemów na trasie.

Robert Szustkowski: Doświadczenie pokazuje, że w tym rajdzie niczego nie można być pewnym, i mimo że wydawałoby się, że najgorsze już za nami, to właśnie dziś mieliśmy najwięcej kłopotów. W dodatku, podczas jednego z ostatnich etapów, doznałem kontuzji kostki, spory kamień uderzył mnie w nogę, skończyło się na paru szwach, ale kostka mocno boli, więc staramy się jechać na zmianę z Jarkiem. Dzisiejszy etap liczył prawie 600 km, odczuwałem więc podczas jazdy spory dyskomfort. Najważniejsze, ze jesteśmy na mecie, mimo, że do końca już, a właściwie, aż cztery etapy, potwierdza się zasada, że trzeba być skoncentrowanym do samego końca. Zwycięzcy są na mecie, i my też chcemy tam być.

Jarosław Kazberuk: Dzisiaj nie ominęły nas kłopoty, sporo problemów przysporzyła nam skrzynia biegów. Wyglądało to bardzo groźnie, ale na szczęście udało się nam opanować sytuację. Jechaliśmy dosyć płynnie, kiedy na pierwszym biegu zablokowała się skrzynia w Pajero. Musieliśmy się zatrzymać i spróbować usunąć awarię. Straciliśmy sporo czasu, wszystko trzeba było rozkręcić i naprawa zajęła nam grubo ponad 40 min. Na szczęście się udało, bo już mieliśmy wizję, kontynuacji jazdy na pierwszym biegu... Etap był trudny technicznie, trudna nawigacja, sporo alternatywnych dróg. Uniknęliśmy większych kłopotów, i nie błądziliśmy na trasie. Najważniejsze, że jesteśmy na mecie. Wbrew pozorom ostatnie odcinki są bardzo trudne, spada koncentracja i łatwo o błąd. W Dakarze do końca trzeba być skoncentrowanym na sto procent, pokazuje to przykład Sainza, który w zeszłym roku, praktycznie tuż przed metą, zakończył rywalizację.

Grzegorz Baran: Wyjechaliśmy z piekła, odetchnęliśmy z ulgą, że Atacama już za nami, ale mimo wszystko nie udało się nam uniknąć kłopotów na dzisiejszym etapie. Pękł nam przewód powietrza od układu hamulcowego, i straciliśmy ciśnienie hamulców w górach. Musieliśmy się zatrzymać, na szczęście szybko udało mi się zlokalizować usterkę, i w miarę sprawnie usunąć awarię. Straciliśmy co prawda trochę czasu, ale jedziemy dalej i to najważniejsze. Na biwaku przejrzymy jeszcze dokładnie MAN-a, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku.

Rafal Marton: Dzisiaj mieliśmy naprawdę sporo przygód, w jednej ze wsi w górach, zjeżdżaliśmy na pełnej prędkości z wysokiego wzgórza, i okazało się, że najprawdopodobniej jakiś samochód przed nami, musiał uszkodzić linię energetyczną. Nagle zorientowaliśmy się, że na wysokości naszej szyby wisi kabel energetyczny. Nie sposób było się zatrzymać, także obawiam się, że pozbawiliśmy chyba jakąś wioskę prądu... No cóż, nie było wyjścia, pojechaliśmy dalej. Jesteśmy na mecie, czeka nas jeszcze dojazdówka na biwak. Jedziemy swoim tempem, auto jest sprawnie, czujemy się dobrze, generalnie jest ok. – dodaje pilot R-SIXTEAM.