Dlatego obiektywnie nie będzie. Zapomnijcie. Technicznie też nie. W końcu to test użytkownika, nie mechanika samochodowego. C4 Cactus, którym jeżdżę na co dzień to wersja Shine, niecała tona sympatycznej blachy ze 110-konnym silnikiem o pojemności 1,2 l. Jego następca, a mój towarzysz przez tydzień, miał mocniejszy silnik 130-konny. To robi różnicę, ale o tym za chwilę.
Citroen C4 Cactus - pierwsze wrażenia
W środku jest tak samo, ale absolutnie nie tak samo. Wystarczyło zmienić kilka detali (przepraszam, a gdzie jest mój schowek w podłokietniku?), by ktoś, kto przyzwyczaił się do poprzednika musiał poświęcić chwilę na przestawienie pamięci mięśniowej. Cactusa, jak każdego nowego auta, trzeba się po prostu nauczyć. Jeżdżący poprzednikiem wcale nie mają łatwiej.
Następne wrażenie – wyższy przód. Może to kwestia koloru – nowy Cactus był jaśniejszy, wszystko zresztą jest jaśniejsze od grafitowego metalika. Drugie wrażenie – cały samochód jest z zewnątrz… mniejszy. To akurat łatwe do wytłumaczenia – chociaż jego wymiary nie zmieniły się. Pozbawienie Cactusa relingów dachowych sprawiło, że wizualnie auto wydaje się niższe.
Nie oceniam intencji. Mi się ten ruch nie spodobał. Podobnie jak szklany dach. Jeździłem po mieście, jeździłem autostradami, jeździłem w lesie. Ani razu nie spojrzałem w górę. Bo i po co? Gdyby zafundowano mi panoramiczną przednią szybę, wtedy byłbym w pełni szczęśliwy, a jeśli nie ja sam, to mój kręgosłup szyjny, potężnie nadwyrężony wyginaniem się, by sprawdzić, czy zmieniły się już światła na skrzyżowaniu. Z mojego punktu widzenia kompletnie niepotrzebny dodatek. Dzieci już duże, nikomu szklany sufit radości nie sprawił.
Citroen C4 Cactus - airbumpy, gdzie są moje airbumpy?
Gdzie są te miękkie okładziny boków, po tysiąckroć wyśmiane w internecie, a jednak niezwykle skutecznie ratujące furę choćby na ciasnych parkingach w centrach handlowych? Ta skromna namiastka bumpów poza funkcją ozdobną nie ma prawa pełnić innych. Nie sprawdzałem. Nie mój samochód, więc nie zaryzykowałem uderzenia drzwiami w drzwi nowego Cactusa.
Citroen C4 Cactus – tablet
Na plus – ogromny – ekran dotykowy jest znacznie bardziej czuły. Nie ma mowy, by włączenie czy przełączenie jakiejkolwiek funkcji było związane z koniecznością dwu- a nawet trzykrotnego puknięcia w ikonę. Na minus… sporo (przynajmniej z punktu widzenia kierowcy „starego” Cactusa).
Lepsze jest wrogiem dobrego. Inżynierowie z PSA jeszcze się tego nie nauczyli. Chciałbym dowiedzieć się, co takiego siedzi w głowie człowieka, który uznał, że czerwone napisy na czarnym tle będą znacznie bardziej czytelne, niż białe? Można oczywiście dobrać sobie kolorystykę ekranu pomarańczowo-czarną, ale pomarańcz jest w tak wściekłym odcieniu, że od razu rekomenduję: zapomnijcie o istnieniu tej funkcji.
Jeśli jeździłeś Cactusem, przygotuj się na 10 minut ponownego poznania i nauczenia się nawigowania po systemie. Praktycznie nic nie jest takie, jak było – od ustawienia rozdziału dźwięku po informacje na temat spalania (trochę wstyd się przyznać, ale tę ostatnią funkcję odkryłem dopiero na drugi dzień, po serii prób i błędów). Z punktu widzenia kierowcy dbającego o samochód i raczej nie ufającego zapewnieniom inżynierów, kluczowe jest znalezienie funkcji wyłączenia systemu Start&Stop, czy jak to tam się nazywa. Z doświadczenia – wzmiankowany (przynajmniej w moim Cactusie) nie przyczynia się do mniejszego spalania, a czasem bywa tak, że po którymś wyłączeniu/uruchomieniu silnika ten pracuje dziwnie inaczej. No i chyba szkoda rozrusznika. To pierwsza rzecz, jaką robię jeszcze nim odpalę auto – wyłączam Start&Stop.
Intuicyjnie nawigowałem po ekranie dopiero trzeciego dnia. Poza jednym – słuchanie muzyki to koszmar, zwłaszcza tej, którą trzyma się na pendrivie. Prosty system katalogów, jaki pokochałem w swoim Cactusie został zastąpiony czymś „prawie-jak-w-itunes”. Sorry PSA, nie dałem rady przywyknąć. Może zabrakło czasu.
Citroen C4 Cactus - teraz najfajniejsze: jazda
Powiem tak, kiedy przed dwoma laty wsiadłem do Cactusa, od razu poczułem, że się polubimy. Niecała tona blachy i plastiku plus 110 koni daje dużo radości (wiem, co mówię, bo żona ma wersję More Life z 85-konnym silnikiem). Po sześciu latach jeżdżenia czołgiem (C4, 1,6 VTi, 122 KM) to było fantastyczne przeżycie (żeby nie było, podobnie poczułem się w C4, kiedy przesiadłem się po pięciu latach z Xsary (nie pamiętam, ile miała koni).
Sto trzydzieści koni nowego Cactusa to czysta przyjemność. Nie ma o czym mówić – gdyby tę małą popraweczkę można zrobić w moim obecnym silniku (a właściwie czemu nie?), nie wahałbym się długo. Praca silnika nie różni się zbytnio, ale słychać i czuć, że auto może więcej, a czasami wręcz się tego domaga. Zwłaszcza na autostradzie. Przyjmijmy czysto teoretycznie, że jadę swoim Cactusem taką A1, pustą. I – czysto teoretycznie, bo obowiązuje przecież ograniczenie do 140 km/h) jadę 185 km/h. W takiej sytuacji mój obecny Cactus już by mi wysyłał dyskretne sygnały w stylu „no pięknie, nie szkoda ci silnika?”. Nowy C4 Cactus – teoretycznie oczywiście – chciałby więcej, a przy (o jakże brakującym mi teraz) szóstym biegu miałbym teoretycznie pod pedałem gazu jeszcze 2-3 cm do podłogi. A przy tym - teoretycznie – komfort jazdy byłby wyższy, bo nie towarzyszyłby mi szum relingów, który po 130 km/h+ jest WYRAŹNIE słyszalny. A spróbujcie jeszcze wlać mu do baku benzynę ze stoma oktanami…
Citroen C4 Cactus - komfort jak w reklamie?
W telewizyjnych reklamach C4 Cactus ma zawieszenie z hydraulicznymi ogranicznikami, cokolwiek to znaczy. Sprytne, bo sugeruje, że auto ma to, z czego „Cytryny” słyną – hydropneumatykę. Klasycznego „hyrdo” nie ma, ale właśnie zawieszenie to największa pozytywna niespodzianka nowej wersji auta. W reklamie przeprowadzony był „test kubeczka” – bohater spotu zostawia na dachu kubek z kawą, jedzie po wertepach miejskich, dojeżdża do celu i jak gdyby nigdy nic, zdejmuje kubeczek i kawę dopija. Nie powtarzajcie tego scenariusza. Zrobiłem to za was. Wyczyszczenie dachu z rozlanej kawy zajęło 3 minuty. Kubeczka nie znalazłem.
Nie mniej komfort jazdy – w porównaniu z moim Cactusem – jest nieporównywalny. Obecny Cactus jest twardy, prowadzi się świetnie, ale miękkie, pływające zawieszenie nowego to po prostu bajka. Szczególnie w mieście. Znacie torowisko na skrzyżowaniu Wawelskiej i Grójeckiej w Warszawie? Za każdym razem (a jeżdżę tamtędy codziennie) mam wrażenie, że właśnie coś mi spod spodu odpada. W nowym Cactusie aż się chciało tory pokonać, wypróbować zawieszenie przy 40 km/h, 50 km/h, 60 km/h (to ostatnie tylko teoretycznie, bo w mieście mamy ograniczenie prędkości). Komuś może nieco przeszkadzać, że np. na autostradzie nie czuje na kierownicy nierówności. Mi to było obojętne. Miękko, płynnie i cicho. Czego trzeba do szczęście więcej?
Citroen C4 Cactus - nikomu nic nie musisz udowadniać
Cała reszta – nowe światła, czytelniejsze mapy w nawigacji, cała ta internetowa otoczka, odpalanie silnika przyciskiem (kluczyk w kieszeni), składające się lusterka po zaparkowaniu i tym podobne detale to tylko uzupełnienie tego, co w Cactusie jest najistotniejsze: to idealne auto dla faceta, który nikomu niczego nie musi udowadniać. Proste.
Kiedy po tygodniu oddawałem kluczyki byłem już na bank przekonany, że kolejnym autem będzie właśnie nowy Cactus. A potem zobaczyłem, jak będzie wyglądał nowy C5. I już niczego nie jestem pewien.
Citroen C4 Cactus 1.2 PureTech 130 KM Shine - dane techniczne
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 1199 cm3, R3, benzynowy turbo |
Moc | 130 KM przy 5500 obr./min |
Moment obrotowy | 230 Nm przy 1750 obr./min |
Skrzynia biegów | ręczna, 6-biegowa |
Napęd | na przednie koła |
Prędkość maksymalna | 207 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 9,1 s |
Średnie zużycie paliwa | 4,8 l/100 km (dane producenta) |
Masa własna | 1045 kg |
Długość/sszerokośc/wysokość | 4170/1479/1480 mm |
Rozstaw osi | 2595 mm |
Pojemność bagażnika | 348-1170 l |
Cena testowanej wersji | od 73 590 zł |