Kierownictwo koncernu uznało, że sama niezawodność to za mało po... 40 latach produkcji. Cóż z tego, że Corolla się nie psuła, skoro na jej widok fani motoryzacji z reguły odwracali wzrok w drugą stronę? W końcu zapadła decyzja: wraz z nazwą „Corolla” do lamusa ma wreszcie odejść dotychczasowy nieco zbyt ugrzeczniony styl Toyoty. Postanowiliśmy zatem sprawdzić, czy Auris (aurum – łac. złoto) podołał temu niełatwemu zadaniu i czy na tym wszystkim nie ucierpiały jakość i niezawodność.
Japoński „maratończyk” trafił do redakcji wiosną 2007 r. opromieniony dobrymi wynikami w naszych testach i porównaniach. Auris kokietował: wysokim poziomem wyposażenia zwiększającego bezpieczeństwo (pierwszy kompakt z poduszkami chroniącymi kolana), dość pojemnym wnętrzem, przyzwoitym kufrem (od 354 do 1335 l) i niezłą jakością wykonania. Doskonałe auto na co dzień? Mając w pamięci dobre wyniki testów porównawczych i będąc pod wrażeniem nowego stylu Toyoty, nie mieliśmy co do tego żadnych wątpliwości. Nic zatem dziwnego, że większość początkowych wpisów w dzienniku testowym brzmi jak fragment jakiejś niezbyt skromnej mowy pochwalnej: Doskonałe auto na autostrady. Wygodne i ma dobrze zestrojony układ jezdny. Miejsca dużo nawet z tyłu: nie tylko dzieci, lecz także dorośli mężczyźni nie mogą narzekać na brak przestrzeni.
Zawieszenie to dość dobry kompromis między sportem a komfortem. Na szybko pokonywanych łukach Auris co prawda lekko się przechyla, ale jak na komfortowe auto rodzinne i tak prowadzi się dość pewnie. Podkreślić trzeba również to, że przez cały test z układu jezdnego nie dochodziły żadne niepokojące dźwięki. Nawet po demontażu poszczególne elementy zawieszenia wyglądały niemal jak nowe. No właśnie, niemal, bowiem w wielu miejscach natrafiliśmy na wyraźne ślady korozji.
Rdza w 2-letnim aucie? Przecież japońscy inżynierowie jak dotąd byli wręcz obsesyjnie dokładni. Toyota stale ulepsza swoje i tak już dobre jakościowo auta – pracownicy zachęcani są do zatrzymania całej linii produkcyjnej, gdy tylko któryś z nich zauważy coś niepokojącego. Czy więc przykład naszego długodystansowego Aurisa mógłby sugerować, że mimo to dzieje się coś niedobrego? Nie do końca. Choć na czele naszej klasyfikacji testów długodystansowych uplasowały się BMW i Mazda, a wieczny zwycięzca spadł „dopiero” na trzecią lokatę, to jednak skreślanie Toyoty nie byłoby fair. Przecież Auris i tak poradził sobie bardzo dobrze, plasując się na wysokim, 13. miejscu naszego zestawienia.
Rdza na elementach podwozia oraz układu jezdnego, dwukrotna awaria „ksenonów” (problem dobrze znany właścicielom Avensisów), poluzowana osłona termiczna i… nic więcej. To naprawdę niewiele. Gdyby tylko nie ten brązowy nalot... Przecież komu jak komu, ale takiej marce jak Toyota pewne rzeczy po prostu nie przystoją.
Nim jednak dojdziemy do sedna problemu, warto wspomnieć, że nie wszystkim testującym przypadły do gustu niektóre (dość nietypowe) rozwiązania zastosowane we wnętrzu Aurisa. To prawda, auto jest dość obszerne i wygodne, ale konsola środkowa to jakieś nieporozumienie. Nie dość, że zbyt masywna, to na dodatek brzydka. Podobnych dość krytycznych wpisów znaleźliśmy w dzienniku testowym wiele. Mam wrażenie, że temu autu brakuje polotu czy też Auris nie ma nic, co przyciągałoby kupujących to tylko niektóre z nich. Czyżby więc pod względem braku charakteru Auris dorównywał Corolli? Oczywiście, zależy to od punktu widzenia, jaki przyjmiemy. Fakt, nie spodobał się nam projekt deski rozdzielczej oraz za szeroka i niewygodna konsola środkowa.
Również przypominająca słuchawkę telefoniczną dźwignia hamulca ręcznego to mało wyrafinowany projekt. Nie dość, że element ten wygląda nieco dziwnie, to na dodatek umieszczono go za wysoko – jest przez to niewygodny w obsłudze. A teraz plusy: 10 praktycznych schowków, w których zmieścimy wszystkie potrzebne drobiazgi. Łączna pojemność tej dodatkowej „przestrzeni ładunkowej” to aż 32 l. Ciekawym rozwiązaniem są też umieszczone przy kratkach nawiewu uchwyty na napoje. Chcesz napić się zimnej coli, a nie wziąłeś z sobą przenośnej lodówki? Żaden problem – puszkę umieszczasz w uchwycie, a klimatyzacja w kilkanaście minut dobrze schłodzi twój napój.
Niestety, początkowe zauroczenie minęło dość szybko i jużwkrótce zaczęliśmy dostrzegać coraz więcej wad Aurisa. Przykładem mogą być niezbyt dobrze wyprofilowane fotele – po długich podróżach wysiadaliśmy mocno obolali. 124-konna jednostka 1.6 co prawda dobrze sprawdzała się w mieście, ale na autostradzie stawała się zbyt głośna. Powód? Przy prędkości 140 km/h obrotomierz wskazuje 4800 obr./min, a komputer nie zaleca zmiany biegu na wyższy. Nie zaleca, bo oczywiście nie może – Aurisa 1.6 wyposażono w skrzynię pięciobiegową. 10 l/100 km w cyklu mieszanym to dość słaby wynik jak na benzyniaka o tej pojemności.
Brak szóstego biegu jednak tylko po części tłumaczy stosunkowo wysokie zużycie paliwa. „Ciężka noga” naszych wiecznie spóźnionych redaktorów też z pewnością miała wpływ na spalanie. Za to podczas pomiarów na odcinku testowym otrzymaliśmy wynik na poziomie 7,5 l/100 km, a to już prawie pokrywa się z wartością podawaną przez producenta (7,1 l/100 km).
W ciągu dwóch lat zaledwie dwukrotnie zmuszeni byliśmy ponadplanowo odwiedzić serwis. Przy przebiegu 28 011 km konieczna była wymiana izolacji układu wydechowego, a po 65 955 km posłuszeństwa odmówił lewy reflektor. Nie byliśmy specjalnie zaskoczeni takim obrotem spraw, ponieważ problemy z „ksenonami” to chleb powszedni dla właścicieli Avensisów II generacji. Poza okresem gwarancyjnym za taką naprawę zapłacimy w ASO ok. 450 zł.
W końcu po 102 tys. km przyszedł czas na demontaż. Nawet przez myśl nam nie przeszło, że jego wyniki mogą okazać się aż tak zaskakujące. A nie była to niestety miła niespodzianka, tym bardziej że przez cały okres testu (poza wspomnianą już awarią „ksenonów” i haczącą skrzynią biegów) nie zgłaszaliśmy żadnych zastrzeżeń co do jakości wykonania Aurisa.
W ASO auto pojawiało się tylko przy okazji rutynowych przeglądów. Tymczasem końcowy demontaż ujawnił dość dużą liczbę skorodowanych elementów – problem dotyczył głównie podwozia i układu jezdnego. Rdza nie ominęła również zewnętrznego mechanizmu zmiany biegów (stąd zapewne haczenie przy włączaniu „piątki”). Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że poza tym przypadkiem korozja była jedynie powierzchowna i jeszcze przez długi czas nie miałaby negatywnego wpływu na działanie poszczególnych elementów.
Rdza w komorze silnika to zapewne wynik chybionej polityki oszczędnościowej – w przypadku benzynowych wersji Toyota nie zakłada dolnej osłony silnika. Brud spod kół dostaje się pod maskę, powodując powstawanie rdzawych nalotów. Szkoda, tym bardziej że Auris naprawdę dobrze poradził sobie w naszym teście, a końcowe oględziny silnika, skrzyni biegów, sprzęgła i hamulców nie wykazały niczego niepokojącego.
Podsumowanie
Dwa wyczerpujące lata naszego „maratonu” Auris pokonał bez większych problemów i zachował wszystkie cechy, z jakich znamy starsze modele Toyoty. Samochód zawsze był gotowy do jazdy, nigdy nie postawił nas w kłopotliwej sytuacji. Z mechanicznego punktu widzenia może uchodzić za wzór do naśladowania!
A korozja? Owszem, to pewna plama na honorze japońskiego producenta, bo nie powinna w ogóle się pojawić w 2-letnim aucie. Jednak nie należy demonizować tego problemu. Poza mechanizmem zmiany biegów była to rdza powierzchniowa, która nie wpływa na działanie poszczególnych podzespołów. Ostatecznie Auris otrzymał piątkę i został sklasyfikowany na dobrym, 13. miejscu w rankingu naszych testów długodystansowych. Jest to auto godne uwagi.