A ten - na przekór wysiłkom konkurencji - wciąż jest obsadzony przez pojazdy z Untertürkheim pod Stuttgartem.Ale taka legenda może być również niebezpieczna. Kto stoi na cokole, spadając zeń, może się boleśnie potłuc. Pokazały to testy długodystansowe aut klasy A i ML. Teraz przyszła pora, by wziąć pod lupę samochód o fabrycznym oznaczeniu C220 CDI T Classic, którym przez półtora roku pokonaliśmy równe 100 tys. km.A gdyby tak automat?Pierwsze wpisy w książce wozu brzmiały entuzjastycznie. "Po tysiącu km czuję się, jakbym był częścią tego auta!". Kierowca chwalił niskie spalanie i dobre osiągi, ale narzekał na ociężałą reakcję podczas ruszania ("dziura turbinowa") i histeryczne zachowania czujników parkowania, które "robiły małżeńskie sceny już przy wyższych źdźbłach trawy". Na szczęście można je wyłączyć.Nie da się jednak, niestety, wyeliminować ospałości silnika przy ruszaniu. Ze względów konstrukcyjnych jest ona wpisana w zachowanie małych, wyżyłowanych diesli. Zlikwidować (lub częściowo zneutralizować) potrafi ją tylko automatyczna przekładnia. Nic więc dziwnego, że powtarzający się często w książce wozu wpis brzmiał: "Gdyby jeszcze miał automat, byłby idealny".My jednak mieliśmy do dyspozycji auto z sześciostopniową skrzynią mechaniczną. Jej lewarek przesuwa się z pewnymi oporami. Podczas półtorarocznych jazd spalanie wynosiło średnio 7,0-7,4 l/100 km. Wynik niezwykle bliski danym fabrycznym (6,7 l/100 km), ale nie to jest najbardziej zaskakujące. Szokuje on w zestawieniu z możliwościami pojazdu, który przyspiesza do 100 km/h w około 10 s i rozwija prędkość 214 km/h. W zupełności wystarcza to, by przypomnieć większości użytkowników dróg o obowiązku ustępowania drogi i jazdy jak najbliżej prawej krawędzi jezdni...Silne diesleKiedy przed niemal 20 laty wyjechał na drogi "baby Benz" (model 190D, W201), jego 2-litrowa jednostka osiągała 72 KM. Potem w odmianie 2,5-litrowej motor rozwijał 90 KM, a w wersji turbo aż 122 KM. W obecnym modelu W203 z silnika 2,15 l uzyskujemy 143 KM. Jest to najukochańszy motor zarówno w klasie C, jak i E. W dodatku charakterystyczny dieslowski klekot można usłyszeć tylko wtedy, gdy po rozruchu na zimno człowiek przysunie ucho do ozdobionej gwiazdą maski.Gdy już ruszymy, auto okazuje się niezwykle ciche. Ma znakomite fotele, choć przynajmniej fotel kierowcy mógłby mieć podparcie lędźwiowe. Pasażerowie zauważą od razu otoczony szlachetnym drewnem wyświetlacz systemu Comand (opcja) i dwustrefową klimatyzację. Wygodnie obsługuje się telefon i nawigację, która precyzyjnie wskazuje drogę, ale wolno przelicza nową trasę. System audio brzmi na piątkę. Kierownica nie jest przeładowana zbędnymi przełącznikami. Jednak włącznik ogrzewania tylnej szyby mógłby być większy. Na tylnej kanapie dwie osoby mają sporo miejsca, ale w wersji Classic nie oferuje się im jakichkolwiek schowków, nawet kieszeni w oparciach przednich foteli. W aucie kombi kieszenie takie nie są jednak tak ważne, jak możliwość przekształcenia pojazdu w użytkową "prawie ciężarówkę". Z Mercedesem idzie łatwo, trzeba tylko opanować sztukę demontażu solidnej pokrywy bagażowej, by potem jedną ręką składać błyskawicznie dzieloną tylną kanapę. Wobec bagażnika mamy tylko jedno zastrzeżenie - z niezrozumiałych powodów umieszczone tam dodatkowe gniazdo 12V jest pod napięciem tylko wtedy, gdy włączy się zapłon. Schowek pożyteczny, ale ukrytyGdy w Mercedesie C kombi podróżują cztery osoby, to jest on raczej autem typu kombi-coupé. Kierowcy często zapominali jednak, iż pod podłogą bagażnika mają do dyspozycji dodatkowy, wielki schowek zdolny pomieścić nawet sporą torbę. Schowek ten wykrojono dzięki rezygnacji znormalnego "zapasu" - zamiast niego mamy zestaw Tirefit do wtryskiwania kleju przez wentyl i elektryczny kompresorek. Większość kierowców obawia się tego rozwiązania, ale statystycznie rzecz biorąc, "kapeć" zdarza się raz na siedem lat. My jednak mieliśmy dwa takie przypadki w ciągu 18 miesięcy. Raz Tirefit załatwił sprawę błyskawicznie i bezproblemowo, ale za drugim razem olbrzymiej dziury nie zdołałby załatać nawet bardzo zdesperowany wulkanizator. Częściej przydarzały się inne kłopoty. Aż trzykrotnie kuna znacząca swe terytorium podziurawiła zębami przewody chłodzenia silnika, a raz przeżuła i wyrwała kabel włączający światła cofania. Nie tylko jednak tak pechowe zdarzenia były przyczyną wizyt w serwisach. Na konto braku legendarnej "mercedesowskiej niezawodności" należy zapisać wycieki oleju z przekładni kierowniczej, wybicie łączników przedniego stabilizatora oraz wypadnięcie z mocowania pokrywy wlewu paliwa. Uparty komputerCo jakiś czas wyświetlacz komputera pokładowego meldował o awarii układu wspomagania hamowania awaryjnego (BAS) oraz systemu ESP. Skutecznym rozwiązaniem okazało się po prostu ignorowanie tych wskazań, które po jakimś czasie gasły. I powracały po kolejnym rozruchu na zimno... Jeden z testujących skwitował rzecz całą filozoficznie: "Dzięki komputerom jesteśmy w stanie rozwiązywać wszystkie problemy, których nigdy przedtem nie mieliśmy".Lepiej więc usiąść za kierownicą i cieszyć się dobrymi własnościami trakcyjnymi oraz komfortem jazdy, który rośnie w miarę coraz większego załadowania. Szkoda tylko, że "układ kierowniczy zapewnia zbyt mało czucia jezdni, a ogrzewanie podczas mrozów reguluje temperaturę w kabinie bardzo niedokładnie". Podsumowując: dobre odczucia przeważają. Czy klasa C to typowy Mercedes? Jeśli stuttgarcki gigant będzie szybciej i skuteczniej usuwał "choroby wieku dziecięcego", to legenda Mercedesa ma szansę na reaktywację.
Typowy Mercedes?
Mercedes dobrze żyje ze swej legendy. Chromowana gwiazdka na masce odbierana jest jednoznacznie: oto mamy do czynienia z kimś w drodze na szczyt, na który jedzie się autem z samochodowego Olimpu.