Jak tu zrozumieć VW? Najpierw koncern nakazał Audi NSU Auto Union AG opracowanie rewolucyjnego małego samochodu, dzięki czemu na rynek trafiło Audi 50, a nieco później – bliźniaczy model VW Polo. Wkrótce jednak VW zaczął traktować Audi niczym niegodziwa macocha Kopciuszka.
W porównaniu z poprzednikiem – NSU Prinzem – którego konstrukcja sięga 1950 roku, nowy model, z wewnętrznym oznaczeniem Typ 86, wyglądał jak miniatura statku kosmicznego z filmu „Star Trek”, który niczym porcelanowa filiżanka Rosenthala wylądował na spodku babci. Taka sama sytuacja miała miejsce w 1974 roku w przypadku Golfa, gdy postawiło się go obok przestarzałego Garbusa. Jednak sprzedaż Audi 50 kształtowała się złowieszczo słabo.
Dlatego Wolfsburg podbierał z Audi pomysły na samochody, a nawet gotowe pojazdy, czego przykładem może być K70 – auto zostało opracowane przez NSU, ale na rynek trafiło w 1970 roku jako VW. To pierwszy model tej marki z silnikiem z przodu, do tego chłodzonym cieczą, i napędem na przednie koła. Kolejny przykład to Audi 80. Samochód sprzedawał się od 1972 roku jak ciepłe bułeczki, ale rok później musiał podzielić się techniką z VW Passatem, który też chciał mieć udział w tym sukcesie. Przypomnimy, że pierwsza generacja Passata – podobnie jak Golf – występowała również w wersji hatchback.
Słaba sprzedaż Audi 50 nie mogła pozostać bez echa ze strony szefostwa koncernu VW. W efekcie w 1978 roku firma postanowiła zrezygnować z tego modelu i w sprzedaży został wyłącznie bliźniaczy VW Polo. A co z Audi? Za zgodą Ferdinanda Piëcha, który od 1973 roku był następcą legendarnego szefa projektantów Ludwiga Krausa, Audi krok po kroku stało się marką premium w koncernie VW i zaczęło produkować auta wyższych klas.
Małe samochody mogły tylko zakłócać prestiżowe postrzeganie marki. Obecnie w porównaniu z identycznym VW Polo oraz modelem Derby (wersja ze stopniowanym tyłem) bardziej poszukiwanym autem jest właśnie Audi 50. To dlatego, że rzadziej występuje. Co ciekawe, samochód potrafi kosztować nawet dwa razy tyle, co jego bliźniak ze znaczkiem VW.
W obliczu niegdysiejszej niechęci do tego modelu obecnie nasze srebrne Audi 50 GLS, pochodzące z 1978 roku, trochę nieśmiało wychyla się, gdy odbieramy je z Audi Tradition w Ingolstadt. Odrestaurowany egzemplarz nie przejechał nawet 50 tys. km, a utrzymane w niebieskim kolorze wnętrze zachowało się w oryginalnym stanie. Audi 50 waży nieco ponad 700 kg i tę ascezę widać już na pierwszy rzut oka. Drzwi oraz tylna klapa są cienkie jak papier. Po dotknięciu siedzeń ma się uczucie ślizgania po styropianie, a kierownica sprawia wrażenie, jakby miała się złamać.
Trzeba jednak przyznać, że poczucie przestrzeni jest niesamowite. Nawet kierowcy o wzroście ponad 180 cm bez trudu znajdą wygodną pozycję siedzącą. Jednak w gorące letnie dni we wnętrzu można poczuć się niemal jak w szklarni, ponieważ duże powierzchnie szyb sprawiają, że w aucie jest gorąco jak w piecu. Dzięki Bogu to Audi 50 ma prestiżowy element jak na swoje czasy – szyberdach.
Jak jeździ ten klasyk? Po przekręceniu kluczyka w stacyjce do uszu pasażerów zaczyna dobiegać cichy pomruk 4-cylindrowego benzynowego silnika o pojemności 1,3 litra. Włączamy pierwszy bieg w precyzyjnie pracującej skrzyni, obracamy kierownicę działającą lekko pomimo braku wspomagania, wyjeżdżamy z miejsca parkingowego i przemieszczamy się po terenie zakładu w Ingolstadt. Przyspieszanie okazuje się nad podziw łatwe, ponieważ 60-konny silnik bez trudu radzi sobie z napędzaniem lekkiego pojazdu. Hamowanie również nie jest żadnym problemem dzięki wspomaganiu, które od sierpnia 1976 roku było instalowane seryjnie.
Jeżeli ktoś poszukuje klasyka, za którym inni kierowcy będą oglądali się na ulicy, to Audi 50 nie jest dla niego. Natomiast osoby, które liczą na rozmowy ze znawcami odróżniającymi ten model od bliźniaczego Volkswagena Polo, będą w pełni zadowolone.