Tak się zastanawiamy, czy trochę nie przesadziliśmy. Rozumiemy porównanie limuzyn w stylu BMW serii 5 i Rovera 827 czy też zestawienie Porsche 911 z Jaguarem E-Type’em. Ale Trabant kontra Mini? Kartonowy samochód ze wschodnich Niemiec w pojedynku z brytyjskim symbolem wolności? Przecież to nonsens. Ostatecznie Trabant 601 powstawał do 1989 r. i w swoich czasach, gdy był użytkowany przede wszystkim za żelazną kurtyną, na ulicy miał małe szanse na to, żeby spotkać się z Mini. Jednak teraz, podczas testu, zrobi to na pewno.
Trabant 601 w 1989 roku stał się symbolem upadku komunizmu. Wówczas pewnie nie pamiętano o tym, że temu autu już 25 lat wcześniej udało się trafić na Zachód. Podobnie jak Wartburg, był eksportowany, a tam kupowany jako niedrogi samochód przez niewymagających kierowców. Jako Universal, czyli kombi, Trabant 601 kosztował 3680 marek, a zatem o 300 marek mniej niż 2CV, które było przecież mniej przestronnym samochodem.
To co w 1989 roku było już anachronizmem, w latach 60. prezentowało się całkiem dobrze. Jedną z ważniejszych cech Trabanta jest jego ciekawy wygląd, dzięki któremu udało się uniknąć stylu typowego dla innych małych aut – pisano w RFN-owskim czasopiśmie „Hobby” w 1966 r. To prawda. Do dzisiaj nikt nie zwrócił jakoś uwagi na to, że Trabant 601 to miniaturowa alternatywa dla Peugeota 404.
Zdecydowaną zaletą Mini w stosunku do Trabanta jest to, że jego wyglądu nigdy nie trzeba było usprawiedliwiać żadnymi ideologicznymi frazesami. Poprzecznie umieszczony silnik, przedni napęd oraz duże reflektory sprawiają, że przynajmniej pod względem koncepcji Mini jest spokrewnione z Trabantem. Jednak model z 2-cylindrowym, 2-suwowym silnikiem rodem z NRD (Niemiecka Republika Demokratyczna) okazuje się bardziej przyjazny dla dorosłych z racji większych zewnętrznych oraz wewnętrznych wymiarów. Rzeczywiście, w angielskim modelu wygoda nie była priorytetem. Twórca Mini, genialny inżynier Alec Issigonis hołdował ekstrawaganckiemu poglądowi, że zbyt dużo komfortu sprawia, że kierowca staje się leniwy, senny i nieuważny. W przypadku Mini udało się uniknąć tego niebezpieczeństwa – tak stwierdzono w „Automobil Revue” w 1968 roku. Druga generacja Mini pojawiła się w sprzedaży z silnikiem o pojemności nieco ponad 1000 ccm i mocy 36 KM.
Nasz testowy Trabant pochodzi z 1968 roku i ma zaledwie 23 KM oraz – jak wszystkie wersje Universal – nadwozie produkowane w zakładzie w Meerane koło Drezna. Dopiero w Zwickau odbywał się ostateczny montaż auta. Obecny właściciel opisywanego modelu kupił go w oryginalnym stanie. Pojazd nie był odrestaurowany, a jego przebieg wynosi zaledwie 12 600 km. To Trabant 601 de Luxe z dwubarwnym nadwoziem, chromowanymi zderzakami, dwukolorowymi tworzywami oraz tapicerką częściowo wykonaną ze sztucznej skóry, a także z siedzeniami Selfa z miękkim tapicerowaniem i składaną tylną kanapą.
Mini, które wykorzystaliśmy w tym sprawdzianie, w 1969 roku trafiło do właściciela z Heidelbergu. Oczywiście, z kierownicą po lewej stronie. Auto zostało sprzedane przez pierwszego użytkownika dopiero w 1989 roku. Obecny właściciel zajął się jego odrestaurowaniem. W Niemczech – sprzedawane również jako Morris Mini-Minor – 1000 Traveller było rzadkim okazem. Idea Issigonisa, żeby stworzyć najmniejsze rodzinne kombi dla rodziny, okazała się zbyt ekstrawagancka, żeby się tu przyjęła. Poza tym trzeba pamiętać, że Niemcy mieli już swoje auto dla ludu – Garbusa. Samochód nie spotkał się z tak dobrym przyjęciem, jak obecne Mini. Tyle że kiedyś Morris miał inny styl – czarny bakelit, welurowe dywaniki, skromne listwy ozdobne. Podczas podróży w spódniczce mini czy tweedowej marynarce istnieje prawdopodobieństwo, że przykleicie się do tapicerki wykonanej ze sztucznej skóry. Wprawdzie przesuwane szyby w drzwiach pozwalają na przewietrzenie i schłodzenie wnętrza, jednak trzeba się liczyć z tym, że wówczas można spowodować nieprzyjemny przeciąg.
Silnik Mini już przy obrotach biegu jałowego potrafi warczeć niczym pies Baskerville’ów. Siły działające w tym modelu podczas obsługi poszczególnych urządzeń są typowe dla pojazdów tej klasy i w tym wieku, co Mini. Dlatego trzeba się przyzwyczaić, żeby poszczególne przełożenia wybierać z wyczuciem, a włączenie wstecznego biegu przyprawiało każdego kierowcę testującego ten samochód o szaleństwo. Wprawdzie to nie przeszkadza, ale w typowy dla Mini sposób kierownica jest tak wysoko umieszczona, że niektórzy prowadzący mogą mieć kłopot z sięgnięciem do niej w pozycji „na dwunastej”. Okazuje się jednak, że nie jest to kłopotliwe zanadto ani podczas slalomu, ani w trakcie kręcenia się po mieście. Zwiększony rozstaw osi w stosunku do bazowego Mini skutkuje przestrzenią, w której zmieszczą się 1764 kurze jaja (obliczone przez angielskich testujących). Jednocześnie to wydłużenie karoserii wcale nie wpłynęło negatywnie na poręczność samochodu. Takie Mini nadal jest wystarczająco sprytne. Samochód wręcz uwielbia zakręty, układ kierowniczy precyzyjnie pracuje i pozwala bez trudu utrzymać obrany kierunek jazdy. Pod względem zadziorności wersja Traveller jest prawdziwym Mini.
Czas na jazdę Trabantem. Otwieramy zawór paliwa (taki sam jak w motocyklach), przekręcamy kluczyk w stacyjce i dwusuwowy silnik chłodzony powietrzem rozpoczyna swoje traaaam, tam, tam, tam, a z tyłu tworzy się niebieska zasłona dymna, będąca wynikiem spalania mieszaniny benzyny i oleju. Przyspieszanie odbywa się całkiem gładko, ale utrzymanie stałej prędkości nie jest już łatwe. Próba jazdy z niezmienną prędkością pomiędzy drugim a trzecim biegiem kończy się podskokami samochodu. Tylko przy czwartym przełożeniu zastosowano wolne koło, dzięki czemu Trabant zaczyna swobodnie jechać, niemal żegluje. Z tego powodu nie da się hamować silnikiem, ale w zamian na wysokich obrotach cały czas jest on smarowany.
Samochód ma naprawdę miękki charakter. Dźwignia przy kierownicy wygina się we wszystkie strony, zanim zaskoczy i pozwoli włączyć kierunkowskazy lub światła. Lewarek skrzyni biegów można swobodnie przełączać bez odrywania rąk od kierownicy. A do tego okazuje się, że pedały stawiają wyjątkowo mały opór stopom. Jakby tego było mało, kierownica nie jest położona w osi fotela, lecz przesunięta w prawo. Tyle że ta lekkość potrafi być dla Trabanta również zgubna. Nagłe zmiany kierunku jazdy powodują, że nadwozie mocno się przechyla. Dopiero po dużym obciążeniu samochód z poprzecznie umieszczonymi piórowymi resorami staje się stabilniejszy.
Podsumowanie
Trabant 601 Universal i Mini Traveller to samochody, które stworzono w jednym celu – jak najtaniej przewieźć cztery dorosłe osoby wraz z dużym bagażem. Jednak ten sam temat został potraktowany zgoła odmiennie. W Trabancie nieistotne były prowadzenie oraz jakość wykonania. Postawiono na przestronność wnętrza i pojemny bagażnik. Mini Traveller jest wprawdzie znacznie praktyczniejsze niż bazowa odmiana tego modelu, ale pod względem funkcjonalności nie ma szans z konkurentem rodem ze wschodnich Niemiec. Jednak atutem angielskiego modelu jest radość z prowadzenia. W przypadku tego auta można liczyć nie tylko na lepszą dynamikę – frajdę sprawia również pokonywanie każdego zakrętu.