Inżynierowie Volkswagena stworzyli w gruncie rzeczy udany i przemyślany samochód, ale o jednej rzeczy, niestety, zapomnieli. Otóż kable wysokiego napięcia umieścili dokładnie ponad blokiem silnika i zrezygnowali z zamontowania plastikowych osłon. Kuny nie dały się więc prosić dwa razy...
A nasz „maratończyk”? Cóż, jemu całe to zamieszanie odbiło się lekką czkawką. Od samego początku w dzienniku pokładowym małego Volkswagena pojawiało się wiele pozytywnych opinii. Konsternację wywoływała jedynie cena. Ponad 75 tys. zł za testowany egzemplarz to trochę dużo jak na auto segmentu B. Nawet jeśli ma pod maską nowoczesny silnik 1.2 TSI o mocy 105 KM i jest bogato wyposażone: topowa wersja Highline, dwusprzęgłowy „automat” DSG, nawigacja GPS, 16-calowe alufelgi, atrakcyjny lakier Hot Orange.
Przecież za takie pieniądze można kupić rozsądnie wyposażony kompakt! Owszem, ale Polo okazało się na tyle dojrzałym samochodem, że – w opinii naszych testujących – mogłoby spokojnie zastąpić swego większego brata. Siedząc za kierownicą najnowszego Polo, można wręcz odnieść wrażenie, że Golf stanowi w tym wypadku (zbędny) luksus.
Musimy jednak wyraźnie podkreślić, że tak pochlebnie wypowiadali się głównie ci z testujących, którzy z Polo korzystali w pojedynkę. Chwalono: precyzyjny układ kierowniczy, dynamiczny silnik, wygodne fotele oraz intuicyjną obsługę. A bardziej praktyczni kierowcy? Cóż, nawet tak udany model jak Polo nie jest w stanie nagiąć praw fizyki. Samochody o długości blisko czterech metrów z reguły słabo sprawdzają się w roli pojazdów rodzinnych – nie inaczej jest i tym razem.
Kufer „polówki” pomieści co prawda przyzwoite 280 l, ale podczas wakacyjnego wyjazdu okaże się zbyt mały. W pierwszym rzędzie siedzeń miejsca jest w bród, za to z tyłu na ciasnotę narzekać będą nawet bardziej wyrośnięci nastolatkowie. Dziennik testowy podsumowuje: do roli auta rodzinnego ten samochód zupełnie się nie nadaje. No właśnie, dłuższe wyjazdy.
O ile w mieście 1,2-litrowy turbobenzyniak spisywał się doskonale (żwawy i zrywny – zupełnie jakby miał o wiele większą pojemność skokową), o tyle autostrada bezlitośnie obnażyła słabe strony tak modnego ostatnio downsizingu. Przy prędkościach powyżej 140 km/h zużycie paliwa przekraczało poziom 14 l/100 km (!), a w kabinie robiło się irytująco głośno. Średnie spalanie z całego testu to aż 8,74 l/100 km, czyli dużo więcej w porównaniu z pomiarami przeprowadzonymi na odcinkach testowych (6,2-6,3 l/100 km).
Najnowsze jednostki z rodziny TSI zaprogramowano tak, by w przypadku pełnego obciążenia podawały maksymalną dawkę paliwa do komór spalania. W ten sposób – podobno – udaje się utrzymać temperaturę poszczególnych podzespołów na odpowiednio niskim poziomie. Kolejna generacja silników TSI ma się już obejść bez tego „udogodnienia”, co w praktyce wpłynie na zanczne obniżenie spalanie także podczas wysilonej eksploatacji.
Od ciężaru prawej nogi kierowcy zależała także ocena pracy dwusprzęgłowej skrzyni automatycznej DSG. Co ciekawe, w dzienniku testowym znajdujemy wpisy o zgoła odmiennym charakterze: od skrzynia wręcz idealna po szarpie przy zmianie biegów, ma niską kulturę pracy. Skąd te różnice? Otóż, jak twierdzi producent, przekładnia DSG ma zadowolić przede wszystkim kierowców stawiających na komfort. Natomiast ci, którzy lubią czasem dynamicznie przyspieszyć, muszą – niestety – pogodzić się z tym, że biegi będą redukowane z opóźnieniem.
Nie mówiąc już o permanentnym „kangurze” podczas szybkiego ruszania. Poza tym, jak wykazały nasze pomiary testowe, w sprincie od 0 do 100 km/h Polo nie było w stanie zbliżyć się do osiągów deklarowanych przez producenta. Jak podaje VW, ich „mieszczuch” powinien osiągać 100 km/h w 9,7 s. Nasz najlepszy wynik to 10,1 s, a na koniec testu Polo okazało się jeszcze wolniejsze (11,1 s).
To wszystko nie miało jednak żadnego wpływu na ocenę bezawaryjności. Polo bez zająknięcia połykało kolejne kilometry, spokój od czasu do czasu mąciła jedynie powolna w działaniu nawigacja GPS. Jednak w pewnym momencie do naszych uszu zaczęło dochodzić niepokojące grzechotanie z okolic komory silnika – poluzowała się jedna z metalowych rurek w układzie klimatyzacji. Polo trafiło do ASO i kiedy już myśleliśmy, że usterkę udało się wyeliminować, drażniący odgłos pojawił się znowu.
Rzut oka na fora internetowe i już wiemy, że nie jesteśmy sami – tę usterkę dobrze znają również inni właściciele najnowszego auta segmentu B ze znaczkiem Volkswagena. W końcu hałas stał się na tyle głośny, że nasz „maratończyk” musiał ponownie stawić się w serwisie. Tym razem okazało się, że problem leży po stronie jednego z przewodów paliwowych. Producent zna tę sprawę i deklaruje, że egzemplarze produkowane od sierpnia 2011 r. nie powinny już więcej hałasować.
Przez cały czas trwania testu zmagaliśmy się też z niepohamowanym apetytem kun. Zwierzaki zaatakowały w sumie trzy razy – doszło nawet do tego, że silnik z powodu przegryzionych kabli przechodził w tryb awaryjny. W końcu inżynierowie VW postanowili ukrócić te nocne harce: od sierpnia 2011 r.w silniku 1.2 TSI montowana jest mała plastikowa osłona, zakrywająca przede wszystkim kable wysokiego napięcia. Szkoda, że panowie z Wolfsburga próbowaliwcześniej zaoszczędzić na tym, na czym nie trzeba!
Czy to wina samochodu, że upodobały go sobie kuny? Oczywiście, że nie. Ale gdyby Wolfsburg nie poskąpił kilku euro na osłonę silnika, problemu ze zwierzęcym apetytem wcale by nie było! Poza tym w trakcie testu musieliśmy aż trzy razy ponadplanowo odwiedzić warsztat: wymieniono pokrywę schowka przed pasażerem, dwukrotnie doszło do poluzowania przewodów (klimatyzacji oraz paliwowego).
Cóż, niby drobnostki, ale chyba nie licują z wysokimi aspiracjami Volkswagena. Gdyby nie te usterki, Polo otrzymałoby ocenę celującą, a tak musi się zadowolić nieco słabszym wynikiem. W porównaniu z poprzednią generacją „polówki” jest to jedak ogromny postęp – w 2005 r. mały Volkswagen otrzymał ocenę niedostateczną!