• W teście sprawdziliśmy realne zużycie prądu i zasięg Korando, a także przyspieszenie – którego SsangYong z jakiegoś powodu nie podaje w swoich danych
  • Po podłączeniu do ładowania Korando... przemawia syntezatorem mowy
  • W teście hamowania SsangYong niestety negatywnie zaskoczył
  • Ten tekst pochodzi z nowego wydania "Auto Świata". Dzięki naszej subskrypcji możesz przeczytać go już teraz
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Korando E-Motion to konwersja znanej od 2019 r. spalinowej wersji tego SUV-a. Z zewnątrz elektryczną odmianę wyróżniają delikatnie zmieniona stylistyka z aerodynamicznie zoptymalizowanymi przodem oraz felgami, innymi światłami, a także błękitnymi akcentami. Nadwozie o długości 4,47 m skrywa przestronne wnętrze, które od wersji spalinowej różni się jedynie wyższą podłogą – czuć to bardziej z tyłu, bo jest mniejsza odległość między podłogą a siedziskiem, ale na brak wygody nie można narzekać. Oparcie kanapy ma dwustopniową regulację kąta nachylenia, jest też do dyspozycji gniazdko 230V/200 W, ale niestety brakuje dodatkowych nawiewów.

Przednie fotele mogłyby mieć dłuższe siedziska i mocniej podpierać po bokach, ale poza tym są OK. Zagłówki są regulowane dwuosiowo, cieszy też opcja wentylacji (5000 zł w pakiecie z elektrycznym sterowaniem). Podgrzewane siedzenia są w testowanej wersji Sapphire seryjne. Pozycja za kierownicą – niezła, choć przy wzroście 1,83 m życzyłem sobie większego zakresu osiowej regulacji kierownicy.