• Podczas wakacyjnego testu Skody Enyaq iV 80 poznałem wszystkie zalety i wady jazdy samochodem elektrycznym
  • Podróż "elektrykiem" jest bardzo komfortowa, ale ma swoje granice
  • Nowoczesne systemy pozwalają, przy spokojnej jeździe, przejechać ok. 390 km bez ładowania
  • W zależności od stacji ładowanie auta może trwać od ok. 40 min. do 2,5 godz.
  • Samochód zużywa znacznie więcej energii przy złej pogodzie, wietrze i deszczu
  • Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Na test miałem całe 13 dni. Niewiele? Jeżeli dobrze zaplanuje się eksperyment, ten czas spokojnie wystarczy. Zacznijmy od początku. Odebrałem auto od koleżanki z redakcji, która wcześniej sprawdzała jego osiągi. Spotkaliśmy się na warszawskim Bródnie, w ruchliwym miejscu, pod osiedlowym supermarketem. Auto błyszczało i dumnie prezentowało się przed głównym wejściem.

Skoda Enyaq to czeski pomysł na luksusową elektromobilność. Foto: Jan Stanisławski / Auto Świat
Skoda Enyaq to czeski pomysł na luksusową elektromobilność.

"A śmiali się, że Skoda taka biedna..."

Podczas przekazania auta, zaczepił nas bardzo miły jegomość, na oko w wieku Maryli Rodowicz. — Bardzo przepraszam, że państwa niepokoję, ale całe życie pasjonowałem się motoryzacją. Chciałem zapytać: czy to auto jest w pełni elektryczne? — Tak, proszę pana. — A ile ma koni? — Niewiele ponad 200. — No proszę, a śmiali się, że Skoda taka biedna... My też mieliśmy okazję mieć porządne auta, i co? Sprzedali zakłady FSO Daewoo i zaczęli produkować te Matizy... Aż żal o tym wspominać. Ale ta Skoda! Wygląda naprawdę wspaniale. — Będą cię często zaczepiać, przyzwyczaisz się — kwituje znajoma ekspertka.

Škoda Enyaq iV 80 Founders Edition Foto: Krzysztof Kaźmierczak / Auto Świat
Škoda Enyaq iV 80 Founders Edition

Uprzejmy pan odszedł, koleżanka również, a ja zostałem sam na sam z naszpikowaną elektroniką Skodą Enyaq iV 80. Pierwszy cel: Białystok. Do przejechania 195 km, auto naładowane w pełni, teoretycznie na 390 km. Piękna, słoneczna pogoda sprzyjała dynamicznej jeździe, jednak po kilku sprawniejszych przyspieszeniach okazało się, że poziom baterii drastycznie spadł. Jako że nigdzie mi się nie spieszyło i nie miałem zamiaru zatrzymywać się na ładowanie, ustawiłem na tempomacie zachowawcze 110 km i spokojnie dotarłem do celu.

Podróż umilał mi rewelacyjny sprzęt grający, a o bezpieczeństwo dbał szereg systemów (inteligentny tempomat, alert wjeżdżania na pasy etc.). Gdy dotarłem na miejsce, system pokazywał, że mam jeszcze do przejechania 150 km. Poczułem zadowolenie — przejechałem w komfortowych warunkach 200 km, bez żadnych postojów i przygód, i jeszcze miałem sporo zapasu.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Przesiadka z diesla do elektryka

Wróćmy do samej jazdy. Przesiadka z kilkuletniego, manualnego Volvo XC60 w dieslu, do w pełni elektrycznej, nowej Skody w automacie, to jak przeprowadzka z Warszawy do Berlina. Niby trochę podobnie, a jednak wszystko jest inaczej. Komfort, niebywały UX, wygoda za kierownicą, odczuwalna zwłaszcza w korku, sprawiły, że zakochałem się bez reszty w tym aucie. Pierwsze dwa dni upłynęły pod znakiem pochwał i zachwytów. — Zobacz, jaki ma grill, jakie ma felgi... I łączy się od razu z telefonem, masz wszystko na tablecie. A te czerwone podświetlenia, panie kochany — opowiadałem koledze z Podlasia. Ten przytakiwał i wciąż dopytywał o zasięg, czy na pewno taki duży. Następnego dnia pojechaliśmy do galerii handlowej na tzw. charging.

Biznesmen z Podlasia pod wrażeniem

Urządzenie pokazywało dwie godziny ładowania, mimo że bateria miała trochę ponad 30 proc. Po dwóch godzinach okazało się, że zostało jeszcze bite 30 min. Czekamy grzecznie, bo nie możemy sobie pozwolić na awaryjny przystanek w drodze do Warszawy. W międzyczasie podjechał na ładowanie biznesmen w średnim wieku, w elektrycznym Mercedesie EQA. — Panowie, jeżeli mogę zapytać, ile to kosztuje? — zagaił pierwszy. — W tej wersji ok. 215 tys. zł — odpowiedziałem zgodnie z oficjalnym cennikiem. — Naprawdę? Aż tyle? Ja za swojego Mercedesa zapłaciłem rok temu ok. 280 tys. zł. A to chyba jednak duża różnica?

Pod maską auto wygląda dość przeciętnie. Foto: Jan Stanisławski / Auto Świat
Pod maską auto wygląda dość przeciętnie.

Obejrzeliśmy dokładnie oba auta, w końcu mieliśmy trochę wolnego czasu. Faktycznie różnica była, ale nie żeby jakaś gigantyczna. Osiągi inne, bo jednak w Mercu 400 km, a w Skodzie 204 km, ale jeżeli chodzi o żywotność akumulatora, to Skoda (minimalnie, ale jednak) wygrała z luksusowym rywalem. Po 40-minutowej rozmowie na temat przyszłości elektromobilności biznesmen z Podlasia przyznał, że auto z Czech wspaniale się prezentuje i jeżeli ma mi wierzyć, to ma też doskonałe parametry. Rozstaliśmy się w miłej atmosferze i każdy pojechał w swoją stronę.

Pogoda ma znaczenie

Powrotna droga do Warszawy przebiegła bardzo komfortowo, a pod koniec — ku mojemu zaskoczeniu — system sam rozpoznał delikatne zmęczenie, a więc zrobiliśmy sobie jeszcze krótką przerwę przed rogatkami miasta. Jeżeli chodzi o zużycie prądu, to w drodze powrotnej bateria wyczerpała się dużo szybciej i pod dom zajechałem, mając zaledwie 80 km zapasu. Koledzy eksperci wytłumaczyli mi, że to przez brzydką pogodę: czarne chmury, zacinający deszcz i porywisty wiatr. Ok, zapamiętam.

Kolejnym etapem eksperymentu była szybka wyprawa z Warszawy do Łodzi. Krótki odcinek, ale za to z większą prędkością i próba przejechania w obie strony bez ładowania. To nie mogło się udać. Już dojeżdżając do miasta z gondolą w herbie, wiedziałem, że będzie trzeba przynajmniej 20-30 minut "podładować się na powrocie". Na szczęście na wylotówce trafiliśmy na stację szybkiego ładowania GreenWay i po pół godziny znów byliśmy znów w trasie. Podróż umilał nam hip-hop i funk serwowany przez wysokiej klasy sprzęt audio z naprawdę niskim basem.

Gdy strach zajrzał kierowcy w oczy

Ostatni etap testu był najdłuższy, bo wypadło na trasę Warszawa-Toruń, Toruń-Warszawa. I właśnie na tej ostatniej najadłem się strachu. Podczas drogi powrotnej, w nocy i deszczu, nagle okazało się, że bateria pokazuje 170 km, podczas gdy mamy do przejechania jeszcze... 170 km. I jesteśmy na trasie szybkiego ruchu, gdzie próżno szukać nawet tradycyjnej stacji benzynowej, bo wszystkie trzy minęliśmy kilkanaście kilometrów wcześniej.

Wnętrze auta robi spore wrażenie. Widać inspirację BMW. Foto: Jan Stanisławski / Auto Świat
Wnętrze auta robi spore wrażenie. Widać inspirację BMW.

Nie ukrywam, że był to moment, kiedy zdjąłem nogę z gazu, ustawiłem tempomat na 90 km na godz. i po cichu modliłem się o dojechanie do miasta. W międzyczasie, dzięki wbudowanej w system auta wyszukiwarce stacji ładowania, namierzyliśmy takową 150 km od nas. A więc mieliśmy "całe" 20 km zapasu. Zaryzykowaliśmy i na szczęście udało dojechać się bez problemu, ale poziom kortyzolu w drodze, był wyjątkowo wysoki.

Gdybym miał w kilku słowach podsumować moją przygodę z elektryczną Skodą Enyaq iV 80 to zdecydowanie trzeba podkreślić wysoki komfort jazdy (zarówno na fotelu kierowcy, jak i pasażera), robiącą wrażenie technologię, świetny UX, a także nienaganną sylwetkę auta. Wiele osób pytało mnie z niedowierzaniem, czy to naprawdę Skoda? Odpowiadam: Tak, Skoda! I to w dodatku w pełni elektryczna!

Jan Stanisławski