Okazuje się, że promowany wcześniej przez Unię Europejską pomysł zmuszenia koncernów motoryzacyjnych do tego, by sprzedawały rocznie określoną liczbę samochodów na prąd, nie był najlepszy. Teraz pojawił się zupełnie nowy projekt, aby zachętą do wytwarzania i sprzedawania aut elektrycznych były powiązane z nimi „talony” na emisję dwutlenku węgla. Chodzi o to, by każdy sprzedany samochód elektryczny dawał korzyść w postaci dodatkowego obniżenia emisji CO2 w pozostałych modelach. Takie rozwiązanie na pewno ucieszy niemieckich producentów, którzy planują już wielką ofensywę „elektryków”, ale jednak produkują też mnóstwo luksusowych modeli napędzanych mocnymi i paliwożernymi silnikami.

Według źródeł unijnych, nowe pomysły mają być oficjalnie przedstawione na początku listopada, wraz z nowymi standardami emisji CO2 dla aut osobowych i dostawczych do 3,5 tony – będą one wdrożone po 2020 roku. Celem UE nadal pozostaje obniżenie emisji gazów cieplarnianych do 2030 roku o 40 proc. – w porównaniu do poziomu z roku 1990.

Aby osiągnąć ten cel, potrzebne jest znacznie ograniczenie emisji CO2 w modelach kolejnej generacji, a to będzie możliwe tylko, jeśli znacznie wzrośnie popyt na samochody na prąd. Producenci narzekają jednak, że brakuje infrastruktury, która mogłaby skłonić klientów do zakupu takiego samochodu. Z tego powodu unia zamierza wydać 800 mln euro na budowę nowych punktów ładowania oraz dodatkowe 200 mln euro na badania nad nowymi rodzajami bardziej wydajnych baterii.

Co ciekawe, choć większość menedżerów branży motoryzacyjnej oficjalnie popiera wprowadzanie do sprzedaży coraz większej liczby aut na prąd, to niektórzy z nich nieoficjalnie przyznają, że unijne założenia dotyczące rozwoju elektromobilności są zdecydowanie zbyt ambitne. Bez ogródek przyznaje to Sergio Marchionne, szef koncernu Fiat Chrysler Automobiles. Twierdzi on, że nie widzi w tej chwili na rynku sensownego modelu ekonomicznego, który mógłby sprawić, że produkcja samochodów na prąd przyniesie zysk.

Marchionne podaje przy tym przykład Tesli. Jego zdaniem Elon Musk, twórca tej marki, to miły gość i dobry kumpel oraz mistrz w dziedzinie marketingu, ale jednak nawet on nie potrafi jak dotąd stworzyć solidnych ekonomicznych podstaw dla działalności, którą prowadzi. Fakt faktem, że Tesla ciągle boryka się z problemami finansowymi i bazuje głównie na szczodrości inwestorów. Sergio Marchionne twierdzi przy tym, że komponenty do produkcji aut na prąd nadal są zdecydowanie za drogie, by takimi pojazdami zainteresowały się miliony konsumentów. Włoski menedżer uważa więc, że obecnie jedyna sensowna opcja to hybrydy i oczekiwanie, aż ekonomia skali – w przypadku baterii – przyniesie spadki cen.