Miał uprawiać ogórki w szklarniach w Skierniewicach, a tymczasem Maciej Wisławski stał się najbardziej utytułowanym polskim pilotem rajdowym. Kiedy zmienił zdanie?
Jest rok 1994, jedziemy z Hołkiem na Rajdzie Krakowskim jakieś 150 km/h. Długa prosta droga skręca przed murkiem z którego uciekają widzowie. A ja dyktuję: lewy dno 100, zobacz jak spie.....ją, przy trzy minus 200 prostować. I pomyśleć tylko, że gdyby nie studia na SGGW oraz specjalizacja w hodowli ogórków nigdy byśmy pewnie nie usłyszeli o takich przygodach pilota rajdowego Macieja Wisławskiego.
Ze szklarni z ogórkami na… rajdowe trasy
Tak, tak naprawdę, bo wszystko udało się dzięki pracy w Instytucie Warzywnictwa w Skierniewicach, hodowli ogórków oraz… wprowadzeniu przez Gierka podatku wyrównawczego od upraw kwiatów. Nie byłoby mnie w rajdach, gdyby nie Krzysiek Materzyński. Jego rodzice hodowali kwiaty, ale po wprowadzeniu przez Gierka podatku wyrównawczego od takiej działalności chcieli uprawiać również ogórki i pomidory i poprosili mnie o pomoc. Tymczasem Krzysiek startował już w rajdach Alfą Romeo GTV. Pokazał mi zdjęcia. Pojechałem jako kibic i tak mi się to spodobało, że stałem się serwisantem, czyli kimś, kto woził kawę, kanapki czy koło zapasowe, aż wreszcie wystartowałem swoją Syreną 104.
Później były jeszcze starty Wartburgiem czy Fiatem 127 Sport, ale kibicom pan Maciej jest znany przede wszystkim jako pilot rajdowy. I to w dodatku najbardziej utytułowany polski pilot rajdowy. Zanim jednak przyszły sukcesy, trzeba było rozpocząć poważne ściganie się, a do tego potrzebne były duże pieniądze.Na szczęście, rajdy to nie tylko kierowca, lecz także pilot. To okazało się szansą dla pana Maćka. Byłem postrzegany jako poważny facet, który nie robi awantur i poważnie traktuje sport. Efekt? Propozycja startów w rajdach w ramach działu sportu FSM, ale jako pilot Andrzeja Lubiaka. Wówczas startowali Polskim Fiatem 126p i, co ważne, wcale nie za każdym razem byli na straconej pozycji, mimo że niektórzy konkurenci mieli znacznie mocniejsze pojazdy.
To jedyny polski pilot z tytułem mistrza Europy
Przecież w rajdach liczy się nie tylko moc, lecz także porządne wyczucie samochodu oraz dobra technika. W końcu na odcinkach specjalnych często zdarzają się sytuacje, gdy mocy nie można w pełni wykorzystać. Jechaliśmy raz z Andrzejem Lubiakiem w Rajdzie Wisły. Mokro, liście na drodze, ślisko, mgła, do tego droga wąska i wijąca się w górach, a my jedziemy jak najszybciej się da. Na mecie okazało się, że jesteśmy w czołówce klasyfikacji. W efekcie na wyniki trzeba było czekać do późna w nocy, bo były liczone kilka razy. Nikt nie mógł uwierzyć, że Maluchem można wykręcić taki wynik. Prawda jest taka, że w tych warunkach nie liczyła się duża moc silnika, ale technika jazdy. Po dziewięciu latach startów załodze Andrzeja Lubiaka z Maciejem Wisławskim udało się zdobyć kilka tytułów mistrzów Polski w klasie samochodów o pojemności 600 oraz 650 ccm. Następny etap kariery to trzy lata startów z Pawłem Przybylskim, ale tym razem w dziale sportu FSO. Starty ponownie pozwoliły na zdobycie kolejnych tytułów mistrza Polski, ale tym razem w klasie Polskiego Fiata 125p oraz Poloneza.
CZYTAJ WIĘCEJ
Foto: Auto Świat
Maciej Wisławski: ogrodnik rajdowcem
W 1989 roku nastąpiła przesiadka do pierwszego zagranicznego samochodu, bo w czasie startów z Andrzejem Koperem pan Maciej siedział na fotelu pilota w VW Golfie GTI. W ciągu trzech sezonów startów załoga często stawała na podium rajdów rozgrywanych w ramach elminacji mistrzostw Polski, a w pierwszym roku startów udało im się zwyciężyć w Rajdzie Elmot. Wreszcie w 1993 roku dla pana Macieja zaczął się etap kariery, który kibicom chyba najbardziej zapadł w pamięć. Nie tylko dlatego że było to całkiem niedawno, lecz także z racji długoletniego partnerowania Krzysztofowi Hołowczycowi oraz sukcesów, jakie obaj osiągnęli w sporcie rajdowym, a także samochodów, którymi startowali w zawodach.
Niewątpliwie każdy, kto choć trochę interesuje się rajdami, pamięta największe ich osiągnięcie – oczywiście zdobycie w 1997 roku tytułu mistrza Europy podczas startów Subaru Imprezą. Wówczas zwyciężyli również w zagranicznych rajdach: Albena (Bułgaria), Elpa (Grecja) oraz kończącym sezon rajdzie Cypru. Poza tym stanęli na najniższym stopniu podium w Rajdzie Polski. Dla pana Macieja ważny jest nie tylko wynik końcowy, lecz także radość, jaką daje się swoimi startami kibicom. Hołek lubił jeździć poślizgami ku uciesze publiczności. Na jednym z Rajdów Niemiec, kiedy pozycje ustaliły się już, bo różnice czasowe między zawodnikami były zbyt duże, żeby jeszcze o coś walczyć, na jednym z ostatnich OS-ów Hołek zaczął jeździć szerokimi slajdami, a na jednym z zakrętów nawet wykonał efektownego bączka. Zrobił to specjalnie dla kibiców, którzy przyjęli to z ogromną radością.
W karierze nie zabrakło również sukcesu w USA
Okazuje się jednak, że sukcesy, które nasz bohater osiągnął w parze z Krzysztofem Hołowczycem, nie były na szczęście ostatnimi. Wśród kierowców, z którymi jeździł Maciej Wisławski później byli m.in.: syn Andrzeja Lubiaka Maciej, Kajetan Kajetanowicz, Leszek Kuzaj, czy Andrea Mancin, a obecnie Łukasz Byśkiniewicz. Z wieloma z nich ponownie udało się wygrywać, ale to z Mancinem przyszedł kolejny duży sukces, gdy w 2009 roku załoga zdobyła drugie miejsce w Rally America. Starty w Ameryce były szczególnie trudne, bo: otrzymuje się opis trasy, ale się jej wcześniej nie przejeżdża. Dlatego tam praca pilota jest ważniejsza niż w Europie, gdzie mamy możliwość zapoznać się z odcinkiem specjalnym. Poza tym w USA jedzie się po 180 km/h i praca pilota ma szczególne znaczenie. Tyle lat startowałem, a dopiero tam zobaczyłem, że moja rola może być jeszcze ważniejsza niż myślałem.
Oprócz dni radości, gdy można się było cieszyć z wygranej, trzeba było również czasem przełknąć gorycz porażki. Pamiętamy Rajd Niemiec w 1996 roku, gdy załoga (Hołowczyc/Wisławski) wycofała się z powodu pożaru Toyoty Celiki, czy poważnie wyglądający wypadek podczas Rajdu RAC w Wielkiej Brytanii – samochód koziołkował kilkadziesiąt metrów ze skarpy. Na szczęście, załoga wyszła z auta o własnych siłach. Wypadki zdarzały się także z Maciejem Lubiakiem, Kajetanem Kajetanowiczem czy Radosławem Typą. Jednak o takich sytuacjach później się nie myśli. Staram się do nich nie wracać, bo przecież są elementem rajdów, tak jak kontuzje zawodników w innych dyscyplinach sportu.
Kilkadziesiąt lat startów, różni kierowcy, tysiące przejechanych kilometrów i ogromne sukcesy sprawiają, że Maciej Wisławski jest najbardziej utytułowanym pilotem w historii polskich rajdów. Czy oznacza to, że czuje się spełniony? Zawsze, gdy ktoś mnie pyta, jaki był mój największy sukces odpowiadam, że owszem moje osignięcia takie, jak mistrzostwo Europy czy drugie miejsce w Ameryce były ważne i znaczące, ale cały czas czekam, bo mój największy sukcesjest jeszcze przede mną.