Przed Sądem Rejonowym w Bydgoszczy kończy się sprawa karna o banalne przekroczenie prędkości w Solcu Kujawskim. Kierowca tamtędy jechał – to pewne, ale już to, że jechał za szybko – nie. Sąd powołał biegłego, który miał ocenić, czy w feralnym dniu (to już dwa lata temu) fotoradar działał poprawnie.

Biegły zajął się sprawą, obejrzał urobek fotoradaru, a co więcej – w obecności pracownika GITD zajrzał do żółtej puszki. Z opinii biegłego (cytuję z pamięci, sąd pozwolił mi cieszyć się nią do woli) – po pierwsze: „przyrząd pomiarowy w dniu zdarzenia mógł nie działać poprawnie”, po drugie: „przyrząd pomiarowy był użytkowany w sposób niezgodny z prawem metrologicznym”, po trzecie: „użyty w sprawie przyrząd różni się od tego, którego dotyczy decyzja zatwierdzenia typu”, po czwarte: „nie wiadomo, czy przyrząd zmierzył prędkość pojazdu obwinionego, ani czy pojazd ten jechał ze zmierzoną prędkością”, po piąte...

Biegły w tej i podobnych sprawach ogląda całodzienny urobek fotoradaru i sprawdza, czy pojawiają się błędy. W przypadku urządzeń marki Zurad, którymi posługuje się GITD, błędy się zdarzają: raz auto jest w centrum kadru, innym razem z boku.

Jeśli choćby na jednym zdjęciu widać zapis prędkości, ale kadr jest pusty, cały urobek nadaje się na śmietnik. Głowica radarowa pracuje, ale aparat (zwykła, popularna wśród amatorów fotografii lustrzanka, tyle że nie noszona w futerale, lecz stojąca przez cały rok, w mrozy i upały, w przewiewnej puszce na słupie) działa z opóźnieniem.

Pomiar mógł dotyczyć jednego samochodu, a zdjęcie – kolejnego. „Krokodylowe” fotoradary Zurad, jak twierdzi biegły sądowy, mają stare papiery.

Teoretycznie w obudowie powinniśmy znaleźć nieprodukowany od lat aparacik Nikon D200, stary dysk twardy z „silniczkiem”, starą płytę główną i zabytkowy już dziś komputer przemysłowy. W chwili wygrania przetargu Zurad nie mógł już kupić tych części, bo nie było ich na rynku, zaś na zrobienie nowych papierów dla fotoradaru zabrakło czasu, a może i pieniędzy.

Biegły znalazł w środku Nikona D300s, dość nowoczesny dysk SSD, inny komputer przemysłowy i podejrzewa też, że zmieniono oprogramowanie w stosunku do oryginalnej wersji. Niby zestaw działa tak samo, jak certyfikowany, ale urządzenie jest zupełnie inne.

O tym jednak lepiej nie mówić, bo jeszcze Unia i kierowcy zaczną upominać się o zwrot kasy...

GITD upiera się, że zawartość żółtych skrzynek jest świetna, nawet jeśli wie, że prawda wygląda całkiem inaczej. Lepiej przecież mieć bubel i czekać, aż się formalnie zużyje, niż obudzić się ze 160 milionami długu!