Jeszcze kilka lat temu mało kto wiedział o istnieniu w samochodach filtrów cząstek stałych, a tym bardziej o tym, jakie wynikają z tego konsekwencje dla użytkowników. Po wprowadzeniu w 2011 r. normy czystości spalin Euro V stały się one obowiązkowym wyposażeniem większości aut z silnikami Diesla.

To powód do zadowolenia, bo samochody mniej kopcą, a ludzie w mniejszym stopniu narażeni są na szkodliwe działanie osadzających się w płucach cząstek stałych (głównie sadzy). Jednak płaci za to użytkownik auta – i to słono. Pierwszy raz robi to, kupując droższy samochód – bez filtrów cząstek stałych mógłby być tańszy. Drugi raz – gdy po kilku latach eksploatacji filtr trzeba wymienić albo nawet jeszcze wcześniej – gdy zaczyna szwankować jego osprzęt.