• Licznik rowerowy może współpracować z wieloma czujnikami jednocześnie, monitorując parametry jazdy i wysiłek kolarza
  • Licznik z GPS-em pełni także funkcję nawigacji w mieście i w terenie
  • Nowoczesne komputery rowerowe korzystają z wielu standardów łączności, są m.in. „przedłużeniem” smartfona, który mamy w kieszeni

Wskazując na zaawansowany model komputera rowerowego niektórzy powiedzą „licznik rowerowy”, inni „komputer treningowy”, jeszcze inni – „rowerowa nawigacja GPS”. Po prawdzie urządzenie to jest wszystkim po trochu i przy założeniu, że rower już mamy, jest to jedna z lepszych inwestycji ambitnego kolarza (także kolarza-amatora).

Najprostsze liczniki rowerowe – od kilkudziesięciu zł

Typowy prosty licznik rowerowy pokazuje prędkość, przebyty dystans, czas jazdy, pełni funkcję zegarka, może zapisywać średnią i maksymalną prędkość osiągniętą na przejechanej trasie – to jego najważniejsze, czasem jedyne funkcje. Najtańsze markowe modele to urządzenia przewodowe: czujnik prędkości umocowany do widelca roweru połączony jest z umieszczoną na kierownicy podstawką licznika za pomocą przewodu. Czujnik mierzy prędkość i dystans, rejestrując obroty koła – do jednej ze szprych przykręcamy magnes wzbudzający czujnik. Dokładność pomiaru zależy od precyzji zaprogramowania licznika – bez problemu da się osiągnąć dokładność rzędu 1-2 proc. A zatem działa – ale to tylko licznik... Jeśli chodzi o problemy z tego typu podstawowymi urządzeniami, to trzeba się liczyć z przesuwaniem się magnesu umocowanego do szprychy albo samego czujnika, z czasem może przetrzeć się kabel, gdy pada deszcz, niektóre liczniki zawieszają się. Ale miało być tanio i miało działać – jest tanio i zazwyczaj działa, a jak się licznik zepsuje, można kupić nowy.

Bezprzewodowe liczniki rowerowe - co potrafią?

Bezprzewodowy licznik rowerowy Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Bezprzewodowy licznik rowerowy

Proste liczniki bezprzewodowe robią to samo co przewodowe, tyle że kabelek łączący czujnik z licznikiem zastąpiony jest bezprzewodową transmisją danych. I w czujniku, i w liczniku mamy baterie „guzikowe” (najczęściej typu CR2032). Czujnik bazuje na zliczaniu obrotu koła, a wzbudzany jest przez magnes przykręcany do szprychy – tak samo jak w przypadku urządzeń przewodowych. Koszt – w porównaniu do przewodowego odpowiednika – rośnie o ok. 50 zł. Nieco wyższe modele liczników bezprzewodowych (cena rośnie o kolejne 100zł) obsługują jednocześnie dwa czujniki – ten drugi będzie czujnikiem kadencji (określa prędkość obrotową korby czyli – po ludzku mówiąc – jak szybko kręcimy pedałami). Ma to znaczenie treningowe gdy np. pracujemy nad „przyspieszeniem” swojej kadencji albo gdy musimy uważać, aby nie przeciążać stawów kolanowych. Wady tego typu tanich rozwiązań to konieczność pilnowania kolejnego czujnika umocowanego do ramy roweru gumką – gdy się przesunie, przestaje działać. Tani czujnik kadencji podobnie jak czujnik prędkości wzbudzany jest magnesem – w tym przypadku umocowanym do ramienia korby. Zdarzają się problemy z łącznością powodowane przez zakłócenia wywołane przez starsze modele lampek LED.

Bezprzewodowy magnetyczny czujnik prędkości licznika rowerowego Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Bezprzewodowy magnetyczny czujnik prędkości licznika rowerowego

Czujniki licznika rowerowego bez magnesu – jest postęp!

Zanim przejdziemy do bardziej zaawansowanych komputerów rowerowych, dwa słowa o nowoczesnych czujnikach prędkości i kadencji: te nieszczęsne magnesy, które obracają się albo przesuwają się na szprychach, te czujniki kadencji mocowane gumką do ramy i też przesuwające się np. podczas transportu roweru, nie są jedyną opcją. Alternatywą są nieco droższe czujniki montowane na piaście koła (prędkość) i na ramieniu korby (czujnik kadencji), liczące obroty na podstawie zmiany swojego położenia. Taki licznik rejestruje własne obroty (kręci się wraz z kołem/korbą) i dzięki temu wie, jak szybko się kręci koło/korba. Nic się nie przesuwa, nie ma potrzeby zapewnienia stałej odległości czujnika i magnesu, bo magnes nie jest w ogóle potrzebny. Takie czujniki do łączności z licznikiem najczęściej wykorzystują uniwersalny standard ANT+ i/lub Bluetooth. Jeśli mamy licznik/komputer kompatybilny ze standardem ANT+, to możemy kupić sobie takie czujniki i zapomnieć nie tylko o kablach, ale i o magnesach. Bez znaczenia jest marka czujnika i licznika – ważne, aby jedno i drugie urządzenie obsługiwało ten sam uniwersalny standard łączności. Co do kalibracji czujnika prędkości, to albo robi się to ręcznie (wpisujemy do pamięci licznika obwód koła), albo w przypadku bardziej zaawansowanych komputerów rowerowych z GPS kalibracja następuje automatycznie – na podstawie sygnału GPS. Powiecie: po co czujnik prędkości w przypadku licznika/komputera treningowego z GPS-em? Otóż taki zaawansowany licznik teoretycznie może obyć się bez czujnika prędkości, ale pomiar prędkości (zwłaszcza niewielkich) za pomocą GPS narażony jest na liczne błędy, skoki wartości, chwilowe utraty sygnału – np. podczas spokojnej przejażdżki rowerem po mieście licznik może zarejestrować prędkość maksymalną na poziomie 70 km/h, a na postoju – chwilowe skoki do 4-7 km/h. Średnia prędkość wychodzi dobrze, ale chwilowa – źle. Obecność czujnika prędkości „wygładza” wskazania licznika, koryguje błędy i zapewnia dokładność pomiaru na poziomie więcej niż wystarczającym.

Licznik rowerowy prawie jak telefon, ale „prawie” robi różnicę!

Zaawansowane komputery-liczniki rowerowe to – jeśli chodzi o łączność – takie miniaturowe smartfony: wykorzystują łączność Wi-Fi, Bluetooth (w różnych wersjach), GPS oraz ANT+ (do komunikacji z czujnikami), niektóre mają ekran dotykowy. Są takie, które mają włsny slot na kartę SIM, inne poprzez Bluetooth łączą się ze smartfonem, który i tak mamy, i stanowią jego „przedłużenie”. Wprawdzie ekran dotykowy komputera rowerowego dobrej klasy nie działa nawet w przybliżeniu tak dobrze jak ekran dotykowy smartfona z dolnej półki, rodzi się pokusa, aby komputer rowerowy zastąpić smartfonem, ale... to się nie sprawdza. Ekran komputera rowerowego – inaczej niż smartfona – pozostaje czytelny nawet w pełnym słońcu, może pracować przez kilkanaście godzin i więcej na jednym ładowaniu, komputer ma pewne mocowanie, jest bardziej niż telefon odporny na wstrząsy, upadki i zalanie, a jego całe oprogramowanie skonstruowane jest pod kątem roweru i treningu. To nie są urządzenia łatwo zastępowalne!

Komputery treningowe do roweru - ile czujników nam trzeba?

Zaawansowany licznik rowerowy będzie współpracować z każdym czujnikiem obsługującym kompatybilny standard i – myśląc o poprawie naszych osiągów – nie możemy poprzestać na pomiarze prędkości i kadencji: podstawą będzie pomiar tętna, a jedyny sensowny sposób pomiaru tego parametru u kolarza to czujnik na pasku mocowanym do klatki piersiowej (pomiar z nadgarstka za pomocą zegarka można traktować jedynie jako wskazanie orientacyjne). Najbardziej zaawansowani zawodnicy dołożą jeszcze pomiar mocy (czujnik w korbie albo w pedałach – to są jednak bardzo drogie rzeczy i nie każdemu jest to potrzebne). W tym momencie powstaje pytanie: ale jak te wszystkie dane zmieścić na jednym małym wyświetlaczu?

Co pokazuje ekran komputera rowerowego?

O ile ekranik prostego licznika rowerowego można konfigurować tylko w podstawowym zakresie (wyświetla on jednocześnie jeden, dwa albo najwyżej trzy wybrane parametry), to już w przypadku zaawansowanego komputera rowerowego ekran dzielimy sobie na tyle pól, ile chcemy (oczywiście są granice – np. 10 pól), na każdym z pól ustawiamy wyświetlanie tych parametrów, które preferujemy i – co ważne – wszystkie dane pozostają czytelne. Co więcej, możemy przygotować sobie różne ekrany (profile) – inny do jazdy szosowej, inny do turystyki, a inny np. do jazdy górskiej – ze wskazaniem aktualnej wysokości, nachylenia drogi, licznika pokonanych przewyższeń, itp. O ile podczas jazdy na rowerze szosowym pomiar kadencji ma sens, to już w przypadku jazdy w górach niekoniecznie – i wtedy można z niego zrezygnować. Ale mało tego: jeśli korzystamy z nawigacji, do urządzenia można wgrać różne mapy i innej mapy używać w mieście (np. do nawigowania pod wskazany adres) a innej – topograficznej, uwzględniającej aktualne szlaki rowerowe i piesze – w lesie czy w górach.

Co jeszcze potrafi komputer rowerowy?

To, co okazuje się superwygodne, to połączenie komputera z telefonem. W takim wypadku na ekranie komputera mogą być wyświetlane SMS-y oraz powiadomienia. To likwiduje problem sięgania po telefon, gdy otrzymamy wiadomość.

Programowalnych funkcji w zaawansowanych komputerach rowerowych jest bardzo wiele i z niektórych – przynajmniej na początku – nie będziemy korzystać. Niektóre zaprogramujemy i... przy okazji zdziwimy się, że są i działają. Ja sam zdziwiłem się niedawno, gdy przy niewielkiej prędkości zaliczyłem niegroźną „glebę”, a mój Garmin zaczął – przy pomocy sparowanego telefonu – dzwonić do mojej żony „po pomoc”. No ale tak zaprogramowałem kiedyś powiadomienia alarmowe i zapomniałem...

Zaawansowane liczniki mogą współpracować także np. z oświetleniem rowerowym (pod warunkiem, że oświetlenie ma opcję łączności bezprzewodowej – coraz częściej ma) – mogą je automatycznie uruchamiać i wyłączać, pilnować naładowania baterii, itp. Licznik może wspołpracować z radarem (tak, są takie rzeczy do rowerów!), a także z elektronicznie sterowanymi przerzutkami w standardzie Di2.

Zaawansowane liczniki współpracują z oprogramowaniem komputera albo telefonu pomagającym opracować trasy: trasę można opracować na komputerze, a następnie wgrać do licznika. Niektóre np. (funkcja CimbPro) pokazują nam nachylenie trasy, jaka jest przed nami i graficznie pokazują, w którym momencie podjazdu jesteśmy. Dla kolarza równin mazowieckich to zupełnie bez znaczenia, ale dla niejednego „górala” – warunek progowy decydujący o wyborze sprzętu.

No i kwestia samego treningu: po jeździe dostajemy podsumowanie i np. radę, jak długo powinniśmy się regenerować. Szczegóły można przejrzeć na ekranie licznika, albo na smartfonie, do którego dane z jazd mogą być wysyłane automatycznie.

Zaawansowany licznik rowerowy - na co zwrócić uwagę przy wyborze?

Budżet niewątpliwie ma znaczenie – wiemy już, że najtańsze liczniki przewodowe to wydatek rzędu kilkudziesięciu zł. Górny limit cenowy w przypadku zaawansowanych urządzeń z GPS-em jest jednak wielokrotnie wyższy! Markowe urządzenie z GPS-em można kupić już za ok. 1000 zł, jednak wciąż w takim wypadku trzeba się liczyć z tym, że funkcjonalność nawigacji i map będzie ograniczona. Cenę podbija ekran dotykowy i „pełnoprawna” nawigacja – urządzenia tego rodzaju wraz z zestawem czujników oznaczają wydatek nawet ponad 2 tys. zł (nieco zaoszczędzić można, kupując lepsze urządzenie, a tańsze czujniki mniej renomowanej marki – czujnik zawsze z czasem można wymienić). Najpopularniejsze marki „superkomputerów” rowerowych to: Garmin (najwięcej modeli i akcesoriów, a także kompatybilnych map; Garmin ma w opisywanej kategorii podobną pozycję co Adidasy wśród butów sportowych, a poza tym Wahoo, Karoo, Bryton, Lezyne, Sigma i in. Nie można jednak zaryzykować twierdzenia, że którakolwiek z wymienionych marek oferuje liczniki rowerowe najlepsze we wszystkich możliwych konkurencjach. W każdym razie obok marki urządzenia pod uwagę trzeba wziąć kilka rzeczy, przy czym dla każdego co innego ma kluczową ważność.

Na to też zwróć uwagę, wybierając zaawansowany licznik rowerowy

  • Czas pracy na jednym ładowaniu: niektóre liczniki z GPS-em w trybie pełnej wydajności będą działać zaledwie kilka godzin, inne kilkanaście lub nawet ponad 20 godzin; Do niektórych modeli można podłączyć dodatkową baterię zewnętrzną, która pozwala wydłużyć czas pracy do ponad 40 godzin. Najtańsze liczniki przewodowe bez GPS pośród wielu braków mają tę zaletę, że na jednej lub dwóch bateriach „guzikowych” mogą pracować przez cały sezon. W czujnikach bezprzewodowych standardowo stosuje się baterie CR2032 – działają zwykle do roku czasu;
  • Wielkość ekranu: nie jest tak, że bardzo duży ekran ma same zalety;
  • Funkcjonalność map (liczniki z GPS): tańsze modele pokazują, gdzie jesteśmy, niektóre potrafią odtwarzać trasę wgraną z komputera lub telefonu. Bardziej zaawansowane prowadzą pod wskazany adres, który można wprowadzić także z pozycji licznika. Nie każdy licznik ma funkcję przesuwania map, a jedynie np. przybliżania/oddalania; nie każdy licznik radzi sobie z chwilowym zjechaniem z trasy tak, by po powrocie na szlak podjąć nawigowanie – problemy mają z tym np. Garminy ze średniej półki.
  • Mapy – nie zawsze jesteśmy zadowoleni z jakości map wgranych fabrycznie – a w każdym razie nie we wszystkich okolicznościach. Liczy się więc także dostępność dobrych map (np. topograficznych), które można kupić i zainstalować w naszym urządzeniu.
  • Sterowanie – czyli obecność dotykowego ekranu. Dotykowy ekran zawsze podwyższa cenę urządzenie, ale – wbrew pozorom – niektórzy wolą sterowanie przyciskami. To rzecz indywidualnych preferencji.
  • Oprogramowanie treningowe – warto starannie przestudiować opisy albo instrukcje urządzeń, które bierzemy pod uwagę. Ich funkcjonalności nie są takie same, a pewne braki niektórych urządzeń dla jednego kolarza są przeszkodą, dla innego są bez znaczenia.
  • Współpraca z aplikacjami zewnętrznych firm – ważna rzecz. Dla wielu kolarzy kluczowa jest np. współpraca urządzenia z aplikacją Strava, która pozwala m.in. projektować trasy w komputerze, a następnie wgrywać je do licznika;
  • Ekran: biało-czarny, „podkolorowany” albo kolorowy. Ekran i jego jakość to rzeczm podstawowa, dobrze jest przed wydaniem 1,5 tys. zł popatrzeć na działające urządzenie, by upewnić się, czy jakość wyświetlacza nam odpowiada. Liczniki rowerowe mają ekrany o różnej rozdzielczości, a ta naprawdę wpływa na czytelność wskazań;
  • Dostępne uchwyty i ich kompatybilność z innymi urządzeniami: czasem ten sam uchwyt ma nam służyć do zawieszenia nie tylko licznika, ale też kamery lub lampki, albo np. i kamery, i licznika jednocześnie. To możliwe, ale nie w każdym przypadku;
  • Wygląd: rzecz gustu, ale to ważne;
  • Spełniana norma IP (chodzi o odporność na wodę i kurz).

Liczniki rowerowe w najlepszych cenach - sprawdź nasze propozycje