Tak, przebieg jest potwierdzony, nie ma problemu. Książka serwisowa? Ależ tak! Auto sprawne, tylko wsiadać i jechać – zachęcał przez telefon sprzedawca polskiej filii włoskiego multisalonu Diba SpA (na Otomoto.pl występującej pod nazwą Auto Center), który jest m.in. autoryzowanym dilerem Alfy Romeo.
Zachęta nie była specjalnie potrzebna, niemieckie kilkuletnie auta klasy średniej stały się technicznie na tyle kłopotliwe, że dziś można bez wahania kupić Alfę – raczej nie będzie gorsza. Jeśli zaś chodzi o urodę (choć to subiektywne odczucia), po prostu nie ma konkurencji.
W każdym razie szara Alfa 159 Sportwagon z beżową skórą we wnętrzu tak nas uwiodła, że pojechaliśmy po nią aż do Osielska pod Bydgoszczą. No i jeszcze ten przebieg – 89 tys. km z kawałkiem – jak na auto z końca 2008 roku to naprawdę mało.
3,5-roczna Alfa Romeo z dieslem 2.4 i „automatem”, z minimalnym przebiegiem powinna być po prostu jak nowa. Uprzednio jednak ustaliliśmy: przebieg musi być potwierdzony, auta bez książki serwisowej nie kupujemy, za duże ryzyko.
Prawie jak nowa?
Na placu przedstawicielstwa włoskiego Diba SpA (Auto Center pod Bydgoszczą) stało wiele aut, w tym kilka Alf Romeo 159. Stała i nasza wybranka. Ładna. Na efektownych felgach miała prawie nowe opony, czujnik lakieru nie wykazał niefabrycznego malowania.
Gdy przyjrzeliśmy się bliżej, wyszło na jaw kilka braków: wgniecenie na dachu, rysa na drzwiach, skorodowany halogen, słabo spasowane zderzaki – były malowane i ktoś się nie postarał. Ale to drobiazgi. We wnętrzu zlokalizowaliśmy uszkodzoną roletkę przy lewarku wyboru przełożeń i poplamioną tapicerkę na drzwiach. Drobiazgi, ale coraz ich więcej.
Otwieramy maskę, a tam, niestety, „nasi już byli”. Myli silnik i zrobili to paskudnie, powodując korozję aluminiowych elementów. Na razie wykonujemy króciutką jazdę próbną po placu, dosłownie 50 m, bo na zewnątrz z powodu braku tablic i ubezpieczenia wyjechać się nie da. Niestety, wyraźnie słychać wtryskiwacze, auto dymi z rury wydechowej. Wydech cały podrdzewiały.
O Alfie Romeo 159 mamy zbyt dobre mniemanie, aby w tej sytuacji uwierzyć na słowo w oryginalność pokazanej książeczki serwisowej. Tym bardziej że samochód pochodzi od dilera Alfy Romeo, który takich książeczek i pieczątek ma dosłownie tyle, ile chce.
Książka nie jest zresztą wcale zabezpieczona przed fałszerstwem: wyjmujesz fabryczną karteczkę z numerami i opisem auta z foliowej kieszonki, przekładasz do nowej książeczki, wypełniasz, stemplujesz i masz.
Mówimy, że kupimy
Wstępnie proponujemy 44 tys. zł (zamiast 52 tys. zł na kartce za szybą lub 48,5 tys. w ogłoszeniu internetowym) z zastrzeżeniem, że się jeszcze zastanowimy, a sprzedawca... nie mówi „nie”. Dopytujemy o szczegóły transakcji, czy autem da się wyjechać na ulice? Nie ma problemu, po podpisaniu umowy na miejscu dostaniemy ubezpieczenie krótkoterminowe, a tablice rejestracyjne nam wydrukują.
Zaraz... jak to: wydrukują tablice? Mają na zapleczu wydział komunikacji? Ano normalnie, tablice komisowe, na drukarce, nie ma problemu! Na razie zostawiamy ten temat. Obiecujemy zadzwonić. Tymczasem prosimy przedstawicielstwo Alfy Romeo w Polsce o podanie historii serwisowej auta, co okazuje się bardzo pomocne.
Dostajemy lakoniczny komunikat: ostatnia naprawa gwarancyjna miała miejsce w 2010 roku przy przebiegu 103 326 km. Wychodzi ponad 50 tys. km rocznie. Auto ma teraz 3,5 roku. Wiemy już, że książeczka serwisowa i przebieg auta są sfałszowane. O ile?
Z pomocą przyjaciół „alfistów” uzyskujemy wgląd w prawdziwą historię serwisową tego egzemplarza. Wiemy, że producenci i importerzy nie chcą się chwalić tym, jak bardzo szczegółowe dane o autach przechowują, a uwierzcie na słowo: publiczny dostęp do takiej bazy wysadza w powietrze handel „skręconymi” samochodami raz a dobrze.
Przekonujemy się, że zapis 103 326 tys. km w 2010 roku to faktycznie ostatnia z wielu gwarancyjnych wizyt w autoryzowanym warsztacie, ale nie ostatnia w ogóle. Samochód pojawił się tam jeszcze w marcu 2012 r. ze stanem licznika, uwaga, 184 030 km! Nie był naprawiany. Można tylko podejrzewać, że kosztorys przekonał właściciela, że pora zmienić już Alfę na nową, a starą zostawić.
Zamiast używanego zużyty
Jeśli kupujesz auto klasy średniej z silnikiem Diesla i przebiegiem 90 tys. km, możesz liczyć na to, że jeszcze 100 tys. km przejedziesz w miarę bezproblemowo. Jeśli auto ma za sobą o 100 tys. km więcej, zamiast radości z jazdy czekają cię wydatki i nieustanne naprawy. To moment, w którym mogą (a w zasadzie nawet muszą) „skończyć się” wtryskiwacze, turbosprężarka, wydech i wiele innych rzeczy.
Jeśli weźmiesz sfałszowaną książkę serwisową za dobrą monetę i nie wymienisz na czas paska rozrządu, zostaniesz z „wymęczonym” nadwoziem bez silnika. I zapłacisz za to, jeśli nie umiesz się targować, prawie 50 tys. zł. A gdy będziesz chciał auto sprzedać, ktoś je sprawdzi i nazwie cię oszustem.
Niemniej trening czyni mistrza – postanawiamy przetestować, ile da się utargować. Przypomnijmy: cena na placu to ponad 52 tys. zł, w internecie 48,5 tys. zł. Dzwonimy do szefa komisu, rodowitego Włocha. Przypominamy, że rozmawialiśmy z pracownikiem i proponowaliśmy 44 tys. zł, ale sytuacja się zmieniła. Informujemy, że wiemy, iż auto ma cofnięty licznik.
Ile by opuścił? Szef nie mrugnął nawet okiem, skojarzył auto. Allora, cena jest 48,5 tysiąca, kolega proponuje 44? No nie, 44 było wtedy, gdy nie wiedziałem o cofniętym liczniku. Ile pan proponuje, teraz jesteśmy przy 44? 42? Dlaczego ja płaciłem 8 tysięcy akcyza, niemożliwe... no, to robimy 42,5 tysiąca.
Faktura będzie na pełną kwotę?
Tak, faktura VAT, momento, ja płaciłem 8 tysięcy akcyza, robimy fakturę na 41,5, do zapłaty 42,5. Dalej szef firmy proponuje wydrukowanie „komisowych” tablic rejestracyjnych wyglądających jak włoskie i można od razu jechać do domu. Nikt się nie przyczepi?
Prosze pan, prawo polska, pan potrzebuje lawetta, ale ubezpieczenie oryginalne, policja nie może mówić nic. Tylko policjante, ewentualne, to oni mogą zrobić stop, może zrobić się mandat do 100 zł za brak tablica.
Pan jedzie do domu powoli, rozumie pan, policjante nie ma szanse. Ja przez 5 lat miał jednego klientu mu robić to policja, tylko on limit 50 robił 90, rozumie pan. Wszystko jasne. Allora!