- Motocykle z zaniżoną pojemnością są często oferowane na portalach ogłoszeniowych
- Proceder z zaniżaniem pojemności trwa w Polsce od lat, ale ryzyko wpadki i jej konsekwencje znacznie wzrosły
- Sprzedawcy zwykle nie ukrywają, że oferowany przez nich pojazd ma nielegalne przeróbki albo sfałszowane dokumenty
- Prowadzenie pojazdu bez wymaganych uprawnień albo bez dopuszczenia do ruchu to wykroczenie. Ale już fałszowanie dokumentów, żeby zarejestrować jednoślad z zaniżoną pojemnością to przestępstwo
- Zachęcamy do oddawania głosów w specjalnej ankiecie, która znajduje się pod artykułem
Znalezienie w ogłoszeniach maszyn z "lewymi papierami" to kwestia sekund. Wystarczy wybrać na dowolnej stronie z ogłoszeniami motoryzacyjnymi kategorię "motocykle" i wpisać np. "125/250", "50/125" czy "125/300" albo poszukać ofert pod hasłami "125 na kategorie AM" lub "250 na kat. B". Z reguły wyników jest sporo. Na forach i w grupach dotyczących jednośladów też nie brakuje zapytań o takie maszyny i propozycji ich sprzedaży, choć trzeba przyznać, że coraz częściej w odpowiedziach forumowiczów zdarzają się przestrogi, żeby trzymać się od takich ofert z daleka.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Po co zmieniać pojemność na mniejszą niż w rzeczywistości?
Po co zaniżać pojemność motocykla w dokumentach? Ten proceder trwa w Polsce od lat, ale kiedyś ryzyko wpadki i jej ewentualne konsekwencje były mniejsze niż teraz. Do 2014 r. najczęściej dotyczył niewielkich motocykli i skuterów, które rejestrowano jako "pięćdziesiątki", czyli motorowery, choć w rzeczywistości były to maszyny z silnikami 90, 125, a czasem nawet i 250 czy 300 cm3. Powód był oczywisty – chodziło o to, żeby móc na nich jeździć nie mając uprawnień do prowadzenia motocykli, czyli prawa jazdy kategorii A. Dawniej dorośli mogli jeździć motorowerami "na dowód" (takie prawo nadal mają ci, którzy ukończyli 18 lat przed 19 stycznia 2013 r.), a młodsi na kartę motorowerową, łatwiejszą do uzyskania od prawa jazdy. Od 2014 r. sytuacja nieco się zmieniła, bo kierowcy mający prawo jazdy kategorii B od co najmniej 3 lat uzyskali prawo prowadzenia motocykli o pojemności do 125 cm3 i mocy do 15 KM.
Ale że apetyt rośnie w miarę jedzenia, teraz po prostu motocykle i skutery o większych pojemnościach rejestrowane są jako 125-tki, choć i podejrzanie wyrośniętych motorowerów nadal w ogłoszeniach jest mnóstwo, a ich sprzedawcy zwykle się wcale nie kryją, że oferowane przez nich maszyny mają pojemność większą niż ta, którą wpisano w dokumentach.
Jak powstają "lewe" 50-tki i 125-tki?
Wiele popularnych modeli jednośladów jest fabrycznie oferowanych z silnikami o różnej pojemności. Najprościej jest w przypadku skuterów, w których silniki są dosyć mocno obudowane – wyglądające niemal tak samo maszyny mogą być fabrycznie wyposażone w silniki o pojemnościach np. od 50 do 300 cm 3, podobnie jest z motocyklami, choć tu wychwycenie różnic jest prostsze, bo silnik z reguły jest mniej lub bardziej na wierzchu. W rzeczywistości jednak nie jest wcale tak, że 50-tka, 125-tka czy 300-tka w tym samym modelu różnią się tylko pojemnością silnika – różnice mogą dotyczyć zawieszenia, hamulców, ramy. Dla kogoś, kto się zna, odróżnienie wersji to nie problem. Są oczywiście i takie maszyny, w przypadku których pojemność to jedyna różnica – np. klasyczne, enerdowskie "małe" MZ-tki ETZ czy TS były produkowane, w zależności od rynku docelowego, jako wersja "150" lub "125".
Część motocykli z zaniżoną w dokumentach pojemnością to maszyny sprowadzone z zagranicy, w których podczas przepisywania zagranicznych dokumentów ktoś "nieco zmodyfikował" ich treść, czyli – mówiąc wprost – sfałszował. Są i takie, które już z zagranicy przyjechały z "lewymi papierami", bo takie nielegalne przeróbki to nie tylko polska specjalność. Niektóre z nich są skrajnie bezczelne – np. jako 125-tka oferowane są maszyny z silnikami dwucylindrowymi, choć w oryginale ta wersja miała tylko jeden cylinder. Zdarzają się nawet tacy, którzy oferują "motorowery" z silnikiem V2!
Dużo jest też motocykli, które trafiły na rynek jako 50-tki albo 125-tki, które poddano "tuningowi" – albo poprzez wymianę silnika, albo przez jego modyfikację. Tu już sprawa nie jest taka łatwa do wykrycia, bo według oryginalnych dokumentów, numeru VIN pojazdu i tabliczki znamionowej pojazd jest "legalny", a numerów silnika w dokumentach nie ma.
Motocykl po tuningu lub wymianie silnika
W przypadku jednocylindrowych silników podniesienie pojemności jest bardzo łatwe, bo do popularnych konstrukcji da się kupić gotowe zestawy tłok-cylinder, zwiększające pojemność. Oczywiście, ze 125-tki nie da się tak zrobić 300-tki, ale 150-tkę już tak.
Oczywiście, sprzedający zazwyczaj twierdzą, że wszystko jest "legalne", że skuter czy motocykl przechodzi przeglądy, że nigdy nie było problemów podczas kontroli drogowej. Często to nawet prawda, bo wielu diagnostów się nie zna, albo przymyka oko, a kontrole drogowe nie są wcale aż tak częste. Tyle że tak wcale nie musi być, a ryzyko wpadki jest naprawdę duże, a konsekwencje mogą być bardzo bolesne – od utraty gigantycznych pieniędzy, a w skrajnych przypadkach – aż po odsiadkę.
Największe ryzyko wpadki dotyczy tych motocykli, w których ktoś po prostu w dokumentach zmienił pojemność. Policjanci, szczególnie ci jeżdżący na motocyklach, często naprawdę się znają, a dla kogoś z wprawnym okiem, odróżnienie wersji silnikowych to żadne wyzwanie.
Motocykl, który ma sfałszowane dokumenty, albo którego stan faktyczny diametralnie odbiega od tego, co znajduje się w dokumentach, nie ma dopuszczenia do ruchu.
Kolejny problem w takiej sytuacji to oczywiście to, że w większości przypadków kierujący takim pojazdem nie ma wymaganych uprawnień – bo po co komuś, kto ma odpowiednie prawo jazdy, motocykl udający motorower, albo 125-tkę?
Z faktu, że taki pojazd nie ma dopuszczenia do ruchu, a jego kierowca nie ma uprawnień do prowadzenia go, wynikają kolejne poważne problemy. To, że ktoś wykupi na taki motocykl polisę OC i AC to nie znaczy, że ubezpieczenie zadziała. Jeżeli dojdzie do wypadku, a opisujący zdarzenie policjant, albo rzeczoznawca ubezpieczyciela zauważą, że stan faktyczny (pojemność silnika) nie zgadza się z dokumentami albo że maszyna została poważnie zmodyfikowana, przez co zmieniła się jej klasyfikacja i nie zostało to odnotowane w dokumentach, to ubezpieczyciel na pewno nie pokryje szkód z polisy AC.
Motocykl z zaniżoną pojemnością: czy ubezpieczenie zadziała?
Jeżeli kierowca takiego pojazdu był sprawcą wypadku, a nie miał uprawnień do kierowania motocyklem, to ubezpieczyciel wprawdzie wypłaci odszkodowanie poszkodowanym, ale wystąpi z tzw. regresem, czyli zażąda od sprawcy zwrotu całej wypłaconej kwoty. Przy poważnych wypadkach, gdzie szkody są duże, przed wypłatą odszkodowania firmy ubezpieczeniowe sprawdzają wszystko bardzo dokładnie, podobnie zresztą jak biegi pracujący na zlecenie prokuratury.
Sama próba zarejestrowania motocykla jako motoroweru albo motocykla o większej pojemności jako 125-tki to też pchanie się w poważne problemy – jeśli sprawa się wyda, grożą różne zarzuty, od fałszowania dokumentów, aż po wyłudzenie poświadczenia nieprawdy.
Podsumowując: zakup jednośladu ze sfałszowanymi dokumentami to kiepski pomysł, choć jest wielu takich, którym przez lata udaje się bezkarnie z takich pojazdów korzystać. Do czasu...