• Protest trwa od połowy marca. Na razie bez efektów
  • Policjanci mają odmawiać jazdy niesprawnymi radiowozami
  • Wygląda na to, że protest jeszcze trochę potrwa, bo od marca rząd nie spełnił postulatów funkcjonariuszy

Protest policjantów trwa już od miesięcy, ale 10 lipca doszło do jego zaostrzenia w takiej formie, którą rządzący musieli zauważyć. Policjanci domagają się podwyżki uposażeń o 650 zł, waloryzacji płac, przywrócenia dawnego systemu emerytalnego, płatnych nadgodzin i 100 proc. pensji w ciągu 30 dni zwolnienia lekarskiego w roku. Oflagowanie jednostek czy też zbiorowe niestawianie się na służbie w związku z oddawaniem krwi nie zrobiły najwyraźniej wrażenia na kierownictwie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Od lipca policjanci uderzają więc w czuły punkt systemu.

Koniec wspierania budżetu

Nie od dziś wiadomo, że dochody z mandatów są uwzględniane w budżecie państwa, a politykom wcale nie zależy na tym, żeby kierowcy przestali łamać prawo, bo wtedy dochody by spadły – o wiele ważniejsze są wykrywalność i skuteczność nakładania kar i z tego właśnie rozlicza się funkcjonariuszy. Nieoficjalnie obowiązywały normy mandatów, które policjanci mieli nakładać na uczestników ruchu.

Mandaty były normą, a pouczenia – wyjątkiem od reguły. Tymczasem w lipcu sytuacja się zmieniła i w wielu regionach kraju proporcje się odwróciły. W województwie warmińsko-mazurskim między 10 lipca a 10 sierpnia 2017 roku funkcjonariusze wystawili 11 482 mandaty, a tylko 705 razy pouczyli sprawców wykroczeń. W tym roku podczas protestu pouczeń było 6084, a mandatów – zaledwie 1125. W wielu miejscowościach policjanci mówią nawet o spadku liczby mandatów o ponad 90 proc.

To oznacza, że „straty” dla budżetu mogą sięgać kilkudziesięciu milionów złotych! Komendant Główny Policji pogroził wprawdzie policjantom obcięciem wszystkich dodatków do pensji, ale szybko się z tej decyzji wycofał.

Co ciekawe, mimo że o proteście zrobiło się już dosyć głośno, a kierowcy wiedzą, że ryzyko dotkliwej kary zmalało, to tegoroczne wakacje okazały się wyjątkowo bezpieczne: wypadków było o 10 proc. mniej, o 12,7 proc. spadła liczba rannych i o 4,2 proc. mniej było ofiar śmiertelnych. Być może dlatego, że funkcjonariusze zamiast zasadzać się na poboczach z radarami prowadzili więcej akcji prewencyjnych.

Policjanci uczestniczący w proteście zaznaczają jednak, że sprawcy poważnych wykroczeń nadal nie mogą liczyć na pobłażliwość, a z wystawiania mandatów rezygnują w przypadkach, kiedy zagrożenie było niewielkie. To pokazuje, jak bardzo wcześniej „pompowano” statystyki. Sympatyczny akcent – funkcjonariusze rozdają kierowcom nalepki na samochody o treści: „Popieram protest policjantów, jeżdżę bezpiecznie”. Rozchodzą się one jak ciepłe bułeczki, bo – jak wieść niesie – w razie kontroli zapewniają większą przychylność policjantów.

Czas na straj włoski

Wygląda na to, że protest jeszcze trochę potrwa, bo od marca rząd nie spełnił postulatów funkcjonariuszy. Kolejną, wdrażaną już fazą protestu jest strajk włoski, polegający na ścisłym i literalnym przestrzeganiu przepisów. Funkcjonariusze zapowiedzieli, że przestaną korzystać na służbie z prywatnych telefonów, a łączność ma się odbywać wyłącznie przez służbowe środki komunikacji, które... nie wszędzie działają. W odstawkę pójdą też prywatne komputery i drukarki – wypisywanie dokumentacji będzie trwało dłużej.

W związkowych wytycznych dla policjantów drogówki znalazły się też zalecenia, żeby na piśmie zgłaszali oni wszelkie wątpliwości w zakresie stanu technicznego pojazdów służbowych, odmawiali pobierania do służby pojazdów wyeksploatowanych, z usterkami technicznymi, z niewłaściwym ogumieniem, nieterminową wymianą płynów (...). Może to oznaczać, że na drogi wyjedzie znacznie mniej radiowozów, bo spora część policyjnego taboru ma kilkusettysięczne przebiegi, a część kwalifikuje się już niemal na „żółte blachy”.

Naszym zdaniem

Dobra wiadomość jest taka, że ryzyko dotkliwego mandatu za „byle co” zmalało. Miejmy nadzieję, że kiedy funkcjonariuszom uda się wywalczyć to, co im się słusznie należy, nie wrócą do roli przydrożnych poborców podatkowych. Mniej mandatów nie musi oznaczać mniejszego bezpieczeństwa.