My mamy licencje i kasy fiskalne, a tamci – tylko prawo jazdy. Z taką konkurencją nie mamy szans – mówią taksówkarze, którzy w ramach protestu postanowili uprzykrzyć życie ludziom. Owszem, prawa nie są równe i należy to zmienić, jednak nie tak, jak sobie tego życzą korporacje. Rynek jest przeregulowany.

Dzisiejsze przepisy utrudniające pracę i windujące koszty kierowców pochodzą z czasów, gdy trzeba było zwalczać mafię taksówkową – człowiek wsiadał na postoju do taksówki z pełnym portfelem, a wysiadał z pustym, oskubany przez oszustów oferujących przejazdy w cenie biletów lotniczych.

To już przeszłość, co najwyżej ktoś oskubie klienta na dodatkowe 5 zł. Dziś mało kto szuka taksówki na postoju, każdy ma telefon. O jakość usług, samochodów i bezpieczeństwo dbają (fakt, w różnym zakresie) korporacje, bez których taksówkarz nie zarobi na życie. Kto chce, zamawia taksówkę premium, ktoś inny szuka najniższej ceny i nie ma nic przeciw temu, że wiezie go Ukrainiec, który bez nawigacji jest w obcym mieście bezradny jak dziecko.

Skoro to klientom nie przeszkadza, to po co egzaminy czy też kosztowne licencje? Nie wystarczy prosty wpis do rejestru osób świadczących usługi przewozu osób? Taksówkarze skarżą się na kasy fiskalne – że oni muszą mieć, a „uberzy” nie. Uważam, że obowiązek posiadania kasy (swoją drogą: co to za kłopot?) powinien dotyczyć wyłącznie osób rozliczających się bezpośrednio z klientem. Ponieważ kierowca Ubera nie bierze pieniędzy ani nawet nie ogląda karty płatniczej klienta, to kasa mu niepotrzebna.

Niechaj i taksówkarze mają prawo rozliczać się wyłącznie za pośrednictwem korporacji, która obciąży klienta z góry znaną kwotą za przejazd. Ale ta z góry znana kwota za przejazd to bodaj największa przewaga Ubera nad taksówkarzami. Czy są w ogóle taksówkarze, którzy chcieliby pracować tak, jak „uberzy”, bez możliwości choćby okazjonalnego podkręcenia rachunku? Powiedzmy to wprost: zamiast jeździć z prędkością 15 km/h po mieście i utrudniać ludziom życie, jedźcie, panowie taksówkarze, np. do Sejmu i tam domagajcie się nie podkręcenia wymagań wobec konkurencji, tylko zrównania swoich obowiązków w dół – to jedyny słuszny kierunek.

Naszym zdaniem

Klienci nie oczekują od Ministra Infrastruktury, że ukręci łeb tańszym i często lepszym usługom Ubera. Przeciwnie: zdaniem wielu nadszedł czas, żeby na nie wyraźnie zezwolić.