- Opony z masą uszczelniającą w środku to pomysł stosowany od lat, nie tylko w autach
- W razie przebicia opony, dziura powinna się automatycznie zasklepić
- Sprawdzamy, czy opony Michelin Selfseal rzeczywiście wytrzymują przebicie śrubą
Ups! Koło najeżdża na najeżoną gwoździami deskę, aż cztery gwoździe wbijają się w bieżnik na czole opony. To boli już od samego patrzenia! W normalnym przypadku natychmiast zaczęłoby się syczenie powietrza szybko uciekającego z przebitej opony. W przypadku opony Michelin Selfseal nic takiego się nie dzieje, choć gwoździe wbiły się w nią głęboko. W czym tkwi tajemnica? Wewnątrz opony naniesiono lepką brązową masę, której głównym składnikiem jest kauczuk. Nie ma znaczenia, czy wbity gwóźdź zostanie w oponie, czy z niej wypadnie – otwór ma się automatycznie zasklepić.
Według ekspertów z firmy Michelin ma to działać w przypadku przebić o średnicy do 6 mm. Czy samonaprawiające się opony to nowość? Rynkowa rewolucja? Ależ skąd! Takie produkty są na rynku od wielu lat. Kilkanaście lat temu polski rynek takimi oponami chciała zawojować m.in. marka Kleber (również należąca do Michelina) – w wielu warsztatach oponiarskich ustawiono wtedy nawet specjalne opony pokazowe Kleber Protectis na specjalnym stojaku wyposażonym w dźwignię i szpikulec do przebijania – po to, żeby klienci mogli się przekonać, że to działa.
Opony z uszczelniaczem w środku: to nic nowego
Teraz podobne rozwiązania mają w swoich ofertach także inni producenci – np. Bridgestone ma wersje B-seal, Continental ma opony Contiseal, Pirellli – Seal Inside. Kosztują one zauważalnie więcej od standardowych – dopłata za wersję z masą uszczelniającą w środku to zwykle ok. 20 proc. ceny. Tylko czy to rzeczywiście działa tak, jak w testach producentów?
Test trudniejszy niż przewiduje producent
Test wykonany przez redakcję "Auto Bilda" z założenia miał być trudniejszy od pokazowych prób. Zamiast gwoździ w płycie zamontowane zostały śruby (8, 10, 12 mm). Również tu rozwiązanie okazało się skuteczne – mimo przebicia opona pozostawała szczelna i można było kontynuować jazdę. Ale uwaga! Trzeba pamiętać, że takie rozwiązanie działa tylko w przypadku niezbyt dużych przebić – z rozcięciami czy pęknięciami opon sobie nie poradzi! Powstaje jeszcze pytanie, na ile w obecnych modelach udało się poprawić technologię znaną od wielu lat. Starsze modele samonaprawiających się opon były nie tylko droższe, lecz także znacznie cięższe od standardowych, potrafiły płatać figle podczas wyważania (szczególnie po dłuższej eksploatacji).
Kiedy przebijesz zwykłą oponę: co da się zrobić?
W przypadku standardowych opon wiele zależy od tego, jak szybko kierowca zauważy, że schodzi powietrze – jeśli zareaguje natychmiast, jest szansa, że oponę da się w warsztacie załatać i dalej użytkować. Wystarczy jednak krótki odcinek na flaku lub dłuższy przy zbyt niskim ciśnieniu, żeby opona została zniszczona!
Nie należy naprawiać opon przebitych lub przeciętych z boku ani ogumienia o wysokich indeksach prędkości. A co z oponami run flat, które mają wzmocnioną konstrukcję, umożliwiającą kontynuowanie jazdy mimo przebicia i spadku ciśnienia? Na takich gumach rzeczywiście da się po przebiciu przejechać nawet kilkadziesiąt kilometrów – tyle że z każdym przejechanym kilometrem rośnie ryzyko, że opona będzie się nadawała już tylko do wymiany! Jeśli powoli pojedziemy wprost do warsztatu, może uda się ją naprawić.
- Run flat: opony ze wzmocnionymi bocznymi ściankami, pozwalające na krótkotrwałą jazdę po przebiciu
- Naprawa przebitej opony: przebitą oponę zdejmuje się z felgi, a przebicie wypełniane jest od wewnątrz specjalnym kołkiem
- Dojazdówka: tylko na dojazd do warsztatu, zwykle z ograniczeniem prędkości do 80 km/h
- Zestaw naprawczy: masa uszczelniająca wypełnia przebicie, kompresor pozwala przywrócić właściwe ciśnienie