Pasjonat, który skupuje stare auta, a następnie powoli je remontuje, jest zmuszony łamać prawo albo nakłaniać sprzedawców, żeby to oni zrobili przekręt. Rzecz w tym, że niesprawny samochód, a nawet kupkę złomu – to, co z niego zostało – można sobie przechowywać w stodole czy garażu do woli, o ile wykupiło się ubezpieczenie OC. Mniejsza tym razem o OC. Żeby zarejestrować auto, a należy to zrobić w ciągu 30 dni od podpisania umowy kupna, trzeba zanieść do urzędu m.in. potwierdzenie ważności badań technicznych.

Co ma zrobić człowiek, który świadomie kupił niesprawny samochód i bez ważnego przeglądu? – Należy wystąpić o czasową rejestrację pojazdu i wydanie tymczasowych tablic rejestracyjnych, uprawniających do przejazdu na badania techniczne – radzi sympatyczna panienka z okienka w wydziale komunikacji. – Ale samochód jest niesprawny i nie przejdzie badań – odpowiada klient. – – To musi Pan go naprawić. Nie trzeba się spieszyć, ma Pan na to 30 dni od kupna. – Ale ja go będę remontował dwa lata! No to trudno – nie możemy Panu pomóc.

Bałagan w CEPiK-u urzędnicy (ci z najwyższego szczebla, oczywiście) mają na własną prośbę. Opisany problem to jedna z wielu sytuacji, w której nie da się wpisać do rejestru stanu faktycznego, w dodatku zgodnego z prawem. Jeśli dziś kupię niesprawne auto, np. youngtimera do remontu, co przecież nie jest zakazane, przez wiele miesięcy, a może i rok lub dwa, nie zarejestruję go i w CEPiK-u jako właściciel będzie widniała osoba, która sprzedała mi pojazd. Gdyby jakiś urząd chciał dotrzeć do obecnego właściciela tego samochodu, to nie ma szans – oficjalny rejestr odmawia przyjęcia do wiadomości, że zaszła jakaś zmiana.

A co mówi ustawa? Właściciel pojazdu zarejestrowanego jest obowiązany zawiadomić w terminie nieprzekraczającym 30 dni starostę o nabyciu lub zbyciu pojazdu. Tyle że pani w wydziale komunikacji od razu uprzedza: – Zawiadomienie jest tożsame ze złożeniem wniosku o rejestrację. Ten jednak zostanie odrzucony jako niekompletny!

Co robić? Ja bym po prostu wysłał do urzędu list z informacją o kupnie auta, ewentualnie z kopią umowy i stosownym wyjaśnieniem. Oni nienawidzą takich niestandardowych pism,bo wszystko musi pasować do formularza, ale musieliby to „zgniłe jajo” jakoś przetrawić. To mogłoby skończyć się grubą awanturą – powinni przecież zareagować na łamanie prawa, które po takiej akcji... musiałoby się zmienić! Może warto spróbować?