A gdyby tak włożyć do niego silnik z... Tak zwykle zaczynają się gdybania o spektakularnych „szczepanach”, czyli przeszczepianiu silników z większych do mniejszych aut. Motorem takich przedsięwzięć jest chłopięca ciekawość.

Historia zna też przypadki odwrotnego kierunku wymiany mechaniki, ale są one o wiele mniej interesujące od tych, gdy ktoś np. do Malucha upycha silnik V8 lub próbuje pożenić mocarne V12 z Lamborghini z niewiele od tego silnika większym Fiatem 500.

Noty za styl. Dwie grube końcówki wydechu dodają Swiftowi rasowości. Żółte lakierowanie z białymi piorunami – no cóż, kwestia gustu
Noty za styl. Dwie grube końcówki wydechu dodają Swiftowi rasowości. Żółte lakierowanie z białymi piorunami – no cóż, kwestia gustu

Zwykle połączenie ogromnego motoru z małym autem nie przynosi oczekiwanego efektu – ze względu na masę prowadzenie takiego samochodu okazuje się trudne. Lepszym rozwiązaniem jest zastosowanie silnika motocyklowego. W Smartach montowano już przeróżne silniki – w Polsce widzieliśmy Fortwo z jednostką z Kawasaki Ninja, w Austrii ktoś wykorzystał silnik Suzuki Hayabusy. Takie zabawki pozwalają wykonywać wymyślne sztuczki na asfalcie i puszczać dużo gumy z dymem.

Pomysł – prosty. Wykonanie – skomplikowane

Dziwne, że jeszcze żaden z producentów samochodów i motocykli nie wpadł na to, żeby wyprodukować krótką serię aut z silnikami jednośladów. Czasem jednak wystarczy zasugerować taki pomysł, by zapaliło się do niego kilka osób, które „chcą i mogą”.

Do takich właśnie pasjonatów należy Niki Schelle – były kierowca rajdowy, który obecnie buduje pucharowe Swifty w Niemczech. Uwielbia spawać, podkręcać silniki i podejmować wyzwania, które nie pozwalają mu w nocy zmrużyć oka. Kiedy dowiedział się o pomyśle, tak długo chodził za mocodawcami z działu marketingu Suzuki Deutschland, aż ci się zgodzili.

I tak oto do warsztatu Nikiego trafiły najnowsza Hayabusa – najszybszy dopuszczony do ruchu motocykl świata – i Swift Sport. Po kilku tygodniach intensywnego kombinowania, spawania i sprowadzania specjalnych części „mały Frankenstein” stanął na kołach i został nam podstawiony na tor Bilster Berg.

Rajdowe geny. Flokowana deska, 
zamszowa kierownica i hydrauliczny hamulec ręczny. Pod kierownicą – przyciski do zmiany biegów
Rajdowe geny. Flokowana deska, zamszowa kierownica i hydrauliczny hamulec ręczny. Pod kierownicą – przyciski do zmiany biegów

Ta prywatna pętla, położona mniej więcej 100 km na południowy zachód od Hanoweru, jest nazywana małym Nürburgringiem. Tor już nieraz nas zaskoczył, ale wyczyn, jakiego dokonał Niki, zwalił nas z nóg. Silnik Hayabusy, zanim trafił do kabiny (tak, dokładnie tam, przed tylną oś) Swifta, otrzymał ogromną turbosprężarkę, dzięki której moc wzrosła z fabrycznych 197 do 330 KM. Rozsądek podpowiadał, by tak dużą moc puścić na tylne koła, i tak też się stało.

Jak jeździ Swift Sport Hayabusa?

Odciążenie auta dało stosunek masy do mocy jak w 911 Turbo S – 2,72 kg/KM. Typowa „japońszczyzna” – wysokie obroty Jak na wyczynowy silnik przystało, szczyt mocy pojawia się w nim dopiero przy 7000 obrotów, kręcić można go jednak aż do 12 tys. Nim to się jednak stanie, wpierw należy opanować ruszanie małym potworkiem!

Przyciskiem przy kierownicy wrzuca się bieg – to akurat pestka. Trudniejsze jest wyczucie sprzęgła. Skok pedału jest długi, ale zakres działania na płytkach – dosłownie milimetrowy. Pierwsze próby kończą się zdławieniem jednostki.

Wymagające prowadzenie W końcu jednak „Suzi” pozwala się wyczuć i wyskakujemy na prostą. Silnik błyskawicznie wchodzi na wysokie obroty, a turbosprężarka tylko świszcze. Jeszcze przed pierwszym zakrętem motor osiąga optymalną temperaturę pracy, kierowca natomiast już dawno zdążył się spocić. Teraz należałoby zachować zimną krew i zgrabnie wyhamować tego rozpędzonego trzmiela, co jednak z racji braku układu wspomagania wcale nie jest takie łatwe, a skoordynowanie tego z gładką redukcją – to już w ogóle.

Samochód z silnikiem motocykla? Ten pomysł jest tak stary, jak motoryzacja. Ale miejskie auto z turbodoładowaną jednostką najszybszego jednośladu świata to już ewenement. Siedzieliśmy za kierownicą Suzuki Swifta z 330-konnym motorem Hayabusy
Samochód z silnikiem motocykla? Ten pomysł jest tak stary, jak motoryzacja. Ale miejskie auto z turbodoładowaną jednostką najszybszego jednośladu świata to już ewenement. Siedzieliśmy za kierownicą Suzuki Swifta z 330-konnym motorem Hayabusy

Trzeba zgrać prawy palec wskazujący, którym naciska się przycisk na kierownicy, z lewą stopą, bo to nią obsługujemy pedał sprzęgła. Oczywiście, znowu porażka, zakręt przelatujemy, ale nie poddajemy się. Powoli zaczynamy czerpać przyjemność z krótkiego rozstawu osi i tylnego napędu. Szczególnie wyjścia z zakrętów są coraz bardziej spektakularne. I choć „Suzi” osiąga maksymalnie tylko 190 km/h, to i tak nie chcielibyśmy jechać ani trochę szybciej!

Podsumowanie

Na pewno zwariowany i ciekawy projekt, ale wymagający jeszcze dopracowania i doświadczonego tresera. Jednak jak zwykle w przypadku takich zabawek – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Krzyżówka Swifta i Hayabusy jest piekielnie głośna i dzika. To dobry sprzęt na przykład na tzw. track days, czyli swobodne pojeżdżawki na torze. Do normalnej jazdy ten sprzęt jest po prostu zbyt ekstremalny.