Pierwszy duży SUV Mercedesa ujrzał światło dzienne podczas salonu samochodowego we Frankfurcie w 1996 r. Rok później rozpoczęła się produkcja seryjna modelu oznaczonego fabrycznym kodem W163 i handlową nazwą klasa M lub ML.
Aktualna generacja (W166) zadebiutowała w 2011 r., a latem tego roku doczekała się modernizacji i jednocześnie zmiany nazwy. Zgodnie z nową nomenklaturą zamiast ML mamy teraz model GLE.
Z zewnątrz model po liftingu najłatwiej poznać po przestylizowanych obu zderzakach oraz światłach, które obecnie za dopłatą 8186 zł mogą być wykonane w technice led-owej. We wnętrzu GLE najłatwiej zauważyć wystający ekran nawigacji w centralnej części deski rozdzielczej.
Kabina obszerna podobnie jak w modelu o starym oznaczeniu ML. Po zajęciu miejsca czuje się luksusowy charakter auta. Wnętrze jest bardzo dobrze wykończone, a materiały wysokiej jakości. Wyposażenie seryjne można bez problemu wzbogacić elementami z długiej, jak zwykle w przypadku Mercedesa, listy opcji.
Nie tylko wnętrze jest przestronne, ale również część bagażowa o pojemności 690 l, a po złożeniu oparć tylnych foteli aż 2010 l. Ładowność samochodu wynosi 800 kg, ale gdyby i ta wielkość była za mała, można nim holować hamowane przyczepy o dopuszczalnej masie 2950 kg.
Pozornie moc 204 koni z czterocylindrowego diesla 250 wydaje się niewystarczająca do auta ważącego ponad 2 tony. Praktyka jednak pokazuje, że silnik daje sobie radę, w czym pomaga mu seryjnie montowany 9-stopniowy automat. Działa szybko i sprawnie wyręcza kierowcę w doborze odpowiedniego przełożenia, wyciągając maksimum z 500 Nm momentu obrotowego. Nawet podczas długich podjazdów wóz nie traci tempa.
Zawieszenie zestrojono przede wszystkim z myślą o zapewnieniu maksimum komfortu. Ze swojego zadania wywiązuje się znakomicie. Nie poddaje się także w zakrętach. Seryjnie dostępny jest system Dynamic Select, który potrafi tchnąć w GLE nieco sportowego ducha. Ale ustawienie komfortowe jak najbardziej pasuje do charakteru tego SUV-a i nawet na krętych drogach pogranicza Austrii i Niemiec nie straszyło nadmiernymi przechyłami nadwozia.
Kierowcy Mercedesów GLE, podobnie jak innych SUV-ów tego typu, incydentalnie opuszczają utwardzoną nawierzchnię. Może trudno sobie to wyobrazić, ale GLE daje radę w terenie. Ze standardowym zawieszeniem trzeba być ostrożnym, szczególnie z uwagi na długi tylny zwis i prześwit 202 mm. Znacznie lepiej jest z opcjonalnym zawieszeniem pneumatycznym (dopłata 9654 zł). Kąt natarcia wynosi wówczas 29 stopni, zejścia 28, a kąt rampowy 20. Z pakietem offroadowym odpowiednio: 30, 29 i 22 stopnie. Prześwit maksymalny rośnie wówczas do 285 mm i wynosi o 83 mm więcej niż w aucie z klasycznym zawieszeniem. Większa jest także zdolność pokonywana wzniesień, a głębokość brodzenia powiększa się z 50 do 60 cm.
Podczas zjazdu z pochyłości sprawdza się system DSR (Downhill-Speed-Regulation). Współpracuje on z tempomatem, za pomocą którego ustawia się prędkość od 2 do 18 km/h. DSR wyręcza kierowcę z naciskania pedału hamulca.
Mercedes GLE 250d występuje również w wersji z napędem tylko na tylną oś. Silnik w tym przypadku ma taką samą moc, ale moment obrotowy jest o 20 Nm mniejszy. Osiągi samochodu są podobne, natomiast cena o 5000 zł niższa.
Oprócz silnika podstawowego można także wybrać mocniejsze napędy. Motor GLE 350d ma moc 258 koni, a jednostki benzynowe – 333 lub 435 koni. Za 593 500 zł można zamówić GLE 63 AMG z mocą 557 KM.
Interesującą ofertą jest hybrydowa odmiana 500e plug-in z silnikiem benzynowym o mocy 333 KM i elektrycznym o mocy 116 KM. Przy maksymalnie naładowanych akumulatorach zasięg w trybie elektrycznym wynosi ok. 30 km. Wersja hybrydowa również ma napęd na obie osie, w 5,3 s przyśpiesza do 100 km/h i może holować przyczepy o masie do 2000 kg. Importer wycenia ją na 354 000 zł.