Gdyby królowa Elżbieta II widziała, co wyprawiamy z Bentleyem, pewnie nasłałaby na nas swoje pieski corgi. I ma rację, bo jak widzicie, wpadliśmy na szczeniacki pomysł ubłocenia Bentleya Bentaygi. Po co? Żeby się przekonać, czy da radę. Nigdy nie mieliście głupich pomysłów? A ponieważ w teren zawsze bezpieczniej jechać na dwa auta, zabraliśmy jeszcze Suzuki Ignisa. Dlaczego? No bo akurat było pod ręką. I stanowi skrajne przeciwieństwo Bentleya Bentaygi.
Bentley Bentayga i Suzuki Ignis - łączą je trzy rzeczy
Łączy je właściwie tylko napęd 4x4, 4-osobowa kabina i przynależność do gatunku SUV-ów. I ta parka niczym Flip i Flap wspaniale nam obrazuje różnorodność tego segmentu. Wiemy też wszyscy dobrze, że mało kto kupuje dziś jeszcze SUV-a, żeby nim zjeżdżać z asfaltu. Tymi jednak można. Oba pokonały kamienisty brud bez dyskusji.
Jak to zwykle bywa, po zabawie trzeba posprzątać. Kleiste błoto zagnieździło się wszędzie, łącznie ze szparami w 21-calowych felgach. Gdybyśmy teraz wyjechali na tor, moglibyśmy od razu wezwać zamiatarkę. Nie, musimy ogarnąć ten brud sami. Ładujemy więc samochody na lawetę i jedziemy do myjni.
To dobra okazja, żeby zajrzeć pod auto. Zacznijmy od Ignisa. Jest naprawdę nieduży, mniejszy nawet od VW Polo czy Forda Fiesty. Mierzy 3,7 m długości, a siedzi się w nim tak wysoko, jak w BMW X1. Ma 90-konny silnik 1.2 i waży tylko 945 kg, więc jakoś się nawet „odpycha”. Wnętrze jest zaskakująco obszerne i ciekawie zaprojektowane, urozmaicone kolorowymi wstawkami. Ale jakość tworzyw woła o pomstę do nieba. Czy naprawdę księgowi nie mogli dać zielonego światła dla kilku miększych i przyjemniejszych w dotyku plastików? Wówczas Ignis bardzo by zyskał.
Poza tym jednak wnętrze nam się podoba. W wyższych wersjach wyposażeniowych tylna kanapa jest regulowana. Można ją przesunąć i ustawić kąt nachylenia oparcia, dzięki czemu łatwo dostosowuje się przestrzeń do potrzeby przetransportowania ludzi lub bagażu. Pod kreską jest to zaskakująco sprytny i praktyczny samochód. Bentley zaspokaja potrzeby transportowe w zupełnie inny sposób niż Suzuki. Zaczniemy od tego, że Bentayga kosztuje tyle, co 14 Ignisów. A na liście opcji ma pozycje, które kosztują tyle, co cały salon Suzuki. Za zegarek Breitling Tourbillon ozdobiony ośmioma diamentami trzeba zapłacić ponad 600 000 zł! Co w nim jest takiego wyjątkowego? Mechanizm tourbillon, który ma niwelować negatywny wpływ grawitacji na precyzję działania werku. Co 15 minut zegarek automatycznie kręci się wokół własnej osi, co ma powodować, że wskazania godziny, minuty i sekund będą dokładniejsze niż zegar atomowy. Jednak, cóż, w tym konkretnym egzemplarzu tego bajeru akurat nie ma. Jest... „zwykły” Breitling.
Mocny powiew luksusu
Dla nas, chłopców, którzy postanowili udać się w błoto, to i tak mocny powiew luksusu, który czuć tu w każdym calu i detalu. Skóra jest tak miękka i szlachetna w dotyku, że chciałoby się złożyć hołd krowie, która poświęciła się dla produkcji tych foteli. Zapewne została zagłaskana na śmierć.
Z tyłu jest równie luksusowo, jak z przodu, siedzi się na elektrycznie regulowanych „tronach”, jednak przestrzeni mogłoby być nieco więcej – nie da się założyć nogi na nogę.
Przejdźmy do jazdy. Ignis rozwija 120 Nm aż przy 4400 obr./min. Ruszając, ma się wrażenie, jakby ciągnęło się Bentaygę. Układ kierowniczy jest tak pozbawiony czucia, jak brytyjski bankier – w mieście nie przeszkadza to tak bardzo, jak na drodze poza nim.
Bentley nie jeździ. On nagina prawa dynamiki. 900 Nm pcha go w stronę horyzontu z niebywałym impetem, skrzynia pracuje bez zająknięcia. Od ruszenia do „setki” mija 4,8 s. Ale Bentayga jest nie tylko mistrzynią prostej. W zakrętach wydaje się rzucać kotwicę na szczyt łuku i trzyma się zadanego toru jazdy niczym auto sportowe. Jak Audi Q7, bo to Niemcy dostarczają Bentleyowi bazę techniczną. I jak widać, nie jest to powód do wstydu.
Tyle że Suzuki też nie ma się czego wstydzić. Pochodzi z innego świata niż Bentley, ale pod względem zdolności pokonywania błota radzi sobie równie dobrze, jak Bentayga.
Bentley Bentayga i Suzuki Ignis - naszym zdaniem
Wielka radość Brytyjczyków, królową i wszystkich rodaków na Wyspach prosimy o wybaczenie: to wszystko za brexit. Bentayga zrobiła na nas wrażenie, ale to Suzuki skradło nasze serca. Kosztuje ułamek ceny Bentleya, a potrafi wyczarować na twarzy kierowcy równie duży uśmiech.
Dane techniczne | |
Bentley Bentayga Diesel | Suzuki Ignis 1.2 DualJet 4WD |
Silnik diesel V8 biturbo Poj. 3956 cm3 | Silnik benz. R4 Poj. 1242 cm3 |
Moc 435 KM przy 3750 obr./min | Moc 90 KM przy 6000 obr./min |
Maks. moment obr. 900 Nm/1000 obr./min | Maks. moment obr. 120 Nm/4400 obr./min |
Napęd 4x4/skrzynia aut. 8b | Napęd 4x4/skrzynia manualna 5b |
Dł./szer./wys. 5140/1998/1722 mm Bagażnik 484-1774 l | Dł./szer./wys. 300/1660/1595 mm Bagażnik 204-1086 l |
Masa własna 2506 kg Poj. zbior. paliwa 85 l | Masa własna 945 kg Poj. zbior. paliwa 30 l |
Osiągi | |
V maks. 270 km/h 0-100 km/h 4,8 s | V maks. 165 km/h 0-100 km/h 11,9 s |
Spalanie 8,0 l/100 km Emisja CO2 210 g/km | Spalanie 5,0 l/100 km Emisja CO2 114 g/km |
Cena 930 000 zł | Cena 68 900 zł |
Pewnie mało który właściciel tych aut odważy się je tak ubłocić. Gdyby jednak zechciał, to my sprawdziliśmy, że można.
Jak Flip i Flap! Z jednej strony wypasiony Bentley z V8 biturbo, z drugiej – filigranowy Ignis, napędzany 4-cylindrowym wolnossącym 1.2. Oba auta potrafią dać radość.
Ignis jest o 1,44 m krótszy od Bentaygi, ma też proporcjonalnie mniejsze i lżejsze kluczyk oraz instrukcję.
Bentley Bentayga Diesel: 435 KM za prawie milion złotych.
Suzuki Ignis: najkrótszy i jeden z najtańszych SUV-ów na rynku.
Z tyłu bardzo wygodnie, ale miejsca nieprzesadnie dużo. Fotele reguluje się elektrycznie, system rozrywki z telewizją i dostępem do sieci nie pozwala się nudzić.
Tu poczujesz się jak król! Gdzieniegdzie można się dopatrzyć elementów obsługi z Audi, ale to nie wstyd, bo całość robi miażdżące wrażenie.