„Mniej” często oznacza „więcej” – dokładnie takie odczucia mamy po jazdach Malibu. Ten samochód nawet nie próbuje nas przekonywać, że jest techniczną awangardą. To po prostu kawał solidnej limuzyny, która ma duże szanse bezawaryjnie służyć swojemu właścicielowi. Gdy auto wejdzie do sprzedaży, oprócz testowanego silnika 2.4 w ofercie pojawi się także diesel 2.0.
Przyznam się, że na początku miałem problem z rozgryzieniem Chevroleta i z pewnością nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Dlaczego?
Zacznijmy od silnika
Dziś producentów, którzy z pojemności 2,4 l wyciągają tylko 167 KM, można policzyć na palcach jednej ręki (na myśl przychodzi mi wyłącznie Suzuki z modelem Kizashi). Żadnych turbin ani bezpośrednich wtrysków.
Downsizing? „Coś słyszeliśmy” – zdają się uśmiechać inżynierowie Chevroleta. Pytanie tylko, czy to źle, że napęd Malibu skonstruowano na amerykańską modłę? Moc rozwijana jest bardzo równomiernie, a w kabinie przy 120, i przy 170 km/h panuje prawie identyczny, niski poziom hałasu.
Po starcie w temperaturze –25°C wystarczyło zaledwie kilka minut, by w kabinie zrobiło się przyjemnie ciepło. Trochę gorzej wypadło spalanie. Przy normalnej jeździe, ale w niskich temperaturach, auto zużywało w mieście ok. 13 l na 100 km – producent obiecuje o 1,5 l mniej.
Punkt drugi: automatyczna skrzynia
W Malibu zastosowano 6-stopniową przekładnię, która nawet nie próbuje przekonać nas, że jest superinnowacyjną konstrukcją. Sekwencyjna zmiana biegów? Owszem, ale tak niewygodna, że sprawdziłem tylko, czy działa. Program zimowy? A może sportowy? Nic z tych rzeczy, ale za to skrzynia pracuje supermiękko i płynnie.
Także pod względem wyposażenia Chevrolet podąża z Malibu własną ścieżką. W aucie znajdziemy wszystko, co podnosi poziom komfortu, oraz obowiązkowy pakiet bezpieczeństwa (m.in. 6 airbagów i ESP), ale na próżno szukać na pokładzie rozbudowanych systemów wyręczających kierowcę.
Aktywny tempomat? Brak – jest zwykły, prosty w obsłudze
To może choć reflektory doświetlające zakręty albo system rozpoznawania znaków? Nic z tego. Mamy dość sprężyste (ale bez przesady) zawieszenie, duży dotykowy ekran do sterowania m.in. nawigacją (brawa za prostotę obsługi urządzeń pokładowych) iwiększy o blisko 50 l niż w Insignii bagażnik. Do tego do wykończenia użyto plastików przyzwoitej jakości. Pytanie tylko: na ile polski oddział Chevroleta wyceni Malibu?