Grand Santa Fe nie ma bezpośredniego konkurenta wśród europejskich marek – koreański luksusowy SUV jest mniejszy, i niewątpliwie mniej luksusowy niż Audi Q7, za to nieco większy niż np. VW Touareg. Z drugiej strony kosztuje nieco więcej niż najmocniejsza i maksymalnie doposażona Skoda Kodiaq, też 7-miejscowa, ale Grand Santa Fe jest jednak od niej większy, mocniejszy, a jego wnętrze sprawia o wiele lepsze wrażenie niż kabina Kodiaqa.
Zresztą tak naprawdę Hyundai nieporównywalny jest z powodu innej filozofii producenta: w „koreańczyku” mamy zaledwie dwie wersje do wyboru, kilka kolorów nadwozia i cztery kolory wnętrza, opcji właściwie brak; na pokładzie jest niby to samo, co w autach europejskich, a jednak podane w prostszy sposób; również konstrukcja auta jest mocno uproszczona. Zawieszenie pneumatyczne? Zapomnij!
Hyundai Grand Santa Fe - dobre wnętrze
A jednak Koreańczycy zaprojektowali kokpit Grand Santa Fe poprawnie i jeśli tylko podoba nam się wzornictwo, to trudno się do czegoś przyczepić: siedzi się wygodnie, nie ma konfliktu pomiędzy odległością dzielącą fotel od kierownicy i pedałów, przełączniki i urządzenia są czytelne i w zasięgu rąk. Materiały wykończeniowe, nawet jak na auto wysokiej klasy (także cenowej) są co najmniej poprawne, skórzane obicie foteli robi bardzo dobre wrażenie. Zagwostka pojawia się przy wyborze konfiguracji wnętrza: możemy zamówić Grand Santa Fe w odmianie 6-osobowej z osobnymi, przesuwnymi fotelami drugiego rzędu albo wyposażonego w 3-osobową kanapę, czyli w sumie 7-osobowego. Problem polega na tym, że choć dwa składane krzesełka w bagażniku są wyjątkowo pełnowymiarowe, to jednak, po pierwsze, dostęp do nich jest słaby (odchyla się oparcia foteli 2. rzędu albo fragmenty oparcia kanapy), a po drugie, zajmują one prawie cały bagażnik.
Jeśli więc zamierzamy jeździć w piątkę, warto rozważyć jednak wersję 7-osobową, a krzesła w bagażniku traktować awaryjnie chyba, że akurat nie mamy bagaży. Jeszcze jedna uwaga dotycząca 3. rzędu siedzeń: umieszczono tam w zasięgu nawet krótkich rąk regulator nawiewu i temperatury, choć zwyczajowo w takim miejscu wozi się dzieci. Będą tym manipulować, nie upilnujesz ich. Karygodne niedopatrzenie!
Hyundai Grand Santa Fe - namiastka terenówki
Auto ma seryjny napęd na cztery koła, zaś rozdział napędu na przednią i tylną oś jest elektronicznie regulowany – od 100 proc. na przód do 50:50. Można go zblokować przyciskiem pod kierownicą (50:50) także podczas jazdy, przy czym blokada będzie działać przy niewielkich prędkościach, a potem automatycznie się wyłączać, by znowu uaktywnić się, gdy prędkość spadnie. W sumie, jeśli Grand Santa Fe będziemy eksploatować jako auto rodzinne, jest to rozwiązanie optymalne: zapomnienie o wyłączeniu blokady nie pociągnie za sobą żadnych przykrych konsekwencji.
Na drogach nieutwardzonych auto zachowuje się dzielnie, nie mamy wrażenia, że zaraz się zepsuje; montaż wnętrza jest na tyle solidny, że nie mamy ochoty zwalniać z powodu obaw, że coś się urwie. Auto mocno buja się na dołach, ale przejeżdża przez teren, którego większość tego typu aut i tak nigdy nie musi pokonywać.
Hyundai Grand Santa Fe - także na autostrady
Zaskakująco dobrze Grand Santa Fe zachowuje się na asfalcie. Po pierwsze, płynnie rusza i płynnie przyspiesza, biegi zmieniane są miękko, bez najmniejszych szarpnięć, po drugie, przyspieszenie jest co najmniej zadowalające. Ceną płynnie działającej przekładni, która ma zaledwie 6 przełożeń, jest spalanie: 2,2-litrowy 200-konny diesel (zresztą znakomicie wygłuszony) żre w ruchu miejskim ok. 12 litrów na setkę. Spodziewaliście się, że mniej? Wymiary i masa auta, a taże moc silnika skądś muszą się brać, bogate wyposażenie też trzeba czymś napędzić!
W ofercie jest tylko ten jeden silnik, zresztą bardzo przyjemny, natomiast wersje wyposażeniowe są dwie: tańsza Executive za 231 tys. zł i droższa (prezentowany egzemplarz) Platinum za 261 tys. zł, która ma zestaw (nienachalnych) systemów wspomagających kierowcę, system bezkluczykowy, żaluzje tylnych szyb, podgrzewaną kierownicę, gniazdko 230 V w bagażniku, adaptacyjne reflektory, a także elektrycznie sterowane i wentylowane fotele przednie oraz kilka innych przydatnych gadżetów. W sumie... jak już brać Grand Santa Fe, to w pełnym „wypasie”, tym bardziej, że do działania elementów dodatkowego wyposażenia trudno mieć jakieś zastrzeżenia. W sumie auto nieźle wygląda, a jeździ... lepiej niż wygląda.
Dane techniczne:
Pojemność skokowa 2199 cm3, R4 turbodiesel, 200 KM przy 3800 obr./min, 440 Nm przy 1750-2750 obr./min, vmax – 201 km/h, 0-100 km/h – 9,9 s, średnie zużycie paliwa – 7,0 l/100 km (fabr.), 12 l/100 km (w teście – trudne warunki miejskie + teren) masa własna 1906 kg, cena od: 221,2 tys. zł