Fiat Panda ma na swoim koncie sporo sukcesów:samochód 2004 roku, jeszcze do niedawna lider sprzedaży w swojej klasie w wielu krajach. Dziś, mimo najnowszej generacji, nie sprzedaje się już tak dobrze. Zastanawialiśmy się, czy przypadkiem Polacy nie obrazili się na Fiata za to, że rozpoczął produkcję nowego modelu we Włoszech, a nie w Tychach. A może to rywale podnieśli poprzeczkę i wytwarzają teraz lepsze samochody? By rozwiać nasze wątpliwości, postanowiliśmy porównać Fiata Pandę z nowością segmentu A – Hyundaiem i10.
Oba auta napędzane są silnikami o zbliżonych mocach, ale zupełnie innych konstrukcjach. Panda ma dwucylindrowy doładowany motor 0.9 Twinair (w 2011 roku Engine of the Year) o mocy 85 KM. Napęd i10 to 87-konny wolnossący benzyniak 1.2 ze zmiennymi fazami rozrządu.
Szybszy, ale bardziej paliwożerny
Fiat rozpędza się do „setki” o ponad sekundę szybciej niż Hyundai, jego silnik jest też bardziej elastyczny. Na tym jednak kończy się przewaga nad klasyczną konstrukcją rywala. Gdy silnik Fiata jest zimny, na wolnych obrotach potrafi nim mocno zatrząść. Także podczas ruszania trzeba mocniej wcisnąć pedał gazu,w przeciwnym razie jednostka może zgasnąć. W trakcie przyspieszania jej dźwięk jest niezbyt przyjemny, a w górnym zakresie obrotów staje się wręcz nieznośny. Owszem, technika Twinair i turbina sprawiają, że silnik jest dynamiczny, ale niestety, też paliwożerny. Zamiast obiecywanego przez producenta średniego spalania na poziomie 4,2 l/100 km auto w teście zużyło 6,9 l/100 km (czyli o ponad 64 proc. więcej!).
Teoretycznie spalanie można by obniżyć za pomocą przeznaczonej do tego celu funkcji Econ, jednak skorzystanie z niej wiąże się z ograniczeniem mocy i momentu obrotowego (dane w tabeli), co przekłada się na znaczne pogorszenie osiągów. W mieście możemy oszczędzać dzięki seryjnemu układowi start-stop (wyłącza silnik podczas postoju w korku lub przed światłami), ale mamy zastrzeżenia co do skuteczności jego działania (spalanie w mieście wyniosło 7,5 l/100 km).
Całkiem żwawy i oszczędniejszy
Czterocylindrowy motor Hyundaia nie wykazuje słabości podczas ruszania, płynnie i ochoczo wchodzi na obroty, a do tego jest elastycznyi cichy. W teście i10 zużyło średnio 5,9 l/100 km, a mimo braku systemu start-stop w mieście spaliło o 0,5 l/100 km mniej benzyny od teoretycznie oszczędniejszego Fiata. W Hyundaiu ponadto przyjemniej zmieniało się biegi, mimo że dźwignię w Pandzie umieszczona jest wyżej.
Warto podkreślić, że wnętrza obydwu maluchów są ciekawie i solidnie wykonane, jednak wyraźnie w ich przypadku widać odmienne podejście do stylistyki. Fiat na tle Hyundaia to „modniś” i „żartowniś”– nic nie jest w nim zwyczajnie kwadratowe czy okrągłe, lecz ma oryginalny kształt. Na szczęście wszystko tworzy spójną całość (patrz: obwódki zegarów, przycisków klimatyzacji czy wzór kierownicy) i nie ogranicza funkcjonalności. Użytkownik Fiata doceni dużą liczbę schowków i uchwytów na napoje, a także to, że oparcie fotela pasażera można tak złożyć, by tworzyło stolik (500 zł).
Nieco więcej przestrzeni w Hyundaiu
Jednak nie wszystkie pomysły Fiata przypadły nam do gustu. By wyłączyć airbag pasażera (w większości aut kluczykiem), trzeba wejść w skomplikowane menu komputera pokładowego. Także parowanie telefonu za pośrednictwem Bluetootha jest bardziej skomplikowane w Pandzie. Jeśli chodzi o projekt kokpitu i obsługę, to bardziej spodobały się nam w Hyundaiu. Może i w i10 nie ma tak oryginalnych rozwiązań, jak w Pandzie, ale miejsce pracy kierowcy z pewnością do nudnych nie należy. Każdy, kto po raz pierwszy wsiądzie do i10, intuicyjnie odgadnie działanie wszystkich urządzeń pokładowych, bez konieczności zaglądania do instrukcji obsługi.
Obydwa auta oferują typową dla segmentu A ilość miejsca, choć nieco więcej jest go w Hyundaiu. Większy o ponad 8 cm rozstaw osi sprawił, że w i10 wygospodarowano więcej przestrzeni nie tylko dla pasażerów, lecz także na bagaż (o 27 l). Z kolei w Pandzie trzeba docenić wyższą pozycję za kierownicą – ułatwia zajmowanie miejsca (ważne dla osób starszych) i zapewnia lepszą widoczność do przodu.