Na pierwszą jazdę testową nowym Mercedesem klasy S wyruszyliśmy z godzinnym opóźnieniem – i to nie dlatego, że trudno było się dopchać do kluczyków, lecz dokładnie tyle pochłonęło zapoznawanie się z przeróżnymi funkcjami. Pokusę budzi samo ustawianie fotela, bo można tu przybrać więcej pozycji niż opisano w Kamasutrze. Dalej: pragniemy wentylować czy może podgrzewać fotel? Z jaką intensywnością? I wreszcie: który masaż wybrać? Tajski czy może Hot Stone?
Mercedes klasy S - wyposażenie
Mercedes zrobił wszystko, co technicznie jest dziś możliwe, aby podróż nowym Mercedesem klasy S była bezpieczna, nawet gdy uwaga kierowcy nie jest w pełni skupiona na jeździe, tylko na... pstrykaniu przyciskami.
Zespół kamer i radarów pozwala automatycznie parkować i wyjeżdżać z miejsc postojowych, podążać za autem przed nami nawet w lekkich zakrętach, a do 50 km/h auto jest w stanie samo wyhamować. Czujniki rozpoznają też pieszych i zwierzęta wkraczające na jezdnie oraz ruch w prostopadłych ulicach i w razie wykrycia takowego do prędkości 72 km/h mogą także samoczynnie zatrzymać auto. Powyżej tej prędkości też są przydatne, bowiem skanują jezdnie i w razie nierówności potrafią odpowiednio przygotować amortyzację.
Kosztujący 24 tys. zł układ Magic Body Control (w rzeczywistości łączy się tylko z innymi opcjami o wartości kolejnych 20 tys. zł) potrafi zdziałać cuda, o ile nie jedziemy szybciej niż 130 km/h, a widoczność jest dobra. Nierówności dróg przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, jednak nie oznacza to jeszcze, że „eskę” prowadzi się niczym latający dywan. Zawieszenie wciąż pozwala na dynamiczne zmiany kierunku, auto pozostaje sztywne. Nie warto sobie zawracać głowy trybem Sport. Do takich celów właściciel Mercedesa S 500 L ma inne auta w garażu.
Test BMW M135i - Mocny kompromis
Daleki od sportu jest zresztą też układ kierowniczy. Zastosowano wspomaganie elektryczne zamiast hydraulicznego, co niestety ma wpływ na słabe wyczucie kontaktu kół z jezdnią. Kierowca dostaje niewiele informacji zwrotnych, komfort prowadzenia i manewrowania 5,25-metrową limuzyną pozostaje jednak na najwyższym poziomie.
Mercedes S500 - silnik
W kwestii wygłuszenia wnętrza Mercedes osiągnął już poziom Rolls-Royce’a. Póki nie zajdzie potrzeba intensywnego schłodzenia wnętrza, w „esce” panuje absolutna cisza. 455-konne, podwójnie doładowane V8 nigdy nie sprawia wrażenia przeciążonego zadaniem, nawet gdy z miejsca każemy przyspieszyć do 250 km/h. Katalogowe spalanie 8,6 l/100 km można włożyć między bajki, każdy wynik z 10 przed przecinkiem należy uznać za sukces.
Ale właściciel „eski w longu” raczej nie będzie sobie tym zawracał głowy, w końcu nie po to dopłacił 21,5 tys. zł za o 13 cm więcej przestrzeni między osiami, by wysyłać szofera na szkolenie z ecodrivingu. Jego miejsce jest na tylnym fotelu, który potrafi wymasować, a osobom do wzrostu ok. 1,85 m pozwala wygodnie zająć pozycję półleżącą, jak w lotniczej biznes class.
To nam się podoba - Po prostu jak we śnie. Tak relaksujących podróży można było dotychczas zaznać tylko w Rollsie.
Tego nam brakuje - A gdzie skóra z kangura, podgrzewane dywaniki i kryształowe kieliszki do szampana?
To nas zaskoczyło - Zwyczajność. Od aksamitnego charakteru klasy S można się uzależnić i nie chcieć jeździć nigdy niczym innym.
Mercedes S500 - podsumowanie
Nawet jeżeli nie każdemu odpowiada nieco barokowy styl nowego Mercedesa klasy S, twórcom należy oddać sprawiedliwość, że stworzyli najlepszy samochód na świecie. Obecnie żadne auto nie oferuje tak zaawansowanej techniki w połączeniu z wysokim komfortem jazdy. Zabawa rozpoczyna się więc od nowa – konkurencja znów będzie próbowała dogonić Mercedesa, który po raz kolejny pokazał, kto zna się najlepiej na autach dla Pana Prezesa.