Już samo podróżowanie kabrioletem daje mnóstwo radości, a jazda Mercedesem E cabrio przenosi kierowcę w zupełnie inny wymiar. Nie tylko dlatego, że po odsłonięciu dachu może jeździć pod gołym niebem – to oczywistość – lecz także dzięki dopracowaniu modelu poliftingowego.
Auto stało się teraz jeszcze bardziej poręczne w prowadzeniu niż poprzednik. Mercedes z większą energią atakuje zakręty, w czym istotnie pomaga opcjonalne zawieszenie, w którym można wybrać komfortowe lub sportowe nastawy. Po usztywnieniu auto idealnie wpisuje się we wszystkie łuki.
Zmienne nastroje gwarantowane
Takie zestrojenie układu jezdnego jest jak najbardziej na miejscu – w końcu pod maską pracował mocny diesel. Pełne wciśnięcie pedału gazu momentalnie objawia się dynamicznym startem i wzmożonym piskiem… Nieee, nie opon, tylko siedzącej obok żony (z przerażenia) oraz zajmujących tylne miejsca dzieci (z euforii).
Jedyne, co przeszkadza w trakcie takiego przyspieszania i czego Mercedes nie poprawił przy okazji liftingu, to praca 7-biegowej skrzyni. Owszem, przełożenia zmienia szybko i miękko, ale po pełnym wciśnięciu gazu zaczyna się gubić. Żadnego zdenerwowania nie było za to po sprawdzeniu średniego spalania. Musimy przyznać, że całkiem przyjemnie podróżuje się ponad 250-konnym autem, które waży dwie tony, a przy tym spala średnio tylko 6,4 l/100 km.
Bez większych zawirowań
Przyjemności dostarcza również doskonała aerodynamika nadwozia oraz triki, które pomagają ograniczyć zawirowania wiatru we wnętrzu pojazdu. Na ramie przedniej szyby przy szybkości powyżej 40 km/h odchyla się spoilerek (Aircap), który kieruje powietrze nad pasażerów, a pomiędzy tylnymi zagłówkami umieszczono windszot, unoszący się wraz z nimi, gdy tylne miejsca są zajęte.
Zawsze można jeszcze podsunąć do góry boczne szyby, a wtedy podróżowanie bez dachu nawet z szybkością około 100 km/h nie będzie uciążliwe. Jeżeli jednak ktoś zdecyduje się na bliższy kontakt z otoczeniem i opuści szyby, to bez obawy o fryzurę może jeździć z prędkościami miejskimi.