Dokoła ani jednej żywej duszy, tajemniczą ciszę przerywa tylko wiatr, rozwiewający resztki czarnego dymu, spoza którego majaczy ciemna sylwetka... Mercedesa C 63 AMG. Zaczynasz walczyć z sobą, bo rozsądek ci podpowiada: Odejdź, zostaw go, bo jeżeli dasz się skusić, to już po tobie. Nie uda ci się od niego łatwo uwolnić.
Jednak ty wolisz posłuchać innego, bardziej kuszącego głosu: Proszę, zajrzyj do środka, usiądź wygodnie na świetnie wyprofilowanych sportowych fotelach. Widzisz, jak tu jest super? Dotknij tych skórzanych obić – prawda, że są cudowne w dotyku? Nie, nie, nie wysiadaj jeszcze – przecież to dopiero początek przedstawienia. Widzisz ten srebrny klawisz? Naciśnij go.
Gdy to zrobisz, silnik zaczyna pulsować wszystkimi ośmioma tłokami, aż na plecach pojawiają się ciarki. Ręce zaciskają się na znakomicie ukształtowanej kierownicy – i w tym momencie nie jesteś już sobą, oczy zaczynają się błyszczeć z pożądania, racjonalne myślenie przestało działać, prawą ręką przestawiasz dźwignię 7-biegowego „automatu” w pozycję do jazdy, gaz do dechy… i dopiero teraz zaczyna się prawdziwy taniec z diabłem.
Mercedes C63 AMG wystrzeliwuje z taką siłą, że nie ma szans, żeby kierowca oderwał w tym momencie plecy od oparcia fotela. Strzałka prędkościomierza mknie w kierunku 100 km/h, które uzyskuje się już po 4,3 s. Wzrost prędkości powoduje jednocześnie zwiększony ryk wydechu, który dla prawdziwego fana AMG jest najpiękniejszą symfonią na świecie.
Dojeżdżasz do ostrego zakrętu, potężne hamulce AMG zaciskają się na tarczach, nagłe zmniejszenie prędkości, skręt i... nie wykonałeś piruetu? No tak, przecież nawet gdy zadajemy się z siłami piekielnymi, elektroniczny anioł stróż nas nie opuszcza i ingeruje w odpowiednim momencie. Jednak kusisz los i wolisz posłuchać tajemniczego szeptu, który mówi: Daj odpocząć temu aniołkowi. Już nawet nie próbujesz z sobą walczyć, tylko wprowadzasz auto w tryb sportowy i wyłączasz ESP.
Znów gaz do dechy, szaleńcza jazda na najwyższych obrotach i wreszcie jest upragniony zakręt. Pamiętasz jednak o tym, że teraz musisz sobie radzić sam – i gdy za plecami czujesz złowrogi chichot, w odpowiednim momencie zakładasz kontrę, C 63 AMG zaczyna się perfekcyjnie wpisywać w zakręt, zamiatając z gracją zgrabnym tyłem, i choć nie bez wysiłku, daje się wyprowadzić z poślizgu.
Taaak, to jest to! Zaraz, czyżby chichot ucichł? No tak, przecież dałeś się skusić, ale na szczęście nie zatraciłeś się w pełni. Wreszcie chwila wytchnienia, wysiadasz, powoli obchodzisz auto i spokojnie podziwiasz sylwetkę tego mocarza, ozdobioną spoilerami i efektownymi 18-calowymi alufelgami. Ale nie trwa to długo – nie może trwać, bo wciąż chcesz jeszcze i jeszcze, a jednocześnie zaczynasz rozumieć, że jednak dałeś się zaprzedać i już nie uwolnisz się z uścisku pożądania tego monstrum.
Dobra wiadomość jest taka, że nie musisz zaprzedawać duszy diabłu, by mieć takiego Mercedesa. Gorzej natomiast, że na kupno C 63 AMG trzeba mieć 340 tys. zł, a w testowanej wersji z pakietem AMG Performance wzrasta nie tylko moc, o 30 KM, lecz także cena – do 371 312 zł.
PODSUMOWANIE
Nawet jeżeli nie jesteś fanem Mercedesa, to obok tej wersji na pewno nie przejdziesz obojętnie. A jak już wsiądziesz, uruchomisz silnik i sprawdzisz jego możliwości, to z pewnością zmienisz poglądy i dołączysz do grona uzależnionych od jego osiągów, prowadzenia oraz wyglądu. Tak, AMG ma coś z diabła i wie, jak skutecznie kusić.