Marka Ministry of Sound (MoS) ma ponad 20-letnią historię i wywodzi się z założonego w 1991 r. w południowym Londynie klubu o tej nazwie. Jest odpowiedzialna za: niezapomniane noce (i kace) kilku już generacji młodych ludzi, porywające składanki płytowe, sukcesy kilku DJ-ów muzyki house, a ostatnio zostawiła swój odcisk na Nissanie Juke’u.
Nadwozie
Bestsellerowego japońskiego crossovera nie trzeba nikomu przedstawiać. W wersji MoS oprócz osobliwych kształtów czarnego nadwozia wyróżniają go białe lusterka, klamki i 17-calowe felgi. W środku również odnajdujemy kontrastową estetykę: seryjne skórzane fotele są czarne, natomiast niektóre elementy wykończenia – białe. Jeśli chodziło o skojarzenie barw z imprezami trwającymi od nocy do świtu, to efekt jest udany.
Wart blisko 20 tys. zł pakiet wyposażeniowy MoS obejmuje ponadto stację dokującą do iPoda, takowego w wersji Touch i z 8-gigabajtowym dyskiem, słuchawki, bon do sklepu muzycznego oraz... zwyczajny system audio Nissana sterowany typową nawigacją. Nie jest zły, ale w żadnym wypadku nie odzwierciedla tego, z czego słynie londyńskie MoS, czyli starannie zaprojektowanego, 150-decybelowego systemu nagłośnienia. Trudno – zamiast subwoofera w bagażniku pozostaje więcej miejsca na pakunki. Transportowanie np. zakupowych drobiazgów bardzo ułatwia podwójna podłoga.
Układ napędowy
1,6-litrowy silnik nie jest tak żywiołowy, jak housowe kawałki z płyt MoS. W trasie życzylibyśmy sobie 6. biegu. Motor wystarcza jednak do poruszania się po mieście, gdzie zadowala się średnio niewiele ponad 8 l/100 km.
Układ Jezdny
Juke jest raczej sprężyście zestrojony, zwinny, ale nie lubi szybkich zakrętów. Cieszy za to mała, poręczna kierownica.Koszty. Niecałe 80 tys. zł za oryginalny samochód z pełnym wyposażeniem to nie jest wygórowana kwota – tym bardziej jeśli przyjrzymy się cenom konkurencyjnego Mini.