Blisko 200 koni pod maską brzmi obiecująco, ale w codziennej jeździe znacznie ważniejsze jest 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Nieważne, czy jedziemy na niskim, czy wysokim biegu albo czy czeka nas pokonanie wzniesienia – dodanie gazu powoduje natychmiastową reakcję i dynamiczne przyspieszanie niemałej przecież Zafiry.

Na autostradzie pod Frankfurtem w okamgnieniu na prędkościomierzu pojawiło się 180 km/h – na rozwinięcie większej prędkości nie pozwalał nam panujący wtedy ruch na drodze. Gdy zjechaliśmy z autostrady i karnie przejeżdżaliśmy przez większe i mniejsze miasteczka, ani razu nie mieliśmy wrażenia, że Zafira BiTurbo to wyczynowy sportowiec, który nadaje się wyłącznie do szybkiej jazdy. Samochód bez protestów i szarpania przyspiesza już od początku skali obrotomierza – właśnie po to stosuje się dwie turbiny! Na koniec: rzut oka na komputer pokładowy i całkiem niezłe średnie spalanie – na naszej autostradowo-wiejskiej trasie wynosiło 7,1 l/100 km.

Świetne osiągi połączone z rozsądnym zużyciem paliwa, wysoki komfort podróży. Szkoda, że najmocniejszy diesel nie współpracuje jeszcze z „automatem”.

Zafira z podstawowym dieslem 110 KM kosztuje o blisko 50 tys. zł mniej, ale po jazdach z BiTurbo nie chce się po prostu wysiadać, asłabsza konkurencja wcale nie jest tańsza.