Miejskie musi być niezbyt duże, aby łatwo się nim parkowało, powinno być też zwrotne i dawać dobrą widoczność we wszystkich kierunkach. Dobrze też, by nie paliło zbyt wiele. W mieście sprawdzałem więc, czy Karoq wywiązuje się z tych zadań.
Skoda Karoq 1.0 TSI – zmieści się na parkingu
Zewnętrzne wymiary Karoqa są w porządku. Dobre do miasta. Jego długość to tylko 438 cm, więc parkowanie równoległe można uskuteczniać w zasadzie w tych samych miejscach, w których zmieszczą się przeciętne, kompaktowe auta. To także zdecydowanie mniej, niż wynosi długość Octavii. SUV Skody nie jest też zbyt szeroki: 184 cm to tylko trzy centymetry więcej niż mierzy wspomniana już Octavia.
Oczywiście w parkowaniu pomoże nam też elektronika, której w naszym testowym egzemplarzu mamy co niemiara. Czujnikami obstawiono cały samochód: w trakcie manewrów nieustannie coś piszczy i ostrzega przed zarysowaniem nadwozia. Dla mnie to denerwujące, bo uważam, że czujniki są przesadnie wrażliwe, ale pewnie znajdą się tacy, którzy przywykną, a nawet docenią to udogodnienie. Za to cieszę się z kamery. Wprawdzie w SUV-ach łatwo jest nauczyć się tego, gdzie jest tylny zderzak, ale z kamerą jest jakoś raźniej i można bez stresu cofać na przysłowiowe milimetry. Minus jest taki, że tylna kamera zimą i w pluchę łatwo się brudzi. Dodatkowym wsparcie, do którego jednak ciągle nie mam zaufania, jest asystent parkowania. Teoretycznie Skoda może sama wjechać na miejsce parkingowe. Z praktyki wynika, że nie zawsze się to udaje. Inna rzecz, że te systemy rzeczywiście z każdym rokiem stają się bardziej wiarygodne.
Skoda Karoq 1.0 TSI – dla bezpieczeństwa
Za to doceniam elektronikę za jeden ważny dla mnie system: wraz z kamerą cofania mamy też czujniki, które wykrywają pojazdy nadjeżdżające z boku. Nie trzeba chyba nikomu uświadamiać, jak uciążliwe jest cofanie z miejsca parkingowego, gdy do pewnego momentu jedziemy, nie widząc, czy coś nadjeżdża, czy nie. A niektórzy uwielbiają śmigać na milimetry za cofającym samochodem. W Karoqu dostaniemy ostrzeżenie wraz z ze wskazaniem kierunku, z którego ktoś akurat jedzie. Wszystko dobrze widać na centralnym ekranie. Duży plus i jeszcze większe ułatwienie.
Kolejna sprawa to zwykłe systemy, jakie coraz częściej spotykamy: awaryjne hamowanie, które w praktyce zapobiega drobnym stłuczkom, np. w korku. Jest też tempomat z radarem, który potrafi zatrzymać auto. Przydatne w korkach, choć Karoq nie pojedzie w powolnym ruchu tak sprawnie, jak to robią np. BMW lub Mercedes. Doceniam za to znajdujący się na pokładzie naszej Skody automat, czyli dwusprzęgłową skrzynię DSG. Z litrowym silnikiem działa płynnie i szybko, zmieniając przełożenia tak, że prawie tego nie zauważam. W standardowym trybie program dba przy tym o komfort, a nie osiągi.
Dba też o niewielkie zużycie paliwa, co jednak różnie wychodzi. Minimalny wynik uzyskany w mieście to 8,5 l/100 km. Nie jeździliśmy przy tym jakoś szczególnie oszczędnie. Po prostu, tak jak inni. Gdy temperatury spadły, nieznacznie wzrósł apetyt na paliwo: w mieście do około 9 l/ 100 km. Można powiedzieć, że to sporo jak na litrowy silnik, ale przecież nasz Karoq swoje waży, a benzyna musi wykarmić 115 KM. To wcale nie tak mało.
Skoda Karoq 1.0 TSI DSG – dane techniczne:
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 999 cm3, R3, turbo, benzynowy |
Moc | 115 KM przy 5000-5500 obr./min |
Moment obrotowy | 200 Nm przy 2000-3500 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | 7-biegowy automat DSG, napęd na przód |
Prędkość maksymalna | 186 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 10,7 s |
Średnie zużycie paliwa | 5,3 l/100 km (producent) |
Masa własna | 1361 kg |
Cena | od 95,4 tys. zł |