Chevrolet Volt, Opel Ampera, Mitsubishi i-MiEV, Nissan Leaf – z roku na rok oferta aut z alternatywnym napędem się powiększa. Największy producent samochodów hybrydowych nie mógł przejść obok tego obojętnie. W odpowiedzi na propozycje konkurentów wystawia do pojedynku Priusa Plug-Ina – hybrydę zasilaną prądem z domowego gniazdka.
Fani aut elektrycznych zarzucają Plug-Inowi, że ma mały zasięg – maksymalnie 25 km. Przecież mniejsze Mitsubishi i-MiEV na silniku elektrycznym może przejechać nawet 150 km. Zwolennicy toyotowskiej hybrydy odpierają zarzuty pytaniem: co zrobi użytkownik auta elektrycznego, gdy zaplanowana trasa nagle się wydłuży?
OK, za to zwolennicy „elektryków” od razu przytoczą przykład Ampery lub Volta, które w takiej sytuacji odpalają automatycznie motor spalinowy i jadą dalej – z tą różnicą, że rywale z GM-u mają zasięg elektryczny dochodzący do 80 km. Gdzie więc korzyści Priusa Plug-Ina?
Według badań Toyoty 25-kilometrowy zasięg elektryczny pozwala na dojechanie do pracy. Tam, jeśli mamy gniazdko, możemy doładować baterię i wrócić do domu. Zakładając, że pełne naładowanie baterii z sieci 230 V kosztuje 2 zł, dziennie wydamy na dojazd do pracy 4 zł – bilet komunikacji miejskiej w Warszawie kosztuje 3,60 zł, dzienne wydatki wyniosą więc prawie dwa razy więcej niż w przypadku jazdy na silniku elektrycznym, oczywiście, nie uwzględniając kosztu zakupu i eksploatacji auta.
Jest jeszcze jeden aspekt dotyczący zasięgu – 25 km to wartość czysto teoretyczna. Podczas testu po pełnym naładowaniu baterii z gniazdka 230 V (w czasie 1,5 godziny) i uruchomieniu pojazdu na ekranie monitora wyświetlał się najczęściej zasięg 18 km. Wartość była niższa od obietnic producenta, bo uwzględniała sposób jazdy kierowcy na ostatnio pokonanym odcinku.
Poruszając się w mieście (mimo maksymalnej możliwej prędkości na silniku elektrycznym 85 km/h), trzeba przecież od czasu do czasu mocniej przyspieszyć, np. gdy włączamy się do ruchu. W takich sytuacjach nie tylko mocno obciążamy baterię, lecz także powodujemy automatyczne uruchomienie silnika benzynowego, który wspomaga nie najlepszą dynamikę jednostki elektrycznej. Auta GM-u tak nie potrafią – gdy skończy się prąd w bateriach, dynamika jazdy mocno na tym cierpi, a wzniesienia pokonywane są z dużym trudem.
Poza tym w Oplu i Chevrolecie ładowanie baterii odbywa się tylko z gniazdka (aż 6 godz.) i odzyskiwanie energii np. podczas hamowania czy toczenia jest niemożliwe. W Priusie Plug-Inie zasięg na silniku elektrycznym możemy próbować zwiększyć też przez delikatne traktowanie pedału gazu lub korzystanie z trybu jazdy EV City (silnik spalinowy jest wyłączony tak długo, jak to tylko możliwe).
Wróćmy jeszcze do tematu kosztów. Za możliwość ładowania baterii Priusa z gniazdka elektrycznego i zwiększenie zasięgu na silniku EV z 2 do 25 km musimy zapłacić 3 tys. euro – tyle wynosi różnica między Plug-Inem i zwykłym Priusem w całej Europie. Wpływ na to ma także wyposażenie. Gdy porówna się obydwa auta w wersji Prestige, okazuje się, że Plug-In jest bogatszy m.in. o systemy ochrony przedzderzeniowej czy automatycznego parkowania, skórę i nawigację, ale droższy aż o 57 tys. zł.
Różnic między autami jest więcej: litowo-jonowa bateria Plug-Ina ma 56 cel (w zwykłym Priusie 45). Jeśli awarii ulegnie jedna z nich, specjalna konstrukcja pozwala nam wymienić uszkodzoną część, a nie całą baterię. To ważna informacja dla użytkowników, zwłaszcza że koszt nowej baterii to 7 tys. zł. Gwarancja na system hybrydowy Plug-Ina wynosi 5 lat, można ją wydłużyć bezpłatnie do 10 lat.
Warunek: raz w roku konieczna jest wizyta w stacji serwisowej i 15-minutowe sprawdzenie baterii. Większa bateria podwyższyła tylko o 25 kg masę auta i zmniejszyła zaledwie o 2 l pojemność bagażnika. Przestronność kokpitu nie uległa zmianie, podobnie jak komfort resorowania czy sposób prowadzenia.