Charakterystyczny, stonowany kokpit Golfa to nie wada – to zaleta. Wnętrze wydaje się funkcjonalne, czytelne i przestronne, większe nawet niż jest w istocie. I w dodatku eleganckie. Na tle innych wydatków niecałe 1400 zł, jakie trzeba dopłacić, by zmienić seryjne radio Composition Colour wyposażone w 6,5-calowy ekran i dwie analogowe gałeczki na radio 8-calowe, którego front jest taflą czarnego szkła, to niewiele, każdy chętnie dopłaci. Skoro mamy świetne radio, to dopłacamy jeszcze 6,4 tys; zł na nawigację, 950 zł na kamerę cofania oraz 2200 zł za wirtualny kokpit; właśnie zamieniliśmy przyjazne, łatwe w obsłudze auto na jeżdżącego smartfona.
Volkswagen Golf Variant - technologie ery kosmicznej
Trzeba przyznać, że 8-calowe, szklane radio robi wrażenie. Wzornictwo jest oszczędne, a jednocześnie wygląda „drogo” – czyli tak, jak powinno. Nasz pospolity Golf wyposażeniem i wykonaniem kokpitu zbliża się do klasy premium.
Niestety, to, co uderza już na pierwszy rzut oka i daje się we znaki już po przejeździe zapoznawczym , to brak gałeczki do regulowania głośności. Faktem jest, że gałeczka zaburzyłaby wizualnie sterylność kokpitu, zamiast niej mamy więc dotykowe pole na szklanej tafli. To może chociaż gałeczka na kierownicy? Też nie! Tu także mamy dwa przyciski.
Co gorsza, dokładnie tak jak w tablecie, zrezygnowano z przycisków (czy też pól dotykowych) dających bezpośredni dostęp do wybranych, podstawowych funkcji systemu multimedialnego – telefonu czy też źródeł dźwięku. Najpierw więc stukamy w pole „menu”, a dopiero potem, patrząc na ekran, wybieramy interesującą nas aplikację. W samochodzie nie jest to ani wygodne, ani bezpieczne.
Przed oczami za dopłatą nieco ponad 2 tys. zł mamy wirtualny kokpit. To nic innego jak wyświetlacz zastępujący tradycyjne zegary. Na wyświetlaczu możemy oglądać kokpit „klasyczny”, czyli wyświetlane dwie duże tarcze prędkościomierza i obrotomierza, a pomiędzy nimi i w środku tarcz dodatkowe informacje (do wyboru z wielu opcji), albo zmniejszamy zegary i umieszczamy pomiędzy nimi dużą mapę ze wskazaniami nawigacji. Szybko zauważymy, że od nadmiaru danych i dublowanych informacji można dostać oczopląsu; chętnie wyłączamy więc, co się da.
Volkswagen Golf Variant - czasem od przybytku boli głowa
Na kierownicy też jest gęsto od przycisków. Znajdziemy tu sterowanie wirtualnym kokpitem (to jest OK), muzyką, czyli stacjami radia, źródłami dźwięku i głośnością (też OK, choć brak gałeczki regulacji głośności to jednak wada), i m.in. sterowanie tempomatem adaptacyjnym (auto utrzymuje zadaną odległość od poprzedzających aut). Ta ostatnia rzecz już nie jest OK, bo przycisków i funkcji na kierownicy robi się zwyczajnie za dużo, a jeszcze trzeba nią kręcić i trafić w zakręt. Tradycyjna (być może nieco przestarzała) trzecia dźwigienka tempomatu, jak choćby w Seacie Leonie, byłaby wygodniejsza i prostsza w obsłudze.
Wracając do radia: nie ma gałeczki, ale jest sterowanie gestami. Jeśli nauczysz się odpowiednio przesuwać dłonią wzdłuż dolnej części radia, będziesz mógł bezdotykowo zmieniać stacje radiowe czy przerzucać utwory, którego źródłem jest np. aplikacja Spotify w smartfonie. Tyle, że mało kto nabywa tak małpiej zręczności, by rozkazujące gesty wykonywać zgodnie z oczekiwaniem czujników w dolnej części ekranu.
Volkswagen Golf Variant - podłączysz każdego smartfona (prawie)
A skoro już jesteśmy przy smartfonie z Androidem, to warto postarać się o aplikację Android Auto, która pozwoli nam sensownie skomunikować telefon z samochodem (trzeba o nią „postarać się”, bo nie wystarczy zwyczajne ściągnięcie jej ze Sklepu Play Google'a – nie jest ona w Polsce udostępniona; można ją ściągnąć z niemieckiej strony np. magazynu komputerach lub innego zagranicznego źródła). W każdym razie można połączyć telefon z samochodem tak, by w drodze widzieć na 8-calowym ekranie wskazania nawigacji Google'a i mieć na ekranie uproszczony interfejs muzyczny oraz telefoniczny, a także odcięty dostęp do aplikacji, których w czasie jazdy używać się nie powinno.
Systemów i opcji, którymi steruje się za pomocą wielopoziomowego menu jest na tyle dużo, że łatwo się zagapić, zwłaszcza podczas jazdy w korku, gdy ręce świerzbią, by coś poprzestawiać albo poprawić. Na szczęście auto jest czujne: w sytuacji zagrożenia, gdy zbliżamy się z nierozsądną prędkością do auta, które jedzie przed nami, zacznie głośno ostrzegać, kokpit rozświetli się na czerwono, być może nawet system uruchomi hamulce. Funkcja wybudzania kierowcy to dobra rzecz – trzeba przyznać, że technika znalazła antidotum na problemy, które wcześniej sama stworzyła, to naprawdę działa i ratuje przed stłuczką!
Rada: jeśli nie musicie, pozostańcie przy „biedniejszej” wersji multimediów – wówczas prosty, przyjazny w obsłudze Golf pozostanie Golfem. A jeśli nie... cóż, będzie przynajmniej jeździł jak Golf: wygodnie i bezpiecznie. Ale jeśli zainwestujesz w zawieszenie z adaptacyjną regulacją DCC, zyskasz kolejną funkcję do zabawy: będziesz mógł wybierać spośród kilku trybów jazdy: komfortowej, eko, sportowej...
Dane techniczne:
Pojemność skokowa 1968 cm3, R4 turbodiesel, 150 KM przy 3500 obr./min, 340 Nm przy 1750-3000 obr./min, vmax – 216 km/h, 0-100 km/h – 8,9 s, średnie zużycie paliwa – 4,6l/100 km (fabr.), 7,5 l/100 km w teście (warunki miejskie + autostrada); poj. zbiornika paliwa 50 l, cena wersji Variant, Highline 2.0 TDI DSG od: 116 190 tys. zł