Jest to pierwsze seryjne Volvo z napędem elektrycznym. Z przodu znalazł się silnik, a akumulatory o pojemności 24 kWh umieszczono w środkowym tunelu.

Tak się nim jeździ

Przede wszystkim – bardzo cicho. Podczas jazdy słychać nawet pluskanie paliwa w baku układu ogrzewania. Zawieszenie jest sprężyste, ale komfortowe. Silnik chętnie oddaje moc, co pozwala na dynamiczną jazdę. Dopiero po osiągnięciu poziomu rezerwy (10 km zasięgu) elektronika nakłada na silnik kaganiec, a na wyświetlaczu pojawia się... żółw.

I rzeczywiście, szybciej nie pojedziemy. Volvo w takiej chwili pragnie tylko dać się podłączyć do gniazdka i „zatankować”. Choć instalacja jest przystosowana do prądu trójfazowego, baterie można ładować wyłącznie z gniazdka 230-woltowego.

Ośmiogodzinne podłączenie wystarcza na przejechanie 120 km, a Volvo twierdzi, że przy lżejszej stopie można osiągnąć nawet 150 km. Potem C30 musi się znowu „skontaktować”.

Czy warto kupić?

Trzeba mieć dobry powód, by obecnie zdecydować się na auto elektryczne. Samochód jest dostępny w leasingu u niemieckiego importera Volvo w cenie 950 euro/mies. To 4-krotnie więcej niż za zwykłe C30.