Japoński kompakt o tej nazwie istnieje w światowej motoryzacji już od lat 60, a pracowity dział rozwoju wschodnioazjatyckiego producenta wyrzucał przez całe lata w czteroletnich odstępach zupełnie nowe modele 323. Taka koncepcja oznacza wielką ilość różnych samochodów o tej samej nazwie, szybsze starzenie się, a co za tym idzie wymusza obniżki cen samochodów używanych Jest to przeciwieństwo przeciągających się zmian międzygeneracyjnych, typowe dla marek niemieckich. Dopiero w ostatnich latach tempo innowacji zaczęło spadać, ponieważ dziewiąta generacja jeździ po drogach od 1998 roku. Prawdziwą bombą stała się następczyni oznaczona po prostu cyfrą 3, zaprezentowana w 2003 r. (będąca finalną wersją konceptu pokazanego wcześniej podczas autosalonu w Genewie). My poświęcimy uwagę ostatnim dwóm, ostatnim generacjom 323, obecnie często spotykanym w autokomisach.

Ósma generacja 323 trafiła na nasz rynek, krótko po większej 626 i obie, chociaż niezbyt rozpowszechnione, cieszą się wielką estymą. W przeciwieństwie do produktów rodzimej motoryzacji 323 była niezwykle egzotyczna. Model ten wyróżniał się ilością wariantów nadwozia. Do dyspozycji były trzydrzwiowy hatchback, trójbryłowy sedan ze stopniowanym tyłem i najbardziej poszukiwany pięciodrzwiowy hatchback 323F. Pod różnymi nadwoziami kryła się, z reguły, klasyczna, sprawdzona technika - na przykład ułożony poprzecznie z przodu silnik, napęd na koła przednie, kolumny McPhersona z przodu i tylna oś wleczona - co jest podstawą długiej żywotności Mazd 323. Zatrzymajmy się przez chwilę przy atrakcyjnym do dzisiaj modelu 323F. Jego charakterystyczny, sportowy design przypominał coupé, do czego przyczyniła się wysmukła sylwetka, drzwi bez ramek, długi rozstaw osi, nisko umiejscowione przednie światła i wyraźny przedni spoiler oraz i wyoblone błotniki. Szyby bez ramek wyglądają rasowo, ale miękkie uszczelki tracą z czasem na funkcjonalności i oprócz tego, że należy spodziewać się aerodynamicznych hałasów trzeba się liczyć z okresowym przeciekaniem do wnętrza kabiny. Design ograniczał przestrzeń w kabinie głownie na tylnych siedzeniach, niewysokie szyby i wyższy tył ograniczały widoczność. Dynamicznie ścięty tył krył w sobie raczej przeciętny bagażnik o pojemności 346 l, który dodatkowo był kiepsko dostępny z uwagi na wysoką krawędź załadunku. Jako jeden z pierwszych, popularnych samochodów 323F miała zderzaki lakierowane w kolorze nadwozia, co było z pewnością efektowne w nowym samochodzie, dzisiaj zaś mimo starań pierwszego właściciela narożniki karoserii będą nosić ślady trudów eksploatacji.