Czy Renault Laguna zdobył szczyt niezawodności? Do ideału trochę brakuje, ale mogę śmiało powiedzieć, że pod względem trwałości Renault Laguna 2.0 dCi jest zdecydowanie na fali wznoszącej. Podczas naszego egzaminu samochód był zawsze gotowy do jazdy i nie sprawiał poważnych problemów. Psuły się drobiazgi, choć niektóre z nich doprowadzały wielu testujących do furii.
Sama rozbiórka auta na koniec testu pozostawiła dobre wrażenie. Laguna ma solidną mechanikę, co potwierdził stan niemal wszystkich podzespołów i ich szczegółowe pomiary. A górne panewki korbowodowe? Tak naprawdę spodziewaliśmy się większych przetarć. Ekspert Renault stwierdził, że półpanewki są w dobrej formie. Choć nie do końca się z tym zgadzam, ich stan rokował nadzieję na kolejne 100 tys. km.
Renault Laguna III przełom dla marki
Czuć było napięcie w powietrzu, tym bardziej że wtedy standardem były 2 lata gwarancji ograniczonej przebiegiem 100 tys. km. W wielu przypadkach tak jest do dziś. To wydarzenie wzbudziło także naszą ciekawość. Już w 2008 r. Laguna III 2.0 dCi/173 KM ruszyła w morderczą próbę na dystansie 100 tys. km. Wspólnie z kolegami z „Auto Bilda” chcieliśmy sprawdzić, czy zapowiedziany przez Renault przełom jakościowy nie jest zwykłym chwytem marketingowym. Sprawozdanie z testu opublikowaliśmy w marcu 2010 r. w artykule - Renault Laguna Grandtour 2.0 dCi: Promyk nadziei dla Renault.
Samochód wypadł naprawdę dobrze i otrzymał piątkę z minusem. Niestety, niesmak pojawił się po rozebraniu naszego „maratończyka” na części. Na panewkach korbowodowych były wyraźne przetarcia. Wyglądały one tak, jakby motor pokonał nie 100, lecz 300 tys. km!
100 tys. km za kierownicą Laguny
Był to impuls dla nas (i sprawa honoru dla Francuzów) do tego, by sprawdzić, czy to jednostkowy przypadek, czy też większy problem. Otrzymaliśmy więc propozycję od Renault Polska, żeby przetestować Lagunę 2.0 dCi raz jeszcze. Samochód miał nie tylko być użytkowany na drogach europejskich, lecz także – a nawet głównie – zmierzyć się z dość specyficznymi warunkami pracy panującymi w polskich realiach, gdzie ciągle się zwalnia i przyspiesza, zwalnia i przyspiesza...
I tak, w marcu 2011 r. na naszym redakcyjnym parkingu pojawiła się Laguna Grandtour 2.0 dCi, ale tym razem nie w wersji 173-konnej, tylko 150-konnej – to odmiana najczęściej wybierana przez polskich nabywców. Nadwozie kombi w czarnym kolorze, wariant wykończeniowy Bose Edition, którego wyposażenie seryjne bez wątpienia sprosta wymaganiom wielu kierowców.
Oczywiście, o przepychu nie można tu mówić, ale 6 airbagów, skrętne światła ksenonowe, klimatyzacja automatyczna, tempomat, nawigacja, komputer pokładowy, tapicerka materiałowo-skórzana, radio z CD, nagłośnienie Bose, czujnik deszczu czy alufelgi zapewniają miłe, komfortowe i bezpieczne podróżowanie. I wszystko za niecałe 100 000 zł, bo tyle kosztował nasz „maratończyk” w momencie rozpoczęcia testu.
Samochód szybko wyruszył w drogę
Rzeczywiście, nasz „maratończyk” podczas wypraw pozwolił się poznać jako szybkie, a także oszczędne i użyteczne kombi. Średnie spalanie 150-konnego turbodiesla wyniosło ok. 7 l/100 km i choć było o ponad litr wyższe od obiecywanego przez producenta, trzeba je uznać za zadowalające. Tym bardziej że Laguną nikt nie jeździł z duszą na ramieniu. Jednak w początkowej fazie testu nie obyło się także bez krytycznych uwag: Nieintuicyjna obsługa radia! czy też: Fotele mogłyby być skrojone nie tylko pod Francuzów postury Jeana Todta, albo: Tylko jeden uchwyt na kubek. Czyżby Laguna projektowana była dla singla?
I o ile z pierwszą przypadłością z czasem można sobie poradzić – po prostu obsługi radia trzeba się nauczyć – o tyle z drugą i trzecią już nie. Siedzisku brakuje 2-3 cm, żeby poczuć pełną wygodę, a drugiego uchwytu nie można zamówić nawet za dopłatą.
Renault Laguna prowadzenie
Kontrowersje budził układ jezdny – była grupa redaktorów, którym nastawy odpowiadały, ale też znalazło się kilku testujących, według których były one zbyt sprężyste. Poza tym od samego początku auto borykało się z delikatnym znoszeniem w lewą stronę. Laguna przypomina trochę żaglówkę, którą pomimo usilnych prób sternika, znosi na lewą stronę – zapisał jeden z redaktorów. Trzeba jednak zaznaczyć, że niektórzy testujący w ogóle tego nie zauważyli. Po analizie wpisów w dzienniku pokładowym uznaliśmy, że powyższy problem ma związek z oponami.
Jeśli chodzi o walory użytkowe nadwozia, to z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że Laguna oferuje wystarczająco miejsca dla czterech osób oraz ich wakacyjnego ekwipunku. Pojemność bagażnika 508 l, choć nierekordowa w klasie, pozwala zabrać kilka walizek i toreb naprawdę pokaźnych rozmiarów. Do tego kufer można w łatwy sposób powiększyć. Wystarczy wcisnąć przycisk (w górnej części kanapy po obu stronach) lub pociągnąć uchwyt znajdujący się w bagażniku. Oparcie bezwładnie opada na siedzisko, a do dyspozycji jest prawie 1600 l foremnej przestrzeni.
Samochód jeździł i jeździł. Pierwsze 50 tys. km pokonał brawurowo
Oprócz walorów użytkowych chwalono: reflektory za dobrą skuteczność, szybko nagrzewające się wnętrze w zimowe dni, a także bezkluczykowy system dostępu do auta, którydziałał bez zarzutu do końca testu. Jedynie po 70 tys. km musieliśmy wymienić baterię. I choć z uwagi na intensywną eksploatację oraz duży przebieg nie jest to wcale zły wynik, to jednak Renault powinno pomyśleć o baterii mającej większą wydajność, którą można by doładowywać w slocie karty. Nie wystąpiły też poważne problemy eksploatacyjne. Tak naprawdę zawodziły jedynie drobiazgi. Pojawił się kłopot z działaniem gniazdek 12 V, raz zgłupiała elektryka od podnoszenia szyby kierowcy, a w trakcie skręcania w lewo niekiedy słychać było metaliczny hałas dochodzący z przedniej osi. Przy okazji przeglądu po 30 tys. km niemal wszystkie problemy wyeliminowano.
Druga połowa dystansu zaczęła się niezbyt dobrze
Przy przebiegu 53 500 km „francuz” miał małą stłuczkę. Zawinił jeden z kierowców testujących, który nie wyhamował i uderzył w zatrzymujący się pojazd. Jednak kolizja była na tyle delikatna, że po spisaniu oświadczenia nasz „maratończyk” ruszył dalej. W dzienniku wozu między 50 a 75 tys. km przebiegu pojawiły się nieliczne negatywne wpisy związane z trwałością, które dotyczyły ponownie drobiazgów: coraz większych przetarć na kole kierownicy, skrzypiących lusterek (podczas składania i rozkładania), zawieszającego się radioodbiornika i po raz kolejny skokowo otwierającej się szyby, ale już nie tylko kierowcy, lecz także pasażera. Większość usterek zgłosiliśmy podczas rutynowego przeglądu.
Z niektórymi serwis sobie poradził (np. z radiem), ale lusterka piszczały do końca testu. W przypadku szwankujących szyb dostaliśmy następujące instrukcje z serwisu: po podniesieniu szyby do skrajnego górnego punktu proszę przytrzymać przycisk około 10 s. Sterownik zapamięta wtedy ustawienia i problem zniknie. Rzeczywiście, po zastosowaniu powyższych wskazówek szyby otwierały się i zamykały tak, jak powinny. Problem jednak co jakiś czas powracał. Uznaliśmy więc, że nie jest to wada Laguny, tylko cecha – ten typ po prostu tak ma.
Renault Laguna oznaki zmęczenia materiału
Im bliżej było do końca testu, tym niektóre elementy wnętrza zaczynały wykazywać coraz większe oznaki zmęczenia. Przykład: deska rozdzielcza. Owszem, jest wykonana z miękkiego tworzywa i została ładnie zaprojektowana, ale po przekroczeniu 70 tys. km akompaniament dźwięków, jakie z siebie wydawała podczas ruszania i postoju na światłach, z czasem był nie do zniesienia. Dobrze, że na pokładzie naszego „maratończyka” znalazło się nagłośnienie firmy Bose. Do jego jakości nie mamy zastrzeżeń – mało zniekształceń, dobry balans, a do tego... wysoka skuteczność w tłumieniu niepożądanych dźwięków dochodzących z kokpitu.
Mimo tych drobiazgów – mniej lub bardziej denerwujących – nasza Laguna okazała się autem na którym można polegać. Choć pod koniec testu samochód nie był już tak zwarty i świeży jak na początku, nigdy nas nie zawiódł podczas podróży i zawsze był gotowy do jazdy. Silnik zapalał nawet w największe mrozy, lampka DPF-u ani razu się nie zaświeciła, skrzynia biegów działała bez zarzutu.
Do serwisu jeździliśmy na rutynowe przeglądy – po 30, 60 i 90 tys. km. Tylko raz ASO odwiedziliśmy pozaplanowo. Z tym większym zaciekawieniem przystąpiliśmy do rozbiórki silnika na części. Wcześniej zafundowaliśmy naszemu „francuzowi” ścieżkę zdrowia w stacji diagnostycznej. Laguna zaliczyła ją bez najmniejszych zastrzeżeń – żadnych luzów w zawieszeniu, układzie przeniesienia napędu, a skuteczność amortyzatorów wynosiła od 66 do 70 proc. Diagnosta zakwestionował jedynie drobne drganie soczewki w lewym ksenonie.
Zbadaliśmy także moc na hamowni. Wynik: 151,7 KM! Na początku testu (badanie przeprowadziliśmy przy 7456 km) było 152,4 KM – oba pomiary mieszczą się więc w granicach błędu. Dodajmy tylko, że Renault obiecuje 150 KM. Po zdemontowaniu osłony silnika natrafiliśmy na niewielki wyciek z rury intercoolera (puścił uszczelniacz za kilkadziesiąt złotych). Dość mocno zabrudzony był też zawór EGR, ale działał bez zastrzeżeń. Poza tym – nic!
A sam silnik, a ściślej panewki? Wszystkie były w dobrej kondycji poza górnymi korbowodowymi. Widaćna nich przetarcia – na wysokości korby, gdzie występują największe obciążenia podczas suwów pracy. Wyglądały jednak o wiele lepiej niż w Lagunie testowanej wraz z kolegami z „Auto Bilda”. Wspólnie z rzeczoznawcą Dekry uznaliśmy, że nie jest to kres ich możliwości i powinny wytrzymać kolejne 100 tys. km, co nie zmienia faktu, że ich stan (wygląd) budził pewne zastrzeżenia.
Zobacz jak jeździ renault Laguna 2.0 dCi