Bufori wygląda niepoważnie, komicznie, tandetnie, bajkowo, kiczowato i po prosto niesamowicie, ale to poważne auto. Naprawdę! Ma silnik V8 z Chryslera 300C o mocy 430 KM (gdy zamontują sprężarkę, ma być ponad 600 KM), niezależne i adaptacyjne zawieszenie oraz gadżety z XXI wieku.
Jest więc inteligentny tempomat, kamera na podczerwień i system ostrzegający o niezamierzonym zjechaniu z pasa ruchu.
Ba, nadwozie Bufori Geneve wykonano z mieszanki włókna węglowego i kewlaru, więc widzicie, to wyższa szkoła jazdy. Wewnątrz jest wręcz obezwładniająco.
Tak, tak, jest skóra, drewno, barek, DVD i tak dalej, ale otrzymamy też coś zupełnie ekstra. Otóż w wyposażeniu Bufori jest sejf i profesjonalny zestaw do zaparzania herbaty. O, losie!
Bufori buńczucznie twierdzi, że może produkować 300 sztuk rocznie Geneve, ale nie chce, ponieważ zależy mu na elitarności swojej limuzyny (jasne, a może po prostu nie znajdzie się 300 odważnych rocznie?).
Dlatego więc planowana produkcja to 60 sztuk rocznie, a wszystkie trafią do Chin, na Bliski Wschód i do dalekiej Azji.
Aha – zmieniam zdanie. Toyota o cesarskim wyglądzie nie jest już najdziwniejszą limuzyną świata. Oficjalnie ogłaszam, że został nim Bufori Geneve.